Czy wszystko pozostanie tak samo, kiedy mnie już nie będzie? Czy książki odwykną od dotyku moich rąk, czy suknie zapomną o zapachu mojego ciała? A ludzie? Przez chwilę będą mówić o mnie, będą dziwić się mojej śmierci – zapomną. Nie łudźmy się, przyjacielu, ludzie pogrzebią nas w pamięci równie szybko, jak pogrzebią w ziemi nasze ciała. Nasz ból, nasza miłość, wszystkie nasze pragnienia odejdą razem z nami i nie zostanie po nich nawet puste miejsce. Na ziemi nie ma pustych miejsc.
Był wykończony, tak po prostu zwyczajnie nie miał już siły. Dwa tygodnie, dzień w dzień przychodził do szpitala mając nadzieję, że z Izą jest już lepiej ale wcale nie było. Wprost odwrotnie tuż po tym co zastał w swoją noc poślubną po powrocie z kuchni nigdy nie zapomni. Zakrwawiona dziewczyna leżała na skraju łóżka nie wydająca z siebie ani jednego tchu oddechu. Nie patrząc na nic wział Ją delikatnie na ręce tak jakby była jakimś cennym kryształem i usadowił Ją do swego Astona Martina nie zważając na to, że plamy po krwi są bardzo trudne do zmycia, najważniejsza była Ona. Gdy tylko dostał się do szpitala lekarz rozpoczął cesarskie cięcie a Iza nadal spała. Dziewczynka była wcześniakiem toteż musiała całe dnie spędzać w inkubatorze z powodu swego braku prawidłowej odporności toteż Reus biegał to z jednej sali od swej córeczki do drugiej w którym leżała Jego świeżo poślubiona żona. Nie miał już siły na nic, chodzić na treningi, jeść, pić. Cały dzień przesiadywał u Izy trzymając kurczowo Jej rękę, o mało co nie pobił lekarza, gdy ten chciał wyłączyć aparaturę która oddychała za Izę. On wierzył, że Ona się wybudzi prędzej czy później. Wszyscy codziennie odwiedzali Marco w szpitalu, Mario i Amelia podobnie jak blondyn przesiadywali u Izki całe dnie. Lecz Jej trupio- blada twarz nie wróżyła niczego dobrego.
*2 tygodnie później*
Wszedł do sali z wielkimi worami pod oczami, odkąd Rose wypuścili do domu miał pełne ręce roboty przy noworodku. Nie miał pojęcia jak postępuje się z małymi dziećmi, co prawda pomagali Mu praktycznie wszyscy ale z najważniejszym problemem pozostał sam.
-Cześć Belluś. Przyniosłem Ci Twoje ulubione piwo imbirowe- otworzył butelki z napojem i postawił na stole tak jakby zapach miał dostać się do nozdrzy Jego żony i doprowadzić do tego aby się obudziła.
-Rose nie może spać po nocach. Staram się jak mogę ale nie jestem Tobą- zwrócił się do dziewczyny czując napływający potok łez. -Iza musisz się obudzić, błagam, nie mam już siły. - odparł po czym zasnął z dłonią brunetki przy swoim policzku.
Obudziły Go niekontrolowane ruchy lecz dopiero po chwili zdał sobie sprawę, że to nie On jest ich sprawcą.
-Iza!- krzyknął radośnie spoglądając to na twarz dziewczyny, to na dłoń, która przed chwilą się poruszyła.
Brunetka otworzyła powoli swe ociężałe powieki by spojrzeć na białe mury szpitala. Była bardzo osłabiona, nie miała siły mówić w gardle czuła pustynię.
-Izka Kochanie tak się o Ciebie bałem, nawet sobie nie wyobrażasz- zaczął obdarowywac Ją buziakami jakby wpadł w dziki szał.
-Wody- szepnęła ledwo słyszalnie dziewczyna zmuszając Reus'a do spełnienia Jej żądań.
Gdy dostała to czego chciała spojrzała z delikatnym uśmiechem na Marco i rzekła:
-Niezłą Ci niespodziankę w dzień ślubu zrobiłam co?
-Chyba wracasz do zdrowia Kochanie, tak się cieszę.
***
Minęły zaledwie dwa dni a dziewczyna wypisała się ze szpitala na własne żądanie, nie mogła już wytrzymać w tym obskurnym miejscu. Chciała jak najszybciej wrócić do domu i zaopiekować się Rose, tak bardzo Ją kochała, niewyobrażalnie mocno. Musiała też doprowadzić do porządku Reus'a, który od dobrego miesiąca nie uczęszczał na treningi. Wpełzła do sypialni w której to Marco całował brzuszek najmłodszej z pokolenia Reusów a Ona się śmiała wniebogłosy.
-Reus! Już 10.00 chyba gdzieś się wybierasz?- zapytała unosząc brwi.
-Nie?!- zapytał jakby sam siebie przypominając sobie co za plany ma na dziś.
--Dobre czasy się skończyły, pakujesz się do samochodu i zapieprzasz na Idunę, jasne? Prędzej niż po treningu nie chcę Cię w domu widzieć.!
***
-To już koniec Marco?- zapytała wieczorem gdy cieszyli się ciszą w swoim salonie.
-Koniec czego?- zapytał blondyn, który trzymał na kolanach głowę brunetki i wplątywał w niesforne kosmyki włosów swoje palce.
-No Naszej historii.- odparła patrząc na blondyna.
-To dopiero początek skarbie. Może i problemy się skończyły ale nie Nasza miłość. Ona będzie trwać wiecznie pomimo wszystkiego.
***
Jezu przepraszam Was z całego serca.
Epilog tragiczny, ale nienawidzę pisać końca. Po prostu mi to nie wychodzi. Chciałam żeby zakończyło się dobrze i tak się stało, więc mam nadzieje, że nie zabijecie mnie przy najbliższej możliwej okazji.
A teraz ogłoszenia parafialne:
62 rozdziały!63 obserwatorów, Ponad 40 000 wyświetleń, pod każdym rozdziałem otrzymywałam komentarze. Kilka z Was miałam przyjemność poznać bliżej dzięki komunikatorowi GG:)
Bloga założyłam 9 lipca 2013r. i nawet nie myślałam, że ktokolwiek to zechce czytać. Naprawdę, historia wydawała mi się mdła i niemożliwa do tego aby ktokolwiek to zechciał czytać. A jednak ;) Dzięki Wam przeszło rok spędziłam na Historii Izy i Marco. Były wzloty i upadki, miałam okres w którym już naprawdę chciałam zrezygnować ale przezwycieżyłyśmy to razem.! Jestem Wam tak cholernie wdzięczna za wszystko! Bez Was nie byłoby mnie tutaj:) Przez ten rok bardzo wiele się nauczyłam. Na początku z wielkim trudem przychodziło mi opisywanie sytuacji. Zresztą łatwo porównać sobie pierwsze rozdziały a ostatnie w których dominował dialog i nic więcej.! Praktyka robi swoje <3
Dziś kończę to opowiadanie z uśmiechem na ustach i bądź co bądź łzami w oczach ale to ze wzruszenia!!!! Trudno się pożegnać z czymś co tak naprawdę było Twoim pierwszym "dzieckiem" i do którego tak bardzo się przyzwyczaiłaś.
