czwartek, 25 września 2014

Rozdział 59

I tak zawsze będziesz mój.
Zależy mi na Nim, choć już tyle razy mnie zranił, ale nie mogę przestać o Niego walczyć, bo boję się, że Go stracę na zawsze. Za bardzo Go kocham.
Śpiąc spokojnie poczuł jak wewnętrzna siła skłania Go do tego by otworzył oczy. Mimo iż była dopiero ósma godzina postanowił się obudzić. Spojrzał na druga połowę swojego łóżka i spostrzegł, że Izy już w Nim nie ma. Mimowolnie się przestraszył, nie tego że brunetki nie ma lecz tego co będzie jutr, pojutrze, za miesiąc, za rok. Możliwe, że będzie zawsze sam. Skarcił się w myślach na samą myśl swoich durnych wyobrażeń. Co prawda nie pogodził się do końca z decyzją Izabeli by urodziła to dziecko ale chciał Ją wspierać, po prostu przy Niej być. Wstając z łóżka przetarł swe zaspane powieki by poszukać dziewczyny. Siedziała w salonie pisząc coś na kartce.
-Dobrze się czujesz?- zapytał zdając sobie sprawę, że zadaje to pytanie zbyt często.
-Nie musisz mnie sprawdzać co pięć minut. Czemu nie śpisz?
-Mam trening, muszę iść- odparł z przekonaniem, że wcale nie chce Mu się wybierać na Idunę. Z upływem czasu każdą chwilę wolał spędzać z Bellą niż trenować. Mimo iż, piłka była dla Niego naprawdę ważna nie mógł oprzeć się uczuciu jak czas ucieka Mu przez palce.
***
Z każdą nadchodzącą chwilą zdawała obie jaki człowiek jest słaby. Jaka Ona jest słaba. Po wielu latach powróciła do rysunków. Zaczęła rysować. Różne rzeczy. Głównie wspomnienia o Niej, o Marco, o wszystkim co w Jej życiu bylo istotne. Dlaczego? Chciała by Jej dziecko miało po Niej jakąś pamiątkę. Przechowywała to w specjalnym pudełku pod łóżkiem tak aby Reus tego nie dojrzał. Wiedziała, że nieźle by się wkurzył gdyby zobaczył, że Ona myśli o śmierci, że dopuszcza do siebie myl że jednak nie przeżyje. Zdawała obie sprawę jak bardzo Go zrani gdy odejdzie, przecież ma małe szanse przeżycia. Musi się z tym pogodzić. Spacerując ulicami Dortmundu zatrzymała się na placu zabaw pośród którego pełno było matek z dziećmi. Byli tacy szczęśliwi, uśmiechnęła się na samą myśl o swoim potomku. Czy to nie paradoks? Zamiast się smucić poczuła wewnętrzną ulgę. Zapatrzyła się jednak w dzieci bawiące się zabawkami w piaskownicy i wpadł na Nią rowerzysta.
-Nic Pani nie jest?-zapytał zdając sobie sprawę z postępionego czynu. Jego wzrok przykuł wystający już brzuch dziewczyny toteż mimo protestów zawiózł Ją do szpitala.
***
Marco jak na szpilkach czekał na poczekalni umierając z niepokoju. Energicznym krokiem w Jego kierunku zmierzała Mela, która była niemniej przerażona.
-Reus? Co się dzieje? Gdzie Izka?
-Melka to najwyższy czas, musicie porozmawiać. Iza ma uszkodzone łożysko, podczas ciąży może dojść do wylewu.
-Co?- zapytała ze smutkiem w oczach. Nie mogła uwierzyć w żadne słowo wypowiadane przez blondyna. Jaki wylew. Iza?
W tej samej chwili na korytarzu zjawił się lekarz uspakajając ich, że sytuacja została opanowana i można iść do pacjentki.
-Idź- szepnął Marco klepiąc przyjacielsko Melę po plecach. Doskonale wiedział jak dziewczyny są zżyte i jak trudno Belli przyznać się przyjaciółce do problemu.
Amelia Czyż powolnym krokiem weszła do sali numer siedem gdzie leżała w szpitalnej piżamie Jej ukochana Iza. W oczach miała słone łzy, których nie umiała opanować. Wiedziała, ze powinna być silna ale nic z tego.
-Hej Mela, wszystko gra. Nie płacz- na łokciach podniosła się Bells widząc zapłakaną twarz swej przyjaciółki.
-Nie to powiedział Marco- odrzekła siadając na skraju łóżka.
-Powiedział Ci?- zapytała brunetka czując ulgę na sercu iż w końcu nadszedł ten dzień kiedy może na spokojnie wytłumaczyć Meli że Jej ciąża nie jest wcale tak kolorowa jak się może wydawać.
-Co my zrobimy Iza? Musimy przez to jakoś przejść- stwierdziła blondynka łapiąc kruchą dłoń Izy.
-Nie wiem, przejdziemy przez to- uśmiech dziewczyny tak na prawdę przysłaniała maska, która była przerażona takim stanem rzeczy. Nie wiedziała co robić, chciałaby po prostu by znalazł się ktoś kto powie Jej krok po kroku co dalej.

