środa, 28 maja 2014

Rozdział 40


 Kiedy człowiek się za­kochu­je, je­go życie nieod­wra­cal­nie się zmienia i choćby nie wie­dzieć jak się próbo­wało, to uczu­cie nig­dy nie zniknie.


IZA:
Biegłam przed siebie nie patrząc na nic. W pewnym momencie wbiegłam komuś pod koła roweru. Upadłam boleśnie na rękę, którą nie mogłam ruszyć. Nie wiem co bardziej mnie bolało to, że rozpłakałam się znów przez Reusa czy ból w kości.
-Nic Ci nie jest?- zapytał mężczyzna
-Chyba coś mi się stało z ręką.
-Powinnaś pójść z tym do lekarza.
-Iza!
- usłyszałam za sobą męski głos.
-Zostaw! Nic mi nie jest. Wracaj do Jenny- rzekłam
-Dziękuję Panu, zajmę się nią- skwitował mężczyznę.
Zajmę się nią? Naprawdę? Po co On tu przylazł znowu? Wciąż tylko utrudnia mi normalne funkcjonowanie w moim małym świecie. Miałam tyle pytań w głowie a na wszystkie brak odpowiedzi.
-Jedziemy do lekarza- stwierdził łapiąc mnie abym mogła podnieść się do góry.
-Dam sobie radę! Puść.
Z trudem wstałam z chodnika idąc do samochodu blondyna. Przez całą drogę milczałam. Tak jak i On. Nie podjął próby jakiejkolwiek rozmowy. Wpatrywałam się wciąż tępo w krajobraz za szybą roniąc co chwila pojedyncze łzy.
Lekarz stwierdził, że to tylko zwichnięcie więc obandażował mi nadgarstek po czym mogłam iść do domu. Usiadłam w poczekalni czekając za Reusem, który gdzieś zniknął.
-O już jesteś. W porządku?- zapytał
-Tak, chcę, do domu- skłamałam znów. Przecież nic nie było w porządku. Byłam jak jakaś roślina która niby funkcjonuje.
-Iza usiądź na chwilę- stwierdził Marco zajmując miejsce na krześle.
-Posłuchaj- zaczęłam. -Pytałeś czemu się nie zgodziłam  się wtedy na oświadczyny- Nie byłam gotowa, bałam się. Nie wiedziałam, ze jeśli się nie zgodzę to odejdziesz. Nie miałam o tym pojęcia. Gdybym to wtedy wiedziała zgodziłabym się.
-Iza-
blondyn spojrzał na mnie tym rozbrajającym wzrokiem
-Nie, nie Marco. Tęsknię za Tobą. I mówię wszystkim, że nie wróciłam dla Ciebie....ale wróciłam. Oczywiście, że wróciłam. I nadal Cię kocham- nie wiem co mną wtedy kierowało czy ból opuchniętej ręki czy cokolwiek innego ale nie zastanawiając się długo pocałowałam Go. Nie oddał mi pocałunku odsuwając się po chwili.

-Izaaa- spojrzał na mnie a ja wtedy zdałam sobie sprawę, że to był mój ostatni pocałunek z blondynem. Jak na łożu śmierci. Bo tak właśnie wtedy się czułam. Cała moja dusza umarła. Po raz kolejny zebrał się we mnie płacz. Marco otarł kciukiem mój policzek po czym sam mnie pocałował. Ale nie tak byle jak. Poczułam się jak dwa lata temu kiedy byliśmy razem. Kiedy przyjeżdżał do mnie stęskniony upajając się moim zapachem. Pocałunek był namiętny. Ale się skończył.
-Powinienem wracać do Jenny- odparł.