Nie chcę po kolei dziękować każdej z Was bo na pewno kogoś bym pominęła. Po prostu dziękuję Wam wszystkim! Za wsparcie, za miłe słowa, za rozmowy na gadu( De i Julita!!!!! Kocham Was jak własne siostry syjamskie♥ )
Papa :*
P.S. Zapraszam teraz na moje opowiadanie o Marco i Joe----->http://zakazany-romans.blogspot.com/
I może pomyślicie, że oszalałam ale wpadłam na pomysł( nie wiem czy dobry) napisania jeszcze kolejnego :) Napisałam mini prolog z opisem bohaterów ;) Zobaczymy czy się spodoba czy nie:)------->http://milosc-bez-konca.blogspot.com/
Rozdziały bd dodawane co tydzień ale na zmianę na tych 2 blogach ;)
<3 KOCHAM WAS
Tak, kocham BVB
poniedziałek, 27 października 2014
wtorek, 21 października 2014
Rozdział 61
Nadszedł
ten jakże ekscytujący dzień. Czym dla ludzi jest ślub? Dla wielu
kobiet zapewne małżeństwo jest sensem życia, realizowaniem samej
siebie, dążenia do doskonałości we dwoje, sprawianiem by świat u
boku drugiej osoby był coraz piękniejszy. To taki idealny
scenariusz gdy panna młoda spełnia swe najskrytsze marzenia
stawając na ślubnym kobiercu. Lecz Izabela Malinowska od samego
rana była pełna niepokoju, zdążyła to zauważyć Mela która
pełniła w tej chwili funkcję osobistej stylistki młodej Niemki.
-Iza?
Co jest? Od piętnastu minut się nie odzywasz wpatrując się tępo
przed siebie. Masz wątpliwości?- zapytała blondynka przerywając
na chwilę rozczesywanie długich włosów brunetki.
-Nie.
Po prostu to miał być idealny dzień. Taki jaki zawsze się śni
małym dziewczynkom po nocach. Książę oświadcza się księżniczce,
pobierają się i żyją długo i szczęśliwie. Czuję się źle,
naprawdę źle Mela.
Przyjaciółka
z niepokojem usiadła obok Belli by wysłuchać do końca Jej
wywodów. Już wiedziała, że wcale Jej się nie podoba sens
monologu przyszłej Pani Reus.
-Na
początku myślałam, że to dziecko....To najlepsze co Nas w życiu
może spotkać, broniłam Go z całego serca. Ale z perspektywy czasu
dopadają mnie wątpliwości. Marco jest młody, mógłby jeszcze
sobie ułożyć życie a ja zostawiam Mu noworodka.
-Izka
o czym Ty mówisz? Błagam nie możesz myśleć o sobie już tak
jakbyś była na tamtym świecie
-Ale
tak będzie Mela! Być może jutro, pojutrze może za parę tygodni
będę na tamtym świecie. I zarówno Ty jak i Marco musicie sobie
zdać z tego sprawę. On czuje taką cholerną presję, żeni się ze
mną tylko dlatego, że umieram- brunetka zaniosła się płaczem
psując cały swój dotychczasowy makijaż w mgnieniu oka.
-Bells
większych bzdur w życiu nie słyszałam. Przecież Cię kocha,
oświadczył Ci się zanim się dowiedziałaś o tym przykrym
incydencie.
-Ale
to nie miało być tak! Mieliśmy pobrać się jak normalni ludzie,
bez pośpiechu. Wyznaczając datę ślubu chcieliśmy oczekiwać jak
każda para młoda na swoja kolej.
-Izabelo
Malinowska oświadczam Ci, że masz się wziąć w garść gdyż ktoś
na Ciebie czeka- blondynka spojrzała wprost na drzwi w których
ukazał się blondyn. Zostawiła ich samych zamykając za sobą białe
drzwi.
-Co
Ty tu robisz? Nie powinieneś mnie oglądać przed ślubem. To
przynosi pecha.- odparła Iza ocierając kciukiem tusz, który
rozmazał się tuż pod powiekami dziewczyny.
-Musiałem
upewnić się, że nie zwiejesz sprzed ołtarza-podniósł podbródek
brunetki zmuszając Ją do uśmiechu.
Nastała
długa cisza, która ani trochę nie była krępująca. Nie musieli
rozmawiać by być ze sobą blisko. Gdy spotka się połówkę swego
serca po jednym spojrzeniu da się wywnioskować o czym myśli druga
osoba. Iza przygryzała wnętrze policzka spoglądając kątem oka na
blondyna, który nerwowo trzymał na kolanach ręce jak do modlitwy.
Tak bardzo Go kochała, aż za bardzo. Nie mogła znieść myśli, iż
będzie musiała Go zostawić i skrzywdzić po raz kolejny w życiu.
Tak bardzo chciała być silna, widziała jak Reus się denerwuje,
jak udaje twardziela chociaż wcale sytuacja nie jest łatwa.
Pragnęła Go pogłaskać po policzku dając do zrozumienia, że
zawsze będzie przy Nim i do końca życia będą razem. Ale nie
potrafiła, nie wiedziała jak ma spojrzeć Mu w oczy i zmierzyć się
z rzeczywistością. Odwróciła więc głowę w bok dając upust
swym łzom.
-Iza
co się dzieje?- zapytał nie otrzymując żadnej odpowiedzi.
Uklęknął więc przy dziewczynie łapiąc Ją za obydwie trzęsące
się z nerwów dłonie.
Niemka
nie mogła się uspokoić, zanosząc się szlochem wylewała z siebie
coraz więcej słonych łez. Blondyn postanowił Ją przytulić, gdyż
wiedział czego dziewczyna potrzebuje. Wsparcia, tak tego Jej było
trzeba. Czując niesamowita woń perfum Marco powoli dochodziła do
siebie.
-Jesteś
wspaniałym człowiekiem wiesz?- zapytała biorąc do ręki dłoń
narzeczonego.
- Zasługujesz na najlepsze...
-Izka...
-Daj
mi dokończyć Marco...- szepnęła blondynka prosto w usta
Niemca.-Kocham Cię i stanowczo za rzadko Ci to mówiłam. Zawsze
przy mnie byłeś wyciągając mnie z tarapatów. Nie było takiego
momentu w moim życiu w którym zwątpiłabym w Marco Reusa. On jest
stworzony do naprawdę wielkich rzeczy.
-Bells
jesteś najlepszym co mnie w życiu spotkało. Nie osiągnąłbym
tego wszystkiego bez Ciebie, uczynisz mi ten zaszczyt i wyjdziesz za
mnie? Wszyscy już czekają.
***
Ceremonia
była wprost idealna, piękna dziewczyna w śnieżnobiałej sukni z
uroczym brzuszkiem, który jak najbardziej Jej służył. Obok Niej
stał blondyn, ubrany w skromny garnitur. Nie spuszczając z siebie
wzroku wypowiedzieli te słowa, które znaczyły tak wiele dla nich
obojga. Zabawy weselnej nie planowali, Iza powinna leżeć a nie
zabawiać się na parkiecie. Zarówno jedno jak i drugie marzyło o
hucznej imprezie aż do rana ale bezpieczeństwo było ważniejsze.
Przenosząc małżonkę przez próg klubowa jedenastka poczuła to
ciepło w sercu, które zawsze towarzyszyło w obecności partnerki.
-Postaw
mnie na ziemi bo nabawisz się przepukliny. Zapominasz, że ważę
trochę więcej niż jakieś parę miesięcy temu?- zapytała
brunetka śmiejąc się co chwila do rozpuku.
-Chcę
Ci coś pokazać więc nie psuj niespodzianki i bądź cicho.-
stwierdził blondyn zanosząc Izę wprost do ich wspólnej sypialni.
Ujrzała
płatki czerwonych róż rozłożone na białej pościeli, niby
tandetny chwyt ale jakże cudowny. Poczuła miły ucisk w sercu
rozpościerający całą klatkę piersiową. Stanęła w końcu na
upragnionej podłodze chwiejąc się na podmiękłych nogach z
zachwytu.
-Jak
tradycja nakazuje każde nowo poślubione małżeństwo odbywa taki
rytuał...- Niemiec plątał się w zeznaniach ukazując na twarz
swe nieśmiałe rumieńce.
-Nie
wierzę, Marco Reus ma w sobie niezlokalizowane pokłady wstydu-
uśmiechnęła się szeroko patrząc wprost w roziskrzone oczy swego
męża- Chcesz mi zaproponować cudowną noc poślubną?- zapytała
kokieteryjnie ciągnąc swego ukochanego za krawat tuż koło łóżka.