***
Dwa dni później Marco i Iza wracali już do domu z niezwłocznym wskazaniem lekarza, iż Iza ma leżeć do końca ciąży. Dziewczyna była zrezygnowana, wiedziała co to oznacza. Nuda i po prostu nuda, w dodatku nad opiekuńczy Reus, który nie miał zamiaru spuszczać z Niej oka. Już od progu postanowił wziąć sprawy w woje ręce.
-Nie ma to jak w domu. Chodź, zaprowadzę Cię do łóżka.
-Marco, przestań się tak martwić. Wiem gdzie jest sypialnia, poradzę sobie przecież. Nic mi nie jest dziecku też nie.
-Będę się martwił i będę to robił przez następne kilka miesięcy.- dotknął brzucha ciążowego swojej narzeczonej po czym pochylając się nad Nim zaczął z Nim rozmawiać szeptem.

-Co Ty robisz?- zapytała Iza zdezorientowana całą sytuacją.
-Dziecko mówi, że potrzebuje popołudniowej drzemki. Dobra decyzja, zgadzam się- nie słuchając protestów dziewczyny wsunął rękę pod Jej ramię i siłą zaprowadził Ją do łóżka.
***


Przepraszam, przepraszam, przepraszam. Dosyć, że rozdział jest krótki to jeszcze taka beznadzieja o niczym tak na prawdę. Po prostu tak bardzo jak nie nawidzę pisać początku tak samo nie lubię końcowych rozdziałów. Jako taki pomysł na zakończenie mam ale zostało ok 3,4 rozdziałów które jakoś muszę napisać. Porażka.
Pozdrawiam:*
Kalina <3



piątek, 19 września 2014

Rozdział 58

Mówią, że kiedy rodzi się człowiek- z nieba spada dusza i rozpada się na dwie części. Jedna część trafia do kobiety, a druga do mężczyzny. Sens życia polega na odnalezieniu tej drugiej połowy. Połowy swojej własnej duszy.