***
Po powrocie do domu zauważyłam Melę z pudełkiem chipsów na stole. Gdy mnie zauważyła wpadła w histerię.
-Jezu Bella. Co Ci jest?
-Już nic. Sytuacja opanowana-
odparłam bu uspokoić przyjaciółkę. - Wróciłam dla Marco- powiedziałam bez namysłu. Po co? Nie wiem sama. Chyba musiałam z kimś porozmawiać. A Mela była najbliższa memu sercu.
-Wiem.
-Ale to nie ma znaczenia. Jest z Jenny
- opadłam bezwładnie na fotel patrząc w dal.
-Kochanie, Jenny nie ma szans. Zaufaj mi. Pamiętasz jak chodziłam z Marco? I co? Ja tez nie miałam szans- stwierdziła Mela. -Jesteś Izabela Malinowska, Jesteście dla siebie stworzeni.  Zawsze był Marco i Iza. Więc idź po swojego faceta. I jeśli teraz się oświadczy, to się zgódź!
-Masz rację, idę
- rzuciłam nie wiedząc właściwie co ja najlepszego robię. Chciałam, z nim porozmawiać na spokojnie. Gdy doszłam na miejsce nie wiedziałam co mam robić. Co mówić. Jak się zachowywać. Zapukałam cicho mając nadzieję, ze nikt tego nie usłyszy.
Ale niestety otworzyła mi Jenny. Z tyłu, w oddali stał Marco.
-Przepraszam Jenny- zaczęłam. - Nigdy nie chciałam...
-Marco poprosił mnie o rękę- wtrąciła pokazując mi swoją dłoń na której widniał pierścionek. Rodzinna pamiątka po babci Reusa. Stałam osłupiała jak kołek. 
Jak on mógł? Jak mógł przed chwilą całować się ze mną a za chwilę przybiec do Jenny i się Jej oświadczyć? I jeszcze ta jej durna triumfująca mina. To był koniec. Jeśli chciał złamać moje serce. To brawo panie Reus, udało się. Właśnie rozlatywało się na milion drobnych kawałeczków. Z jego miny nie mogłam niczego wyczytać bo spuścił wzrok na podłogę. Nie zamierzałam nikomu dać tej satysfakcji, jak to jest mi źle. Nie będę skakać wokół Niego jak zagubiona owieczka wśród stada. Nie roniąc ani jednej łzy pogratulowałam i odeszłam.
Dopiero wtedy mogłam dać upust swoim emocjom. Poszłam do domu kładąc się na sofie w salonie okryłam się kocem. Po chwili usłyszałam kroki. To była tylko Mela. Nie musiałam przed Nią niczego udawać i wcale nie chciałam tego robić.
-Oświadczył się Jenny- rzuciłam po czym zalała mnie fala łez.
-Co?- zdziwiona przyjaciółka usiadła na skraju sofy.- To szaleństwo
-Może.....a może to ja jestem szalona, myśląc że nadal coś do mnie czuje po tych wszystkich latach.
-Obie wiemy, ze Marco lubi wchodzić w złe związki. Szczególnie gdy nie może dojść kogo kocha. Pamiętasz jak było z Nami?
-Tym razem jest inaczej Meluś....Co powinnam zrobić?