-Poczekaj
niewyżyta kobieto, zaraz wracam- zostawiając brunetkę w sypialni
skierował swe kroki do lodówki, w której chłodziły się lody
truskawkowe. Gdy podchodził spowrotem do miejsca upragnionego celu
poczuł w sercu dziwny niepokój. Zamarł stając w drzwiach......
***Tak wiem...Jetem okropna przerywając w takim momencie!
Rozbeczałam się jak głupia pisząc ten rozdział. Moja mama aż nieźle się zainteresowała co ja takiego robię w tym wordzie.
Da się zżyć z opowiadaniem?- DA SIĘ ♥
Pozdrawiam Was i zapraszam na mojego drugiego bloga: http://zakazany-romans.blogspot.com/
sobota, 11 października 2014
Rozdział 60
Leżenie, czytanie, znów leżenie. I tak w kółka, dwadzieściacztery godziny na dobę. Izabela Malinowska była uwięziona w sypialni niczym w więzeniu. Zmieniając co chwila pozycje na łóżku myślała, że oszaleje. Wydarła więc strony z najnowszego magazynu Fashion i zaczęła puszczać papierowe samolociki, które lądowały na zimnej posadzce w korytarzu. Wracający Marco z treningu skierował swe kroki po ciemnych panelach gdy zobaczył papierowe środki transportu. Zostawiając torbę w salonie wychylił głowę zza drzwi dziewczyny co kosztowało Go wylądowaniem samolociku prosto na Jego idealnie ułożonej grzywce.
-Byłaś grzeczna?- zapytał przekraczajac próg drewnianych drzwi. Po piorunującym spojrzeniu brunetki jednak pożałował tego pytania.
-Obudziłam się i leżałam i leżałam i leżałam. Co miałabym takiego szalonego robić? Jedynym ekscytującym zajęciem było liczenie książek na półce.
-Izka, przecież wiesz że musisz leżeć. Chyba dziecko jest najważniejsze prawda?- zapytał blondyn spoczywając tuż obok dziewczyny.
-Ciągle Cię nie ma, godziny się strasznie dłużą a ja umieram z nudów. Czy muszę cały czas leżeć, czy naprawdę choć jeden dzień, jeden wieczór nie mogę zafunkcjonować jak normalny człowiek?- spojrzała na Marco tym swoim wzrokiem, który sygnalizował że Niemiec zmięknie i zrobi wzystko co zechce dziewczyna.
-Co znowu wymyśliłaś? Nie patrz sie tak na mnie bo na nic się nie zgodzę.
-Marcooooooo. Kochanie wiesz przecież że muszę coś zrobić bo oszaleję- złapała chłopaka za materiał bluzy nie dając Mu jakiejkolwiek szansy odwrotu.
-To ja zaraz oszaleję wiesz? Co znów wykombinowałaś?
***
Dziewczyna promieniała na samą myśl, że choć na chwilę będzie mogła oderwać się od szarej rzeczywistości. Poprosiła Marco o gruntowne zakupy a sama podzwoniła po najbliższych przyjaciółkach by dotarły do Niej.
-Jestem, kupiłem wszystko co chciałeś mam nadzieję- odrzekł Marco wchodząc do pomieszczenia.
-Teraz masz wolne, chcę porozmawiać z dziewczynami, ok? Może ulotnić się na godzinkę?
-Tylko na godzinkę ok? Ani minuty dłużej, bo...
-Tak wiem, muszę leżeć- stwierdziła słysząc dzwonek u drzwi.-Już idź sobie.
Gdy otwierała drzwi chciała pokazać swój wewnętrzy spokój aczkolwiek szargało Nią mnóstwo sprzecznych emocji. Jak wytłumaczyć przyjaciołom, że tak na prawdę może za parę miesięcy Cię nie będzie na tym świecie? Czy jest jakikolwiek sposób aby w miarę delikatnie móc to powiedzieć?
-Usiądźcie sobie- rzekła do dziewczyn prowadząc Je wprost do salonu. Wiedziała, że musi od razu im wszystko powiedzieć bo w przeciwnym razie odwaga Ją opuści i nic z tego nie wyjdzie.
-Chcę Wam coś powiedzieć- wstała krążąc nerwowo po pokoju. Towarzystwo natychmiastowo spojrzało na siebie zdając sobie sprawę, że coś poważnego musiało się stać. Tylko jedyna Mela wiedziała co przyjaciółka chciała Jej powiedzieć toteż podeszła do przyjaciółki łapiąc Ją za dłoń by dodać otuchy. -Jak już wiecie, co zresztą widać jestem w ciąży ale może to niekoniecznie jest wesoła wiadomość. Przynajmniej dla niektórych, Marco na początku wcale nie cieszył się z tej wiadomości ale jakoś Go przekonałam do tego by nie miał mi tego za złe. Słuchajcie, moja ciąża jest zagrożona, jest taka ewentualność, że może mnie zabraknąć po porodzie. Lekarze sugerowali mi usunięcie płodu ale ja tak nie umiem, jest bardzo mała szansa tego, że przeżyję dlatego chciałabym żebyście wiedziały to ode mnie niż potem...
-Nic takiego się nie zdarzy Bella- w zdanie brunetki wcieła się Amelia- Urodzisz to dziecko i wzystko będzie dobrze.
-Mimo wszystko chciałabym, żebyście mieli na Marco oko, chciałabym żeby to dziecko było szczęśliwe. Chciałabym móc Je wychowywać razem z Nim, zmieniać te śmierdzące pampersy i uczyć Je siadania na nocniku. Cieszyć się gdy powie pierwsze słowo i głaskać Go po małej główce by uspokoić Go przed snem ale nie mam pojęcia co z przyszłością. Nie mam bladego pojęcia.
Na wszystkich zebranych twarzach pojawiły się łzy rozpaczy, nie mogły wyobrazić sobie że mogłoby zabraknąć Izy. Zawsze była pełna życia i wszędzie było Jej pełno. Nie dało się Jej nie lubić, Ona po prostu była Izą.
***
-Cześć kochanie- od progu mieszkania zagadnął Reus upewniając się, że towarzystwo rozproszyło się do swych domów.-Co robisz?- zapytał gdy ujrzał swą narzeczoną głęboko osadzoną w fotelu z kartką i długopisem w ręku.
-Oszalałaś? Co Ty robisz? Do kogo ten list?- zapytał wyraźnie wzburzony czytajac pierwsze litery zdań.
-Wręczysz Go naszemu dziecku gdy skończy siedem lat. Myślisz, że to wystarczający wiek żeby cokolwiek zrozumiało?
-Iza przestań! Nie ma mowy o żadnym liście, może film jeszcze nakręcisz? Nie chcę słyszeć o żadnych takich ekscesach, przeżyjesz rozumiesz?- ukucnął by złapać dłonie dziewczyny i ucałować ich wewnętrzną stronę.
-Ja tylko chcę, żeby mnie pamiętało, mojej mamy zbytnio nie pamiętam i wiem jakie to ważne.
-Wszystko będzie dobrze kochanie, nic sie nie stanie. Nie pozwolę na to.
Marco Reus chciał ochronić brunetkę przed całym światem ale zdawał sobie sprawy, że jest zbyt słaby na to. Wydałby całe pieniadze by ocalić dziewczynę ale nie jest Bogiem by cokolwiek zrobić w tej sprawie. Chciał jak najszybciej poślubić dziewczynę, nie wiadomo co przyniesie jutro.
***
Najszybciej napisany rozdział w moim zyciu:)
Jeszcze wczoraj miałam jakieś może 4 zdania napisane i brak jakiejkolwiek weny na resztę. Dzisiaj dodałam to:)
Do końca zostało jakieś 2 rozdziały, tymczasem zapraszam na mój drugi blog--->LINK
Na razie jest tylko jeden rozdział, ale niedługo ( jak mnie wena najdzie dodam coś kolejnego:)
Pozdrawiam, Kalina :*
-Byłaś grzeczna?- zapytał przekraczajac próg drewnianych drzwi. Po piorunującym spojrzeniu brunetki jednak pożałował tego pytania.