kilka tygodni później
Izabela Malinowska właśnie w tym momencie zdawała sobie sprawę, jak producenci są bezmyślni. Siedziała nad kartonem pełnym gwoździ i desek z którego według obrazka miało wyjść dziecięce łóżeczko. Najpierw tylko trzeba było Je złożyć. Wszytko by inaczej wyglądało gdyby instrukcję napisano w języku niemieckim ewentualnie angielskim lub polskim który też dobrze znała. Ślęcząc nad kartką papieru wydrukowaną w dialekcie włoskim po raz kolejny tego dnia próbowała rozgryźć instrukcję. Nic to nie dało, desek o przeróżnej grubości i wielkości było multum a Ona nawet nie wiedziała co do czego ma przyczepić. Zrezygnowana poszła spać gdyż będąc w ciąży coraz szybciej się męczyła.
***
Obudził Ją cichy szmer tuż przy uchu zwiastujący Reus'a.
-Nie wiesz, że ciężarnej kobiecie trzeba dać poleżeć?- zapytała gdy ciepła dłoń Marco ciągnęła Ją po korytarzu za sobą.
-Dobra idź sobie spać ale będziesz żałować tego gdy zobaczysz niespodziankę.- stwierdził Reus zatrzymując się przed pokojem, w których drzwi były zamknięte.
-Naprawdę? Czy Ona ma coś wspólnego z tym, że wczoraj w nocy nie przyszedłeś do łóżka. Złożyłeś to cholerne łóżeczko!- wykrzyknęła podskakując z radości.
-Może- oznajmił blondyn spoglądając na Izę, która pobladła nagle na twarzy. Wpatrując się w jeden punkt na ścianie podtrzymywała się narzeczonego głośno oddychając.
-Poranne mdłości?- zapytał niepewnie lecz brunetka już osunęła się na podłogę nie udzielając Mu satysfakcjonującej odpowiedzi.
Podźwignął więc ciało narzeczonej i niezwłocznie udał się do lekarza by sprawdzić czy na pewno wszystko w porządku.
***
Wizyta u medyka przeciągnęła się niesamowicie długo, z każdym wypowiadanym przez mężczyznę słowem para nie mogła uwierzyć w to co się dzieje. Opuścili szpital powolnym krokiem zmierzając do samochodu blondyna. Droga powrotna podobnie jak wizyta na oddziale dłużyła się niemiłosiernie. Reus nie mógł uspokoić drżących dłoni na kierownicy a Iza wpatrywała się tępo w jeden punkt za szybą trzymając się kurczowo pasa, który opinał Jej ciążowy brzuch. Gdy dotarli na posesję ani jedno ani drugie nie miało ochoty wysiadać. Bali się rozmawiać, bali się spojrzeć na siebie. Nadchodząca przyszłość wydawała się taka odległa. Skierowali się do wnętrza domu nie zdając sobie sprawy, że już za chwilę odbędzie się najważniejsza decyzja w ich życiu. Decyzja która może zaważyć na losie całej trójki ich rodziny.
-Lekarz kazał Ci się oszczędzać, powinnaś iść do łóżka- stwierdził Marco podążając za brunetką.
-Chcę zobaczyć niespodziankę- oznajmiła tak jakby nic się nie stało. A wydarzenia sprzed godziny nie miały jakiegokolwiek sensu.
-To nie jest zbyt dobry pomysł- odrzekł blondyn.
Nie słuchała już Go w tej chwili. Chciała po prostu wejść do pokoju i zobaczyć to cholerne łóżeczko z którym wczoraj nie mogła sobie poradzić. Lecz gdy nacisnęła złotą klamkę u drzwi ku Jej oczom ukazał się piękny widok. Nie tylko łóżeczko było złożone ale cały pokój był przygotowany do przyjścia na świat młodego potomka Reus. Wszystko było idealnie dopasowane do wnętrza pokoiku dziecięcego. Nad łóżeczkiem wisiały malutkie białe misie, które kręciły się na karuzeli przy delikatnym pociągnięciu sznureczka. Ściany były ozdobione kolorem zielonym, który zwiastował nadchodzącą nadzieję. Na białej komodzie tuz przy ścianie piętrzyły się małe pluszowe zabawki a w przewijaku, który stał pod oknem ułozone były śpioszki w małe słodkie pieski. Podchodząc bliżej dziewczyna złapała w obie dłonie miłe w dotyku body, na których napisane było "I love mom" po czym przyciągnęła Je do twarzy i rozkoszowała się delikatnym aromatem kwiatowego zapachu.
-Iza- odrzekł Marco doskonale widząc co się dzieje z Jego narzeczoną. Była rozbita, wewnętrznie i psychicznie. Gdy z Jej oczu zaczęły kapać słone łzy wybiegła z pokoju dając do wiadomości Reus'owi, że potrzebuje chwili.
***
-Nie wybraliśmy nawet imienia- rzekła tylko gdy usłyszała nadchodzące kroki blondyna do kuchni.
-Daj spokój. Potrzebujemy kilku dni by to przetrawić- stwierdził Marco.-Lekarz powiedział, że jeśli urodzisz możesz umrzeć. Nie musimy teraz podejmować tej decyzji, możemy wrócić tam za kilka dni.