Moja przyjaciółka popatrzyła tylko na kominek i kazała mi iść za Nią. Poszła na górę po czym przyniosła pudełko.
-Na początku odpuścisz- stwierdziła podając mi kuferek ze zdjęciami Marco.
Miała rację, musiałam dac sobie w końcu spokój. Nie zastanawiając się wrzuciłam całe pudełko do ognia.
Nie odpakowywałam zawartości bo jeszcze bym się cofnęła. Nie zamierzałam oglądać naszych wspólnych wspomnień. To była męka dla mojego rozkołatanego serca. Patrzyłam jak wszystkie moje uczucia względem Reusa trafiał szlak.
-A teraz usiądziemy i będziesz płakać w moje ramię ile będzie trzeba- stwierdziła Mela tuląc mnie jak małe dziecko. I tak się stało płakałam jak po śmierci mamy. Tak się i też teraz czułam. Umarłam....
***
Nazajutrz poszłam do wytwórni zastając pod drzwiami Marco.
-Cześć.
-Jeśli chciałeś złamać mi serce jest na to wiele możliwych sposobów. Nie musiałeś oświadczać się Jenny, żeby to zrobić.
-To nie ma nic wspólnego z Tobą-
odrzekł. -To tylko....dziwne wyczucie czasu.
-Dobra, Marco....
-Wiem, że to może wydawać się dziwne ale....
-Nie żeń się z Nią Reus...-
powiedziałam to sama nie wiem czemu przecież obiecałam sobie, Meli, że odpuszczę.
-Iza nie możesz...
-Jestem szalona? Nie czujesz tego co ja przez ostatnie lata? Bo ja czułam, że brakuje części mnie. Próbowałam wypełnić tą pustkę. Próbowałam wypełnić pracą, przyjaciółmi, muzyką. Ale Ona pozostała aż do wczorajszego pocałunku
- byłam tak słaba, że znów ociekły mi łzy ciurkiem.
Tak bardzo bolało mnie to, że On nawet nie chciał na mnie spojrzeć. -Spójrz mi w oczy i powiedz, że ten pocałunek nie był taki sam jak 3 lata temu.
-Kocham Ją, Iza
Odkluczyłam szybko swój gabinet nie wpuszczając nikogo do środka. Po co tu w ogóle przyszedł? Żeby obwieścić mi radosną nowinę, że kocha Jenny? Wspianiałomyślnie.
****
Nie mogłam skupić się na pracy. Jak zawsze w trudnych momentach skierowałam się na grób mamy.
Kładąc kwiaty na nagrobku usiadłam na zimnej glebie.
-Cześć mamo. Jest jakiś sposób abyś mogła ze mną porozmawiać? Bo skorzystałabym z rozmowy matki z córką.....Marco poprosił inną dziewczynę o rękę. Za kogo On się uważa prosząc...piękna cudowną panią psycholog zamiast dziewczyny, która powiedziała kiedyś, że nie jest gotowa. Co ja mam zrobić mamo? Gdzie mam iść?
Wtedy zdałam sobie sprawę, że już nigdy nie będzie tak jak przedtem. Skoro On nie chce ze mną być to nie zmuszę Go. Mogę tylko życzyć szczęścia i patrzeć na to jak Jenny rodzi mu dzieci, jak są szczęśliwi, że mają siebie nawzajem. Bo przecież tego pragnę, aby był szczęśliwy. To jest właśnie miłość prawda? Życzyć jak najlepiej drugiej osobie choćby Nam było bardzo źle.
**************************************
No i mamy 40-tkę :)
Nigdy nie myślałam, że uda mi się napisać tyle rozdziałów.
Zakładając tego bloga prawie rok temu myślałam, że na jakichś 20 zakończę:)
Cieszę się, że jesteście ze mną :**

Buziaczki, Kalina ♥

niedziela, 25 maja 2014

Rozdział 39

 Naj­pierw Ci się po­doba - tyl­ko ty­le. Później zauważasz, że ob­chodzi Cię to z kim ga­da, ja­kie ma ko­leżan­ki. Ko­lej­nym eta­pem jest ogar­nięcie czy nie ma dziew­czy­ny - cho­ciaż jeszcze wy­pierasz się, że pod żad­nym po­zorem On Ci się nie po­doba.
  W końcu przyz­na­jesz przy­jaciółce - zaurocze­nie. Trwa to dość długo. Jest ogląda­nie się za Nim na uli­cy, śledze­nie Je­go życiory­su i usiłowa­nie wpi­sania się w niego. W  końcu zaczy­nasz czuć, że ser­ce inaczej py­ka - kochasz Go, ale uda­jesz przed sobą, że to nie praw­da. bo prze­cież jes­teś zimną
i be­zuczu­ciową pa­nienką. Po pa­ru miesiącach przyz­na­jesz się już jaw­nie, że Go kochasz i nie będziesz pot­ra­fiła żyć bez Je­go wi­doku.
Cały ten pro­ces tyl­ko po to , by później się do­wie­dzieć jak bar­dzo On kocha inną.