-Obudziłam się i leżałam i leżałam i leżałam. Co miałabym takiego szalonego robić? Jedynym ekscytującym zajęciem było liczenie książek na półce.
-Izka, przecież wiesz że musisz leżeć. Chyba dziecko jest najważniejsze prawda?- zapytał blondyn spoczywając tuż obok dziewczyny.
-Ciągle Cię nie ma, godziny się strasznie dłużą a ja umieram z nudów. Czy muszę cały czas leżeć, czy naprawdę choć jeden dzień, jeden wieczór nie mogę zafunkcjonować jak normalny człowiek?- spojrzała na Marco tym swoim wzrokiem, który sygnalizował że Niemiec zmięknie i zrobi wzystko co zechce dziewczyna.
-Co znowu wymyśliłaś? Nie patrz sie tak na mnie bo na nic się nie zgodzę.
-Marcooooooo. Kochanie wiesz przecież że muszę coś zrobić bo oszaleję- złapała chłopaka za materiał bluzy nie dając Mu jakiejkolwiek szansy odwrotu.
-To ja zaraz oszaleję wiesz? Co znów wykombinowałaś?
***
Dziewczyna promieniała na samą myśl, że choć na chwilę będzie mogła oderwać się od szarej rzeczywistości. Poprosiła Marco o gruntowne zakupy a sama podzwoniła po najbliższych przyjaciółkach by dotarły do Niej.
-Jestem, kupiłem wszystko co chciałeś mam nadzieję- odrzekł Marco wchodząc do pomieszczenia.
-Teraz masz wolne, chcę porozmawiać z dziewczynami, ok? Może ulotnić się na godzinkę?
-Tylko na godzinkę ok? Ani minuty dłużej, bo...
-Tak wiem, muszę leżeć- stwierdziła słysząc dzwonek u drzwi.-Już idź sobie.
Gdy otwierała drzwi chciała pokazać swój wewnętrzy spokój aczkolwiek szargało Nią mnóstwo sprzecznych emocji. Jak wytłumaczyć przyjaciołom, że tak na prawdę może za parę miesięcy Cię nie będzie na tym świecie? Czy jest jakikolwiek sposób aby w miarę delikatnie móc to powiedzieć?
-Usiądźcie sobie- rzekła do dziewczyn prowadząc Je wprost do salonu. Wiedziała, że musi od razu im wszystko powiedzieć bo w przeciwnym razie odwaga Ją opuści i nic z tego nie wyjdzie.
-Chcę Wam coś powiedzieć- wstała krążąc nerwowo po pokoju. Towarzystwo natychmiastowo spojrzało na siebie zdając sobie sprawę, że coś poważnego musiało się stać. Tylko jedyna Mela wiedziała co przyjaciółka chciała Jej powiedzieć toteż podeszła do przyjaciółki łapiąc Ją za dłoń by dodać otuchy. -Jak już wiecie, co zresztą widać jestem w ciąży ale może to niekoniecznie jest wesoła wiadomość. Przynajmniej dla niektórych, Marco na początku wcale nie cieszył się z tej wiadomości ale jakoś Go przekonałam do tego by nie miał mi tego za złe. Słuchajcie, moja ciąża jest zagrożona, jest taka ewentualność, że może mnie zabraknąć po porodzie. Lekarze sugerowali mi usunięcie płodu ale ja tak nie umiem, jest bardzo mała szansa tego, że przeżyję dlatego chciałabym żebyście wiedziały to ode mnie niż potem...
-Nic takiego się nie zdarzy Bella- w zdanie brunetki wcieła się Amelia- Urodzisz to dziecko i wzystko będzie dobrze.
-Mimo wszystko chciałabym, żebyście mieli na Marco oko, chciałabym żeby to dziecko było szczęśliwe. Chciałabym móc Je wychowywać razem z Nim, zmieniać te śmierdzące pampersy i uczyć Je siadania na nocniku. Cieszyć się gdy powie pierwsze słowo i głaskać Go po małej główce by uspokoić Go przed snem ale nie mam pojęcia co z przyszłością. Nie mam bladego pojęcia.
Na wszystkich zebranych twarzach pojawiły się łzy rozpaczy, nie mogły wyobrazić sobie że mogłoby zabraknąć Izy. Zawsze była pełna życia i wszędzie było Jej pełno. Nie dało się Jej nie lubić, Ona po prostu była Izą.
***
-Cześć kochanie- od progu mieszkania zagadnął Reus upewniając się, że towarzystwo rozproszyło się do swych domów.-Co robisz?- zapytał gdy ujrzał swą narzeczoną głęboko osadzoną w fotelu z kartką i długopisem w ręku.
-Oszalałaś? Co Ty robisz? Do kogo ten list?- zapytał wyraźnie wzburzony czytajac pierwsze litery zdań.
-Wręczysz Go naszemu dziecku gdy skończy siedem lat. Myślisz, że to wystarczający wiek żeby cokolwiek zrozumiało?
-Iza przestań! Nie ma mowy o żadnym liście, może film jeszcze nakręcisz? Nie chcę słyszeć o żadnych takich ekscesach, przeżyjesz rozumiesz?- ukucnął by złapać dłonie dziewczyny i ucałować ich wewnętrzną stronę.
-Ja tylko chcę, żeby mnie pamiętało, mojej mamy zbytnio nie pamiętam i wiem jakie to ważne.
-Wszystko będzie dobrze kochanie, nic sie nie stanie. Nie pozwolę na to.
Marco Reus chciał ochronić brunetkę przed całym światem ale zdawał sobie sprawy, że jest zbyt słaby na to. Wydałby całe pieniadze by ocalić dziewczynę ale nie jest Bogiem by cokolwiek zrobić w tej sprawie. Chciał jak najszybciej poślubić dziewczynę, nie wiadomo co przyniesie jutro.
***
Najszybciej napisany rozdział w moim zyciu:)
Jeszcze wczoraj miałam jakieś może 4 zdania napisane i brak jakiejkolwiek weny na resztę. Dzisiaj dodałam to:)
Do końca zostało jakieś 2 rozdziały, tymczasem zapraszam na mój drugi blog--->LINK
Na razie jest tylko jeden rozdział, ale niedługo ( jak mnie wena najdzie dodam coś kolejnego:)Pozdrawiam, Kalina :*
czwartek, 25 września 2014
Rozdział 59
I
tak zawsze będziesz mój.
Zależy
mi na Nim, choć już tyle razy mnie zranił, ale nie mogę przestać
o Niego walczyć, bo boję się, że Go stracę na zawsze. Za bardzo
Go kocham.
Śpiąc
spokojnie poczuł jak wewnętrzna siła skłania Go do tego by
otworzył oczy. Mimo iż była dopiero ósma godzina postanowił się
obudzić. Spojrzał na druga połowę swojego łóżka i spostrzegł,
że Izy już w Nim nie ma. Mimowolnie się przestraszył, nie tego że
brunetki nie ma lecz tego co będzie jutr, pojutrze, za miesiąc, za
rok. Możliwe, że będzie zawsze sam. Skarcił się w myślach na
samą myśl swoich durnych wyobrażeń. Co prawda nie pogodził się
do końca z decyzją Izabeli by urodziła to dziecko ale chciał Ją
wspierać, po prostu przy Niej być. Wstając z łóżka przetarł
swe zaspane powieki by poszukać dziewczyny. Siedziała w salonie
pisząc coś na kartce.
-Dobrze
się czujesz?- zapytał zdając sobie sprawę, że zadaje to pytanie
zbyt często.
-Nie
musisz mnie sprawdzać co pięć minut. Czemu nie śpisz?
-Mam
trening, muszę iść- odparł z przekonaniem, że wcale nie chce Mu
się wybierać na Idunę. Z upływem czasu każdą chwilę wolał
spędzać z Bellą niż trenować. Mimo iż, piłka była dla Niego
naprawdę ważna nie mógł oprzeć się uczuciu jak czas ucieka Mu
przez palce.