-Po aborcję- odrzekła dziewczyna. -Nie! Nigdy tam nie wrócimy! Nie po to Reus. Urodzę to dziecko!
-Nie urodzisz do cholery żadnego dziecka, rozumiesz!- chwytając dziewczynę za przegub dłoni kontynuował dalej -Jestem samolubny! Tak wyobraź sobie, że jestem. Jeśli mam Cię stracić nie dojdzie do żadnego porodu.
-Marco...To jest nasze dziecko. Słyszałeś Jego bicie serca. Nie możesz ot tak Je usunąć.
-Przestań, do cholery przestań pieprzyć. Jak mam pokochać to dziecko? Powiesz mi jak?! Umrzesz przez Niego!- te słowa wbiły się w mózg brunetki niczym szubienica skazanego na śmierć.
-Dlaczego tak o tym myślisz?- zapytała Bella dotykając ramienia blondyna.
-Możemy adoptować Iza ale na to się nie zgadzam rozumiesz!
-Jesteś palantem! I co robisz?!- krzyczała dziewczyna dążąc za narzeczonym który w furii zaczął rozkładać dziecięce łóżeczko do Jego pierwotnego stanu.
-Marco Reusie jeśli nie przestaniesz to oberwiesz! Przestań rozumiesz!- odciągając blondyna od drewnianego miejsca sypialnego starała się przemówić Mu do rozumu.
-Zobacz ile razem przetrwaliśmy. Naprawdę chcesz to zniszczyć? Damy jakiemuś lekarzowi na zepsucie naszego małego szczęścia? Nawet jeśli stanie się tak, że mnie zabraknie to wiem, że sobie poradzisz. Możesz kochać to dziecko to nie znaczy, że przestaniesz kochać mnie.

-Nie mogę żyć bez Ciebie.- odparł czując jak łzy spływają po Jego policzku.
***
Kochane moje mysie!
Musiałam przyspieszyć trochę akcję stąd taki nagły zwrot!
Ale po prostu już nie miałam pomysłu na tą sielankę i stwierdziłam, że jeszcze przed końcem zamieszam. Czy na pozytywnie czy negatywnie same się przekonacie:)
No i wiem, że prolog na nowym blogu miałam dodać jak tu skończę ale już jest! Zapraszam

Nowy blog


Kalina. ♥



sobota, 13 września 2014

Rozdział 57

-Jak miałam się czuć gdy bronisz tej wywłoki, która o mało co nie została Twoją żoną kretynie? Jestem w ciąży i nie mogę się denerwować! Ale przy Tobie nie można inaczej! Zejdź mi z oczu bo chyba Cię zabiję!!!!- krzyczała już rozwścieczona niczym lew dziewczyna.
***
Jechała w ciszy zmuszona przez blondyna do ich własnego mieszkania. Była wściekła, wszystko się w niej buzowało. Ogarniały Ją tak sprzeczne emocje, iż sama nie potrafiła ich zrozumieć. Najchętniej rzucałaby wszystkim co by Jej w ręce wpadło z drugiej zaś strony czuła jak ogarnia Ją niemoc a łzy kotłujące się w zakamarkach oczu mają ochotę wylać się hektolitrami na zewnątrz. Odwróciła więc głowę i patrząc się w szybę starała się opanować swój zrozpaczony wyraz twarzy.
-Jesteśmy- usłyszała głos, który wyrwał Ją z popłochu. Odpięła więc pasy bezpieczeństwa po czym otwierając sobie drzwi pomaszerowała do domu.
-Poczekaj- zatrzymał Ją Reus a Ona zdała sobie sprawę, że nawet gdyby nie miała zamiaru z nim konwersować jest do tego zmuszona. Wybiegając wtedy z domu nie zabrała ze sobą nic a więc jest skazana na blondyna. Krzyżując ręce na klatce piersiowej obróciła się nadal pokazując minę, która była wściekła. Na Niego. Na Jenny. Na cały świat.
-Długo jeszcze będziemy żyć w takim zawieszeniu? Wygarnęłaś mi to co miałaś do powiedzenia a teraz chodźmy normalnie jak ludzie do domu.
-Ja Ci wygarnęłam?! Boże Marco jak Ty mnie wkurwiasz! Ta dziewucha nigdy Nam nie da spokoju, nie widzisz tego? Jej tu niby nie ma a ciągle miesza! Dlaczego jesteś taki ślepy!
-I co teraz? Będziesz chodziła wściekła i obrażona na cały świat?! Daj już sobie spokój, pojechała! Nie ma Jej. Nie zachowuj się jak dziecko- odkluczając zamek w drzwiach udał się do środka.