***
Z
każdą nadchodzącą chwilą zdawała obie jaki człowiek jest
słaby. Jaka Ona jest słaba. Po wielu latach powróciła do
rysunków. Zaczęła rysować. Różne rzeczy. Głównie wspomnienia o
Niej, o Marco, o wszystkim co w Jej życiu bylo istotne. Dlaczego?
Chciała by Jej dziecko miało po Niej jakąś pamiątkę.
Przechowywała to w specjalnym pudełku pod łóżkiem tak aby Reus
tego nie dojrzał. Wiedziała, że nieźle by się wkurzył gdyby
zobaczył, że Ona myśli o śmierci, że dopuszcza do siebie myl że
jednak nie przeżyje. Zdawała obie sprawę jak bardzo Go zrani gdy
odejdzie, przecież ma małe szanse przeżycia. Musi się z tym
pogodzić. Spacerując ulicami Dortmundu zatrzymała się na placu
zabaw pośród którego pełno było matek z dziećmi. Byli tacy
szczęśliwi, uśmiechnęła się na samą myśl o swoim potomku. Czy
to nie paradoks? Zamiast się smucić poczuła wewnętrzną ulgę.
Zapatrzyła się jednak w dzieci bawiące się zabawkami w piaskownicy
i wpadł na Nią rowerzysta.
-Nic
Pani nie jest?-zapytał zdając sobie sprawę z postępionego czynu.
Jego wzrok przykuł wystający już brzuch dziewczyny toteż mimo
protestów zawiózł Ją do szpitala.
***
Marco
jak na szpilkach czekał na poczekalni umierając z niepokoju.
Energicznym krokiem w Jego kierunku zmierzała Mela, która była
niemniej przerażona.
-Reus?
Co się dzieje? Gdzie Izka?
-Melka
to najwyższy czas, musicie porozmawiać. Iza ma uszkodzone łożysko,
podczas ciąży może dojść do wylewu.
-Co?-
zapytała ze smutkiem w oczach. Nie mogła uwierzyć w żadne słowo
wypowiadane przez blondyna. Jaki wylew. Iza?
W
tej samej chwili na korytarzu zjawił się lekarz uspakajając ich,
że sytuacja została opanowana i można iść do pacjentki.
-Idź-
szepnął Marco klepiąc przyjacielsko Melę po plecach. Doskonale
wiedział jak dziewczyny są zżyte i jak trudno Belli przyznać się
przyjaciółce do problemu.
Amelia
Czyż powolnym krokiem weszła do sali numer siedem gdzie leżała w
szpitalnej piżamie Jej ukochana Iza. W oczach miała słone łzy,
których nie umiała opanować. Wiedziała, ze powinna być silna ale
nic z tego.
-Hej
Mela, wszystko gra. Nie płacz- na łokciach podniosła się Bells
widząc zapłakaną twarz swej przyjaciółki.
-Nie
to powiedział Marco- odrzekła siadając na skraju łóżka.
-Powiedział
Ci?- zapytała brunetka czując ulgę na sercu iż w końcu nadszedł
ten dzień kiedy może na spokojnie wytłumaczyć Meli że Jej ciąża
nie jest wcale tak kolorowa jak się może wydawać.
-Co
my zrobimy Iza? Musimy przez to jakoś przejść- stwierdziła
blondynka łapiąc kruchą dłoń Izy.
-Nie
wiem, przejdziemy przez to- uśmiech dziewczyny tak na prawdę
przysłaniała maska, która była przerażona takim stanem rzeczy.
Nie wiedziała co robić, chciałaby po prostu by znalazł się ktoś
kto powie Jej krok po kroku co dalej.
***
Dwa
dni później Marco i Iza wracali już do domu z niezwłocznym
wskazaniem lekarza, iż Iza ma leżeć do końca ciąży. Dziewczyna
była zrezygnowana, wiedziała co to oznacza. Nuda i po prostu nuda,
w dodatku nad opiekuńczy Reus, który nie miał zamiaru spuszczać z
Niej oka. Już od progu postanowił wziąć sprawy w woje ręce.
-Nie
ma to jak w domu. Chodź, zaprowadzę Cię do łóżka.
-Marco,
przestań się tak martwić. Wiem gdzie jest sypialnia, poradzę sobie
przecież. Nic mi nie jest dziecku też nie.
-Będę
się martwił i będę to robił przez następne kilka miesięcy.-
dotknął brzucha ciążowego swojej narzeczonej po czym pochylając
się nad Nim zaczął z Nim rozmawiać szeptem.
-Dziecko
mówi, że potrzebuje popołudniowej drzemki. Dobra decyzja, zgadzam
się- nie słuchając protestów dziewczyny wsunął rękę pod Jej
ramię i siłą zaprowadził Ją do łóżka.
***
Przepraszam,
przepraszam, przepraszam. Dosyć, że rozdział jest krótki to
jeszcze taka beznadzieja o niczym tak na prawdę. Po prostu tak
bardzo jak nie nawidzę pisać początku tak samo nie lubię
końcowych rozdziałów. Jako taki pomysł na zakończenie mam ale
zostało ok 3,4 rozdziałów które jakoś muszę napisać. Porażka.
Pozdrawiam:*
Kalina
<3
piątek, 19 września 2014
Rozdział 58
Mówią,
że kiedy rodzi się człowiek- z nieba spada dusza i rozpada się na
dwie części. Jedna część trafia do kobiety, a druga do
mężczyzny. Sens życia polega na odnalezieniu tej drugiej połowy.
Połowy swojej własnej duszy.
kilka
tygodni później
Izabela
Malinowska właśnie w tym momencie zdawała sobie sprawę, jak
producenci są bezmyślni. Siedziała nad kartonem pełnym gwoździ i
desek z którego według obrazka miało wyjść dziecięce łóżeczko.
Najpierw tylko trzeba było Je złożyć. Wszytko by inaczej
wyglądało gdyby instrukcję napisano w języku niemieckim
ewentualnie angielskim lub polskim który też dobrze znała. Ślęcząc
nad kartką papieru wydrukowaną w dialekcie włoskim po raz kolejny
tego dnia próbowała rozgryźć instrukcję. Nic to nie dało, desek
o przeróżnej grubości i wielkości było multum a Ona nawet nie
wiedziała co do czego ma przyczepić. Zrezygnowana poszła spać
gdyż będąc w ciąży coraz szybciej się męczyła.
***
Obudził
Ją cichy szmer tuż przy uchu zwiastujący Reus'a.
-Nie
wiesz, że ciężarnej kobiecie trzeba dać poleżeć?- zapytała gdy
ciepła dłoń Marco ciągnęła Ją po korytarzu za sobą.
-Dobra
idź sobie spać ale będziesz żałować tego gdy zobaczysz
niespodziankę.- stwierdził Reus zatrzymując się przed pokojem, w
których drzwi były zamknięte.
-Naprawdę?
Czy Ona ma coś wspólnego z tym, że wczoraj w nocy nie przyszedłeś
do łóżka. Złożyłeś to cholerne łóżeczko!- wykrzyknęła
podskakując z radości.
-Może-
oznajmił blondyn spoglądając na Izę, która pobladła nagle na
twarzy. Wpatrując się w jeden punkt na ścianie podtrzymywała się
narzeczonego głośno oddychając.
-Poranne
mdłości?- zapytał niepewnie lecz brunetka już osunęła się na
podłogę nie udzielając Mu satysfakcjonującej odpowiedzi.
Podźwignął
więc ciało narzeczonej i niezwłocznie udał się do lekarza by
sprawdzić czy na pewno wszystko w porządku.