Nie wiedziała co ma robić, czy wejść, czy stać tak dalej na zewnątrz. Nogi odmówiły posłuszeństwa i nijak nie chciały współgrać z resztą ciała. Czy przesadzała?Być może ale nienawidziła Jenny całym sercem i nie miała zamiaru tego ukrywać. Siadając na werandzie po raz kolejny dzisiaj zastanawiała się nad swoim życiem. Czy wszystko zawsze robiła zgodnie z własnymi przekonaniami? Czy aby żyjąc na tym wiecie nie uraziła nikogo swoją osobą? Czy gdyby wtedy nie wyjechała Jej życie potoczyłoby się inaczej? Tego nie wiedziała. Nikt tego nie wiedział. Każdy człowiek, każde zdarzenie ma w naszym życiu sens. Czy wart zapominać o błędach? Nie, po to Je robimy by uczyć się jak prawidłowo postępować. Drgnęła gdy poczuła ciepły puchowy koc na swoich ramionach.
-Przeziębisz się- oznajmił znajomy Jej głos siadający obok.
Siedząc w ciszy spoglądała kątem oka na Reus'a który co chwilę ruszał nerwowo palcami. Zrozumiała, że znów pozwoliła by hormony wzięły nad Nią górę. Póki co to Jenny okazała się podła a nie On. Nie miała tyle odwagi by się odezwać, to było zbyt trudne ale przemogła się by przytulić się do ramienia blondyna. Zrobiła to bardzo niepewnie zdając sobie sprawę ze zdarzeń sprzed kilku godzin.
-Przepraszam- szepnęła.-Jestem tak cholernie zazdrosna. Przepraszam....
Odgarniając Jej kosmyk z czoła wziął Jej chudą dłoń i kolejny raz tego wieczoru zaprowadził Ją do samochodu.
***


-Dlaczego mnie tu przywiozłeś? Byłam tu wieki lat temu- rzekła dziewczyna przypominając sobie pierwsze spotkanie z Reusem. Wtedy kiedy Jej samochód odmówił posłuszeństwa a Jej obecny chłopak Oliwier nie miał zamiaru po Nią przyjechać.
-Byłaś wtedy wredna- oznajmił blondyn zgadując co ma na myśli dziewczyna.
-A Ty pozwoliłeś mi narzekać na całą męską populację tylko miałam z Tobą pojechać do domu.
-Kiedy byłaś w Berlinie czasem tu przychodziłem. To miejsce jest najodpowiedniejsze na.....W sumie nie wiem czy powinienem klękać bo jesteś już moją narzeczoną. Ale dobra...- Marco wyciągając czerwone pudełeczko podał Je dziewczynie nie do końca spodziewając się Jej reakcji. Bądź co bądź nie znał się na tych różnych świecidełkach, pierścionkach i innych tego typu rzeczy. Lecz Pani u jubilera stwierdziła, że na zaręczyny niewskazane są duże brylanty więc wziął coś małego. Miał nadzieję, że Iza ma podobny gust co Pani w sklepie gdyż prawdę powiedziawszy pierścionek kupił na wyjeździe gdy był na meczu i nie za bardzo nawet wiedział gdzie się udać by wymienić zdobycz.
-Marco! Wstań, przecież Twoje nogi....Nie możesz się nadwyrężać.
-Wstanę jak powiesz czy Ci się podoba.
-Oczywiście, że tak!- klękając przy blondynie pozwoliła sobie wsunąć pierścionek na palec. Była bardzo szczęśliwa.