***
Wizyta
u medyka przeciągnęła się niesamowicie długo, z każdym
wypowiadanym przez mężczyznę słowem para nie mogła uwierzyć w
to co się dzieje. Opuścili szpital powolnym krokiem zmierzając do
samochodu blondyna. Droga powrotna podobnie jak wizyta na oddziale
dłużyła się niemiłosiernie. Reus nie mógł uspokoić drżących
dłoni na kierownicy a Iza wpatrywała się tępo w jeden punkt za
szybą trzymając się kurczowo pasa, który opinał Jej ciążowy
brzuch. Gdy dotarli na posesję ani jedno ani drugie nie miało
ochoty wysiadać. Bali się rozmawiać, bali się spojrzeć na
siebie. Nadchodząca przyszłość wydawała się taka odległa.
Skierowali się do wnętrza domu nie zdając sobie sprawy, że już
za chwilę odbędzie się najważniejsza decyzja w ich życiu.
Decyzja która może zaważyć na losie całej trójki ich rodziny.
-Lekarz
kazał Ci się oszczędzać, powinnaś iść do łóżka- stwierdził
Marco podążając za brunetką.
-Chcę
zobaczyć niespodziankę- oznajmiła tak jakby nic się nie stało. A
wydarzenia sprzed godziny nie miały jakiegokolwiek sensu.
-To
nie jest zbyt dobry pomysł- odrzekł blondyn.
Nie
słuchała już Go w tej chwili. Chciała po prostu wejść do pokoju
i zobaczyć to cholerne łóżeczko z którym wczoraj nie mogła
sobie poradzić. Lecz gdy nacisnęła złotą klamkę u drzwi ku Jej
oczom ukazał się piękny widok. Nie tylko łóżeczko było złożone
ale cały pokój był przygotowany do przyjścia na świat młodego
potomka Reus. Wszystko było idealnie dopasowane do wnętrza pokoiku
dziecięcego. Nad łóżeczkiem wisiały malutkie białe misie, które
kręciły się na karuzeli przy delikatnym pociągnięciu sznureczka.
Ściany były ozdobione kolorem zielonym, który zwiastował
nadchodzącą nadzieję. Na białej komodzie tuz przy ścianie
piętrzyły się małe pluszowe zabawki a w przewijaku, który stał
pod oknem ułozone były śpioszki w małe słodkie pieski.
Podchodząc bliżej dziewczyna złapała w obie dłonie miłe w dotyku
body, na których napisane było "I love mom" po czym
przyciągnęła Je do twarzy i rozkoszowała się delikatnym aromatem
kwiatowego zapachu.
-Iza-
odrzekł Marco doskonale widząc co się dzieje z Jego narzeczoną.
Była rozbita, wewnętrznie i psychicznie. Gdy z Jej oczu zaczęły
kapać słone łzy wybiegła z pokoju dając do wiadomości Reus'owi,
że potrzebuje chwili.
***
-Nie
wybraliśmy nawet imienia- rzekła tylko gdy usłyszała nadchodzące
kroki blondyna do kuchni.
-Daj
spokój. Potrzebujemy kilku dni by to przetrawić- stwierdził
Marco.-Lekarz powiedział, że jeśli urodzisz możesz umrzeć. Nie
musimy teraz podejmować tej decyzji, możemy wrócić tam za kilka
dni.
-Po
aborcję- odrzekła dziewczyna. -Nie! Nigdy tam nie wrócimy! Nie po
to Reus. Urodzę to dziecko!
-Nie
urodzisz do cholery żadnego dziecka, rozumiesz!- chwytając
dziewczynę za przegub dłoni kontynuował dalej -Jestem samolubny!
Tak wyobraź sobie, że jestem. Jeśli mam Cię stracić nie dojdzie
do żadnego porodu.
-Marco...To
jest nasze dziecko. Słyszałeś Jego bicie serca. Nie możesz ot tak
Je usunąć.
-Przestań,
do cholery przestań pieprzyć. Jak mam pokochać to dziecko? Powiesz
mi jak?! Umrzesz przez Niego!- te słowa wbiły się w mózg brunetki
niczym szubienica skazanego na śmierć.
-Dlaczego
tak o tym myślisz?- zapytała Bella dotykając ramienia blondyna.
-Możemy
adoptować Iza ale na to się nie zgadzam rozumiesz!
-Jesteś
palantem! I co robisz?!- krzyczała dziewczyna dążąc za
narzeczonym który w furii zaczął rozkładać dziecięce łóżeczko
do Jego pierwotnego stanu.
-Marco
Reusie jeśli nie przestaniesz to oberwiesz! Przestań rozumiesz!-
odciągając blondyna od drewnianego miejsca sypialnego starała się
przemówić Mu do rozumu.
-Zobacz
ile razem przetrwaliśmy. Naprawdę chcesz to zniszczyć? Damy
jakiemuś lekarzowi na zepsucie naszego małego szczęścia? Nawet
jeśli stanie się tak, że mnie zabraknie to wiem, że sobie
poradzisz. Możesz kochać to dziecko to nie znaczy, że przestaniesz
kochać mnie.
-Nie
mogę żyć bez Ciebie.- odparł czując jak łzy spływają po Jego
policzku.
***
Kochane
moje mysie!
Musiałam
przyspieszyć trochę akcję stąd taki nagły zwrot!
Ale
po prostu już nie miałam pomysłu na tą sielankę i stwierdziłam,
że jeszcze przed końcem zamieszam. Czy na pozytywnie czy negatywnie
same się przekonacie:)
No i wiem, że prolog na nowym blogu miałam dodać jak tu skończę ale już jest! Zapraszam
Nowy blog
Kalina.
♥
sobota, 13 września 2014
Rozdział 57
-Jak
miałam się czuć gdy
bronisz tej wywłoki, która o mało co nie została Twoją żoną
kretynie? Jestem w ciąży i nie mogę się denerwować! Ale przy
Tobie nie można inaczej! Zejdź mi z oczu bo chyba Cię zabiję!!!!-
krzyczała już rozwścieczona niczym lew dziewczyna.
***
Jechała
w ciszy zmuszona przez blondyna do ich własnego mieszkania. Była
wściekła, wszystko się w niej buzowało. Ogarniały Ją tak
sprzeczne emocje, iż sama nie potrafiła ich zrozumieć. Najchętniej
rzucałaby wszystkim co by Jej w ręce wpadło z drugiej zaś strony
czuła jak ogarnia Ją niemoc a łzy kotłujące się w zakamarkach
oczu mają ochotę wylać się hektolitrami na zewnątrz. Odwróciła
więc głowę i patrząc się w szybę starała się opanować swój
zrozpaczony wyraz twarzy.
-Jesteśmy-
usłyszała głos, który wyrwał Ją z popłochu. Odpięła więc
pasy bezpieczeństwa po czym otwierając sobie drzwi pomaszerowała
do domu.
-Poczekaj-
zatrzymał Ją Reus a Ona zdała sobie sprawę, że nawet gdyby nie
miała zamiaru z nim konwersować jest do tego zmuszona. Wybiegając
wtedy z domu nie zabrała ze sobą nic a więc jest skazana na
blondyna. Krzyżując ręce na klatce piersiowej obróciła się
nadal pokazując minę, która była wściekła. Na Niego. Na Jenny.
Na cały świat.
-Długo
jeszcze będziemy żyć w takim zawieszeniu? Wygarnęłaś mi to co
miałaś do powiedzenia a teraz chodźmy normalnie jak ludzie do
domu.
-Ja
Ci wygarnęłam?! Boże Marco jak Ty mnie wkurwiasz! Ta dziewucha
nigdy Nam nie da spokoju, nie widzisz tego? Jej tu niby nie ma a
ciągle miesza! Dlaczego jesteś taki ślepy!
-I
co teraz? Będziesz chodziła wściekła i obrażona na cały świat?!
Daj już sobie spokój, pojechała! Nie ma Jej. Nie zachowuj się jak
dziecko- odkluczając zamek w drzwiach udał się do środka.
Nie
wiedziała co ma robić, czy wejść, czy stać tak dalej na
zewnątrz. Nogi odmówiły posłuszeństwa i nijak nie chciały
współgrać z resztą ciała. Czy przesadzała?Być może ale
nienawidziła Jenny całym sercem i nie miała zamiaru tego ukrywać.
Siadając na werandzie po raz kolejny dzisiaj zastanawiała się nad
swoim życiem. Czy wszystko zawsze robiła zgodnie z własnymi
przekonaniami? Czy aby żyjąc na tym wiecie nie uraziła nikogo
swoją osobą? Czy gdyby wtedy nie wyjechała Jej życie potoczyłoby
się inaczej? Tego nie wiedziała. Nikt tego nie wiedział. Każdy
człowiek, każde zdarzenie ma w naszym życiu sens. Czy wart
zapominać o błędach? Nie, po to Je robimy by uczyć się jak
prawidłowo postępować. Drgnęła gdy poczuła ciepły puchowy koc
na swoich ramionach.
-Przeziębisz
się- oznajmił znajomy Jej głos siadający obok.
Siedząc
w ciszy spoglądała kątem oka na Reus'a który co chwilę ruszał
nerwowo palcami. Zrozumiała, że znów pozwoliła by hormony wzięły
nad Nią górę. Póki co to Jenny okazała się podła a nie On.
Nie miała tyle odwagi by się odezwać, to było zbyt trudne ale
przemogła się by przytulić się do ramienia blondyna. Zrobiła to
bardzo niepewnie zdając sobie sprawę ze zdarzeń sprzed kilku
godzin.
-Przepraszam-
szepnęła.-Jestem tak cholernie zazdrosna. Przepraszam....
Odgarniając
Jej kosmyk z czoła wziął Jej chudą dłoń i kolejny raz tego
wieczoru zaprowadził Ją do samochodu.
***
-Dlaczego
mnie tu przywiozłeś? Byłam tu wieki lat temu- rzekła dziewczyna
przypominając sobie pierwsze spotkanie z Reusem. Wtedy kiedy Jej
samochód odmówił posłuszeństwa a Jej obecny chłopak Oliwier nie
miał zamiaru po Nią przyjechać.
-Byłaś
wtedy wredna- oznajmił blondyn zgadując co ma na myśli dziewczyna.
-A
Ty pozwoliłeś mi narzekać na całą męską populację tylko
miałam z Tobą pojechać do domu.
-Kiedy
byłaś w Berlinie czasem tu przychodziłem. To miejsce jest
najodpowiedniejsze na.....W sumie nie wiem czy powinienem klękać bo
jesteś już moją narzeczoną. Ale dobra...- Marco wyciągając
czerwone pudełeczko podał Je dziewczynie nie do końca spodziewając
się Jej reakcji. Bądź co bądź nie znał się na tych różnych
świecidełkach, pierścionkach i innych tego typu rzeczy. Lecz Pani u
jubilera stwierdziła, że na zaręczyny niewskazane są duże
brylanty więc wziął coś małego. Miał nadzieję, że Iza ma
podobny gust co Pani w sklepie gdyż prawdę powiedziawszy
pierścionek kupił na wyjeździe gdy był na meczu i nie za bardzo
nawet wiedział gdzie się udać by wymienić zdobycz.
-Marco!
Wstań, przecież Twoje nogi....Nie możesz się nadwyrężać.
-Wstanę
jak powiesz czy Ci się podoba.
-Oczywiście,
że tak!- klękając przy blondynie pozwoliła sobie wsunąć
pierścionek na palec. Była bardzo szczęśliwa.
***
Otwierając
niechętnie oczy zdał sobie sprawę, że już czas. Pora na trening.
Do dzwonienia budzika zostało niecałe pięć minut a więc nie
warto było już mrużyć oczu. Usiadł na łóżku szukając swej
odzieży, która nieudolnie został rozrzucona po pokoju. Patrząc na
śpiącą Izę postanowił, że zostawi Jej niespodziankę. Wiedział,
że brunetka Go zabije gdyż punktualnie o siódmej miał Ją
obudzić. W wytwórni miała masę papierkowej roboty i jakoś nikt
nie kwapił się by Jej pomóc. Wyciągając z szuflady kartkę i
długopis napisał parę słów po czym zostawił Ją na łóżku.
Czytając ostatni raz swój wpis popatrzył na brunetkę po czym
uśmiechnął się sam do siebie i opuścił pomieszczenie.
***
Promienie
słoneczne nie miały dziś dla brunetki taryfy ulgowej. Nie
otwierając nadal oczu Iza pomyślała, że musi dziś być bardzo
upalny dzień skoro tuż przed siódmą tak grzeje. Bo przecież nie
ma siódmej, prawda? Reus obiecał Ją obudzić. No obiecał!
Wyrywając się nagle dogłębnie ze snu spojrzała na zegarek, który
pokazywał w pełnej okazałości godzinę jedenastą
dwadzieścia pięć.
-Jesteś
martwy blondi- zawyrokowała brunetka po czym pobiegła szybko do
swej garderoby wyjmując potrzebne rzeczy. Nigdy nie miała takiego
sprinta w ubieraniu się. Niby nic Ją nie goniło ale zostawiła
swoją pracownicę zdaną samą na siebie a w końcu najpóźniej o
ósmej miała zjawić się w wytwórni. Wpadając ostatni raz do
sypialni przetrząsywała każdą szafkę w poszukiwaniu szczotki,
która nagle zginęła. Wtedy ku Jej oczom ukazała się kartka
leżąca na białej satynowej pościeli.
"Miłego
dnia. Kocham Cię i................fajny masz tyłek"
Poczuła
jak kąciki Jej ust podnoszą się do góry i mimowolnie zaczęła
się śmiać sama do siebie. Wiedziała jedno- jak Go dziś ujrzy to
nie da mu żyć.
***
Dodaję
rozdział tak szybko gdyż mam Go od dawna napisanego!:)
Nie
podoba mi się kompletnie, jestem chora, mam zmutowany głos I jak na
złość prawie we wszystkich Waszych opowiadaniach które czytam źle
się dzieje!
Poprawić
się! No błagam, poprawcie Mi humor :c
Kocham
Was ♥
Kalina
czwartek, 11 września 2014
Rozdział 56
Kocham
Cię, uwielbiam, wielbię tak bardzo że sama nie wiedziałam że tak
można i tak potrafię. Chcę mieć z Tobą dzieci, kota, psa, duże
łóżko, kredyt na życie czy cokolwiek innego. Chcę się z Tobą
zestarzeć, mieć zmarszczki, sztuczne zęby i razem leczyć
reumatyzm. Chcę wszystko byle z Tobą.
Iza
Malinowska razem z Marco z wielkim niepokojem oczekiwał Sary i
Oliwii. Córek ich przyjaciół. Wszystko było przygotowane, ostre
narzędzia były pochowane a laptop stał w dość niewidocznym
miejscu. Zarówno brunetka jak i blondyn zdawali sobie sprawę, że
mając w opiece tak małe pociechy trzeba mieć oczy dookoła głowy.
Dziewczynki były bardzo energiczne i wszystko Je interesowało
dlatego też musieli się zdobyć na najwyższe środki ostrożności.
Oczekując więc na małe Polki usłyszeli dzwonek u drzwi. Izka
szczęśliwa zerwała się z miejsca by odkluczyć drzwi. Lecz ku Jej
niezadowoleniu nie zastała tam wyczekiwanych gości.
-Marco
do Ciebie- bąknęła po czym rozsiadła się na kanapie nie mając
zamiaru pomagać blondynowi wstać. Bądź co bądź był bardzo
słaby i każdy najmniejszy ruch sprawiał Mu trudność. Nie
obchodziło Jej w tej chwili, jak dla Niej wcale nie musiał wstawać
a osoba stojąca w drzwiach mogłaby się rozpłynąć. Marco
rozmyślając co też ugryzło Bellę i dlaczego nie wpuściła
gościa do środka z trudem podreptał do drzwi.
-Jenny?-
sam był niemało zdziwiony przybyciem blondynki do swojego domu.