***
Otwierając niechętnie oczy zdał sobie sprawę, że już czas. Pora na trening. Do dzwonienia budzika zostało niecałe pięć minut a więc nie warto było już mrużyć oczu. Usiadł na łóżku szukając swej odzieży, która nieudolnie został rozrzucona po pokoju. Patrząc na śpiącą Izę postanowił, że zostawi Jej niespodziankę. Wiedział, że brunetka Go zabije gdyż punktualnie o siódmej miał Ją obudzić. W wytwórni miała masę papierkowej roboty i jakoś nikt nie kwapił się by Jej pomóc. Wyciągając z szuflady kartkę i długopis napisał parę słów po czym zostawił Ją na łóżku. Czytając ostatni raz swój wpis popatrzył na brunetkę po czym uśmiechnął się sam do siebie i opuścił pomieszczenie.


***
Promienie słoneczne nie miały dziś dla brunetki taryfy ulgowej. Nie otwierając nadal oczu Iza pomyślała, że musi dziś być bardzo upalny dzień skoro tuż przed siódmą tak grzeje. Bo przecież nie ma siódmej, prawda? Reus obiecał Ją obudzić. No obiecał! Wyrywając się nagle dogłębnie ze snu spojrzała na zegarek, który pokazywał w pełnej okazałości godzinę jedenastą dwadzieścia pięć.
-Jesteś martwy blondi- zawyrokowała brunetka po czym pobiegła szybko do swej garderoby wyjmując potrzebne rzeczy. Nigdy nie miała takiego sprinta w ubieraniu się. Niby nic Ją nie goniło ale zostawiła swoją pracownicę zdaną samą na siebie a w końcu najpóźniej o ósmej miała zjawić się w wytwórni. Wpadając ostatni raz do sypialni przetrząsywała każdą szafkę w poszukiwaniu szczotki, która nagle zginęła. Wtedy ku Jej oczom ukazała się kartka leżąca na białej satynowej pościeli.
"Miłego dnia. Kocham Cię i................fajny masz tyłek"
Poczuła jak kąciki Jej ust podnoszą się do góry i mimowolnie zaczęła się śmiać sama do siebie. Wiedziała jedno- jak Go dziś ujrzy to nie da mu żyć.
***
Dodaję rozdział tak szybko gdyż mam Go od dawna napisanego!:)
Nie podoba mi się kompletnie, jestem chora, mam zmutowany głos I jak na złość prawie we wszystkich Waszych opowiadaniach które czytam źle się dzieje!
Poprawić się! No błagam, poprawcie Mi humor :c
Kocham Was
Kalina