***
Rozmowa
Marco z Jego byłą zdawała się dla Izy nie mieć końca. Nie
zamierzała podsłuchiwać w końcu muszą sobie ufać, prawda?
Wiedziała też że gdyby znalazła się w zasięgu wzroku Jenny ,ta
na pewno robiłaby Jej na złość i przymilała się do Reusa.
Postanowiła więc zachować neutralną pozycję i oczekiwać
przyjścia narzeczonego. Gdy usłyszała powolne kroki Marco
podgłośniła telewizor by udać, że wcale Ją nie interesuje po co
Jenny przyszła i co miała do powiedzenia. W rzeczywistości aż się
gotowała od środka. Blondyn usiadł obok Niej na kanapie i
wpatrywał się w telewizor. Iza gdy była zazdrosna zawsze
przyjmowała bojową pozycję, taki też miała nastrój. Nie
zamierzała być miła i wypytywać się o cokolwiek, jakiś honor
jeszcze miała. Gdy blondyn położył rękę na Jej kolanie i zaczął
głaskać Jej udo o mało co nie doprowadziło Jej to do furii.
Czując na ciele gęsią skórkę strąciła rękę blondyna nadal
nie odrywając wzroku od filmu. A Reus? Reus wcale nie był głupi
wiedział co się dzieje ale wcale nie chciał dolewać oliwy do
ognia. Wiedział kiedy lepiej się nie odzywać. Ale z drugiej strony
pamiętał doskonale te wszystkie sytuacje gdy brunetka potrafiła
nawet cały dzień się nie odzywać dlatego też postanowił
zaryzykować i najwyżej oberwać od ukochanej w sumie za nic.
-Przyszła
się pożegnać- oznajmił zerkając kątem oka na dziewczynę. Gdyby
Iza mogłaby teraz wybuchnąć zrobiła by to na pewno. Jej twarz
przybierała przeróżnych kolorów a na Jej usta cisnęły się
różne słowa, niekoniecznie grzeczne. Nie odzywała się nadal
powstrzymując się jak tylko mogła co wcale nie było łatwe.
-Jasna
cholera Iza denerwujesz mnie! Nic złego nie zrobiłem! Ciągle muszę
ulegać bo masz jakieś zastrzeżenia. Rozumiem Cię ale nie
zamierzam się podlizywać tylko dlatego, że Jej nie lubisz.
-No
tak bo Ty ją lubisz i to aż za bardzo! Wyraźnie powiedziała
ostatnio jakie ma zamiary. Oznajmiła też, że niedługo wyjeżdża
i jakby co to masz się z Nią spotkać w hotelu. Nie poszłeś więc
oznaczało to, że nie masz ochoty. Co ona jest taka nienormalna czy
głupia, że nie rozumie słowa nie?!
-Przestań!
Nie musisz Jej obrażać- zakomunikował Marco podnosząc głos w
górę.
-Nie
wierzę Ty Jej jeszcze bronisz. No tak w końcu to była Twoja
dziewczyna prawda?
-Nie
zapominaj przez kogo musiałem szukać nowej dziewczyny!
Tkwiąc
ze wzrokiem w brązowych tęczówkach Marco dziewczyna powoli
przyswajała sobie co właśnie blondyn do Niej powiedział. Nie
zastanawiając się długo ruszyła prawie, że biegiem z mieszkania
nie zważając na wszystko dookoła. Jeszcze w drzwiach minęła się z
Agatą i Ewą, które zdziwione weszły do posesji Marco.
***
Szła
przed siebie nie spoglądając nawet na mijanych ludzi. Nie płakała,
nie miała zamiaru. Dosyć w Jej życiu było momentów, które
przysporzyły Jej cierpień. Nienawidziła Jenny od samego początku
i nie miała zamiaru dawać Jej satysfakcji tego, że jest słaba.
Dopadła się do mieszkania Meli po czym nie pukając weszła jak do siebie.
-Nie
mam zamiaru z Nim mieszkać, nie mam zamiaru nic robić co byłoby
związane z Jego osobą!- oznajmiła gdy tylko ujrzała sylwetkę
przyjaciółki. Ta zdezorientowana stwierdziła, że zrobi herbaty,
doskonale znała swoją przyjaciółkę i wiedziała, ze ta ma
zacięty charakter. Gdy obie coś postanowi nie ma przebacz.
-Co
się stało?- zapytała gdy zapach malinowej herbaty roznosił się
już po salonie.
-W
co ja się wpakowałam Mela co? Doskonale wiedziałam czym kończą
się takie świeże związki. Przecież On ledwo co miał być mężem
Jenny a już przyleciał do mnie? I najgorsze to, ze Ona zerwała
ślub. On Ją kochał Mels. Gdyby nie to wszystko byliby małżeństwem
a ja nie nosiłabym Jego dziecka w swoim brzuchu.
-O
czym Ty mówisz Iza! Nie wolno Ci tak nawet myśleć... Na pewno
teraz odchodzi od zmysłów gdzie Ty się podziewasz.
-Tak
jasne a ja jestem arabską księżniczką. Niech robi co chce. Może
sobie nawet iść do tej laluni. Droga wolna nie będę nikogo
zatrzymywać!
Wywracając
teatralnie oczami Mela prosiła w tej chwili Boga,. by gdy Ona zajdzie
w ciąże nie była aż tak zazdrosna. Przecież to jest nie do
wytrzymania.
***
Była
już późna noc gdy dzwonek u drzwi zabrzmiał w uszach
przyjaciółek.
-Nawet
nie waż się mówić, że tu jestem bo pożałujesz...- złowrogim
spojrzeniem Iza obdarowała Melę.
Spuszczając
na dół wzrok blondynka wiedziała, że będzie tego żałować.
-Marco?
Wejdź.
Myśląc
już tylko o mordzie Iza nastroszyła ie niczym paw rozkładający
skrzydła. Najpierw zabije Go a potem Ją.
Blondyn
stał oparty o framugę drzwi z rękoma skrzyżowanymi na klatce
wpatrując się w obraz wściekłej Izy. Mela niepostrzeżenie udała się na górę gdyż wcale nie miała zamiaru być świadkiem tej
kolejnej awantury w związku tych dwojga.
-No
i co się tak patrzysz jak sroka w granat. Będziesz tak stał do
końca świata?!
-Szukałem
Cię- odparł skruszony zdając sobie sprawę, że dziewczynie nadal
złość nie przeszła co więcej nagromadziła się jeszcze głębiej.
-Niepotrzebnie.
Możesz wracać do domu.
-Iza!
Skończ już do jasnej cholery! Musiałem odprawić z kwitkiem Ewę i
Agatę bo co? Bo postanowiłaś sobie zrobić spacer. Jak miałem się
nimi zająć z tą nogą? Zaproponowałaś pomoc i zwiałaś. Jak się
miałem czuć?
-Ty?!
Ty jesteś skończonym idiotą! Jak ja się miałam czuć jak
powiedziałeś mi, że nasze zerwanie było tylko i wyłącznie moją
winą?- wstając z sofy dziewczyna obkładała chłopaka tym co Jej
tylko wpadło w ręce. Gazeta, pięści, poduszki. W ruch szło
wszystko co miała tylko pod ręką. -Jak miałam się czuć gdy
bronisz tej wywłoki, która o mało co nie została Twoją żoną
kretynie? Jestem w ciąży i nie mogę się denerwować! Ale przy
Tobie nie można inaczej! Zejdź mi z oczu bo chyba Cię zabiję!!!!-
krzyczała już rozwścieczona niczym lew dziewczyna.
***********************
Po burzliwej kłótni chciałam coś ogłosić.
Za jakieś parę rozdziałów niestety zakończę tego bloga.
Co się za tym wiąże--nowy blog powstał.
Narazie są tylko bohaterowie:) Prolog dodam jak tutaj dodam epilog:)
Ale już teraz serdecznie zapraszam:)
Nowy blog-LINK
Subskrybuj:
Posty (Atom)