czwartek, 11 września 2014

Rozdział 56

Kocham Cię, uwielbiam, wielbię tak bardzo że sama nie wiedziałam że tak można i tak potrafię. Chcę mieć z Tobą dzieci, kota, psa, duże łóżko, kredyt na życie czy cokolwiek innego. Chcę się z Tobą zestarzeć, mieć zmarszczki, sztuczne zęby i razem leczyć reumatyzm. Chcę wszystko byle z Tobą.
Iza Malinowska razem z Marco z wielkim niepokojem oczekiwał Sary i Oliwii. Córek ich przyjaciół. Wszystko było przygotowane, ostre narzędzia były pochowane a laptop stał w dość niewidocznym miejscu. Zarówno brunetka jak i blondyn zdawali sobie sprawę, że mając w opiece tak małe pociechy trzeba mieć oczy dookoła głowy. Dziewczynki były bardzo energiczne i wszystko Je interesowało dlatego też musieli się zdobyć na najwyższe środki ostrożności. Oczekując więc na małe Polki usłyszeli dzwonek u drzwi. Izka szczęśliwa zerwała się z miejsca by odkluczyć drzwi. Lecz ku Jej niezadowoleniu nie zastała tam wyczekiwanych gości.
-Marco do Ciebie- bąknęła po czym rozsiadła się na kanapie nie mając zamiaru pomagać blondynowi wstać. Bądź co bądź był bardzo słaby i każdy najmniejszy ruch sprawiał Mu trudność. Nie obchodziło Jej w tej chwili, jak dla Niej wcale nie musiał wstawać a osoba stojąca w drzwiach mogłaby się rozpłynąć. Marco rozmyślając co też ugryzło Bellę i dlaczego nie wpuściła gościa do środka z trudem podreptał do drzwi.
-Jenny?- sam był niemało zdziwiony przybyciem blondynki do swojego domu.
***
Rozmowa Marco z Jego byłą zdawała się dla Izy nie mieć końca. Nie zamierzała podsłuchiwać w końcu muszą sobie ufać, prawda? Wiedziała też że gdyby znalazła się w zasięgu wzroku Jenny ,ta na pewno robiłaby Jej na złość i przymilała się do Reusa. Postanowiła więc zachować neutralną pozycję i oczekiwać przyjścia narzeczonego. Gdy usłyszała powolne kroki Marco podgłośniła telewizor by udać, że wcale Ją nie interesuje po co Jenny przyszła i co miała do powiedzenia. W rzeczywistości aż się gotowała od środka. Blondyn usiadł obok Niej na kanapie i wpatrywał się w telewizor. Iza gdy była zazdrosna zawsze przyjmowała bojową pozycję, taki też miała nastrój. Nie zamierzała być miła i wypytywać się o cokolwiek, jakiś honor jeszcze miała. Gdy blondyn położył rękę na Jej kolanie i zaczął głaskać Jej udo o mało co nie doprowadziło Jej to do furii. Czując na ciele gęsią skórkę strąciła rękę blondyna nadal nie odrywając wzroku od filmu. A Reus? Reus wcale nie był głupi wiedział co się dzieje ale wcale nie chciał dolewać oliwy do ognia. Wiedział kiedy lepiej się nie odzywać. Ale z drugiej strony pamiętał doskonale te wszystkie sytuacje gdy brunetka potrafiła nawet cały dzień się nie odzywać dlatego też postanowił zaryzykować i najwyżej oberwać od ukochanej w sumie za nic.
-Przyszła się pożegnać- oznajmił zerkając kątem oka na dziewczynę. Gdyby Iza mogłaby teraz wybuchnąć zrobiła by to na pewno. Jej twarz przybierała przeróżnych kolorów a na Jej usta cisnęły się różne słowa, niekoniecznie grzeczne. Nie odzywała się nadal powstrzymując się jak tylko mogła co wcale nie było łatwe.
-Jasna cholera Iza denerwujesz mnie! Nic złego nie zrobiłem! Ciągle muszę ulegać bo masz jakieś zastrzeżenia. Rozumiem Cię ale nie zamierzam się podlizywać tylko dlatego, że Jej nie lubisz.
-No tak bo Ty ją lubisz i to aż za bardzo! Wyraźnie powiedziała ostatnio jakie ma zamiary. Oznajmiła też, że niedługo wyjeżdża i jakby co to masz się z Nią spotkać w hotelu. Nie poszłeś więc oznaczało to, że nie masz ochoty. Co ona jest taka nienormalna czy głupia, że nie rozumie słowa nie?!
-Przestań! Nie musisz Jej obrażać- zakomunikował Marco podnosząc głos w górę.
-Nie wierzę Ty Jej jeszcze bronisz. No tak w końcu to była Twoja dziewczyna prawda?
-Nie zapominaj przez kogo musiałem szukać nowej dziewczyny!
Tkwiąc ze wzrokiem w brązowych tęczówkach Marco dziewczyna powoli przyswajała sobie co właśnie blondyn do Niej powiedział. Nie zastanawiając się długo ruszyła prawie, że biegiem z mieszkania nie zważając na wszystko dookoła. Jeszcze w drzwiach minęła się z Agatą i Ewą, które zdziwione weszły do posesji Marco.
***
Szła przed siebie nie spoglądając nawet na mijanych ludzi. Nie płakała, nie miała zamiaru. Dosyć w Jej życiu było momentów, które przysporzyły Jej cierpień. Nienawidziła Jenny od samego początku i nie miała zamiaru dawać Jej satysfakcji tego, że jest słaba. Dopadła się do mieszkania Meli po czym nie pukając weszła jak do siebie.
-Nie mam zamiaru z Nim mieszkać, nie mam zamiaru nic robić co byłoby związane z Jego osobą!- oznajmiła gdy tylko ujrzała sylwetkę przyjaciółki. Ta zdezorientowana stwierdziła, że zrobi herbaty, doskonale znała swoją przyjaciółkę i wiedziała, ze ta ma zacięty charakter. Gdy obie coś postanowi nie ma przebacz.
-Co się stało?- zapytała gdy zapach malinowej herbaty roznosił się już po salonie.
-W co ja się wpakowałam Mela co? Doskonale wiedziałam czym kończą się takie świeże związki. Przecież On ledwo co miał być mężem Jenny a już przyleciał do mnie? I najgorsze to, ze Ona zerwała ślub. On Ją kochał Mels. Gdyby nie to wszystko byliby małżeństwem a ja nie nosiłabym Jego dziecka w swoim brzuchu.
-O czym Ty mówisz Iza! Nie wolno Ci tak nawet myśleć... Na pewno teraz odchodzi od zmysłów gdzie Ty się podziewasz.
-Tak jasne a ja jestem arabską księżniczką. Niech robi co chce. Może sobie nawet iść do tej laluni. Droga wolna nie będę nikogo zatrzymywać!
Wywracając teatralnie oczami Mela prosiła w tej chwili Boga,. by gdy Ona zajdzie w ciąże nie była aż tak zazdrosna. Przecież to jest nie do wytrzymania.
***
Była już późna noc gdy dzwonek u drzwi zabrzmiał w uszach przyjaciółek.
-Nawet nie waż się mówić, że tu jestem bo pożałujesz...- złowrogim spojrzeniem Iza obdarowała Melę.
Spuszczając na dół wzrok blondynka wiedziała, że będzie tego żałować.
-Marco? Wejdź.
Myśląc już tylko o mordzie Iza nastroszyła ie niczym paw rozkładający skrzydła. Najpierw zabije Go a potem Ją.
Blondyn stał oparty o framugę drzwi z rękoma skrzyżowanymi na klatce wpatrując się w obraz wściekłej Izy. Mela niepostrzeżenie udała się na górę gdyż wcale nie miała zamiaru być świadkiem tej kolejnej awantury w związku tych dwojga.
-No i co się tak patrzysz jak sroka w granat. Będziesz tak stał do końca świata?!
-Szukałem Cię- odparł skruszony zdając sobie sprawę, że dziewczynie nadal złość nie przeszła co więcej nagromadziła się jeszcze głębiej.
-Niepotrzebnie. Możesz wracać do domu.

-Iza! Skończ już do jasnej cholery! Musiałem odprawić z kwitkiem Ewę i Agatę bo co? Bo postanowiłaś sobie zrobić spacer. Jak miałem się nimi zająć z tą nogą? Zaproponowałaś pomoc i zwiałaś. Jak się miałem czuć?

-Ty?! Ty jesteś skończonym idiotą! Jak ja się miałam czuć jak powiedziałeś mi, że nasze zerwanie było tylko i wyłącznie moją winą?- wstając z sofy dziewczyna obkładała chłopaka tym co Jej tylko wpadło w ręce. Gazeta, pięści, poduszki. W ruch szło wszystko co miała tylko pod ręką. -Jak miałam się czuć gdy bronisz tej wywłoki, która o mało co nie została Twoją żoną kretynie? Jestem w ciąży i nie mogę się denerwować! Ale przy Tobie nie można inaczej! Zejdź mi z oczu bo chyba Cię zabiję!!!!- krzyczała już rozwścieczona niczym lew dziewczyna.
***********************
Po burzliwej kłótni chciałam coś ogłosić.
Za jakieś parę rozdziałów niestety zakończę tego bloga.
Co się za tym wiąże--nowy blog powstał.
Narazie są tylko bohaterowie:) Prolog dodam jak tutaj dodam epilog:)
Ale już teraz serdecznie zapraszam:)

Nowy blog-LINK

niedziela, 7 września 2014

♥♥♥

Moje Kochane rybeńki!
Z góry przepraszam, że brak rozdziału tutaj!
Ale ostatniej niedzieli na tydzień zostałam porwana do cioci która z Anglii przyjechała. Przyjeżdża raz na pół roku więc nie umiałam odmówić. A że do października mam wakacje to zaszalałam O.o
Mam nadzieję, że mi wybaczycie:)
Nie chciałam dodawac byle jakiego rozdziału, bo nie zasługujecie na to. :*
Poczekacie jeszcze tydzień?

P.S. Buziaki. :*

<3