IZA:
Minęło kilka dni a mi nie przechodziła złość na Reusa. Co on sobie ubzdurał? Zajęty facet się tak nie zachowuje. Nie jestem niczyją własnością a On nie ma prawa robić takich rzeczy. Skoro ma Jenny to niech Nią się zajmie. Mogłabym nawet umawiać się z narkomanem, nic Mu do tego. Taki bojowy nastrój udzielał mi się zawsze gdy Go widziałam. Dziś zorganizowałam koncert Mayi. Oczywiście nic Jej nie mówiąc bo nie zjawiła by się. Jest bardzo nieśmiała, ale Ja postanowiłam to przełamać. Przy okazji Mela- tak, moja kochana przyjaciółka powzięła myśl, by zabawić się jak za dawnych czasów. Nie zważyła tylko na to, że  Marco nie przyjdzie sam. A ja jakoś szczególnie nie mam ochoty na to patrzeć. No ale cóż. To Mela- trzeba Jej wybaczyć.

Marco:
-Wypijmy za naszą załogę- Mela uniosła kieliszek w geście wznoszącym toast niczym jak za Młodą parę.
Po opróżnieniu zawartości drinka Jenny wzięła mnie na stronę:
-Nie wiem jak stara załoga ale nowa idzie do domu.
-Dopiero przyszliśmy, chciałaś zobaczyć jak śpiewa Maya.
-Myślałam, że wytrzymam z Izą, która mnie nienawidzi ale myliłam się.
-Przecież klub jest duży. Możesz jej unikać

-Nie boję się unikania Marco. Boje się o Ciebie.

IZA:
W pewnym momencie zauważyłam Mayę, którą zdążyłam zawiadomić SMS-em żeby przyszła do klubu.
-Hej.
-Hej-
odparłam
-Dzięki za zaproszenie. Zwykle w piątki siedzę w domu.
-Musimy zmienic Twój image. Co sądzisz o koncercie?
-Kiedy? Dzisiaj?
- zapytała siadając na krzesło.
-Tak. To tylko jedna piosenka.
-Izka! Dlaczego mi wcześniej nie powiedziałaś? Nie jestem przygotowana!
-Właśnie dlatego. Przestraszyłabyś się i ciekła. Więcej bym Cie na oczy nie widziała.
-Ale ja nie jestem gotowa! Wyglądam okropnie
- dziewczyna zaczęła wymachiwać rękoma po czym schowała w nich głowę.
-Wyglądasz świetnie
-No dobrze, ale tylko jedna piosenka.

Cieszyłam się, że wróciłam do Dortmundu. Mogłam pomagać ludziom i to bez zastanawiania się czy mają dużo forsy czy są bez grosza. A za Mayę czułam się szczególnie odpowiedzialna. Była moją pierwszą podopieczną. Nie wierzącą w siebie ale z pięknym anielskim głosem. Tak się cieszę, że mogę pomóc komuś, kto tej pomocy oczekuje.
Moje rozmyślania przerwała dwójka osobników, których miałam nadzieję unikać dzisiejszego wieczoru jak i do końca życia.
-Pamiętasz jak powiedziałaś, ze mnie nie lubisz?- zapytała Jenny, choć nie przypominałam sobie, żebym kiedykolwiek cos takiego oznajmiła. Moze dałam Jej to odczuć ale na pewno czegoś takiego bym nie powiedziała. Nie jestem aż taką jędzą, żeby komuś mówić takie rzeczy prosto w twarz nawet gdy ktoś bardzo ale to bardzo mnie irytuje.
-Też Cię nie lubię...Powiedziałam to- zwróciła się do Reusa, obróciła się na pięcie i poszła dalej.
Teraz moja złość osiągnęła zenitu. Co ona sobie wyobraża? A Reus? Nawet nie zareagował. Ja rozumiem, ze to Jego dziewczyna  no ale ludzie? Co ja jestem? Worek treningowy? Każdy może się na mnie wyżywać?
Spojrzałam tylko z pogardą na Marco i również odeszłam.
 Aby uspokoić moje rozkołatane nerwy postanowiłam poszukać Mayi. Znalazłam Ją w moim biurze skuloną na sofie.
-W porządku?- zapytałam
-Nie, do w porządku to daleko jeszcze. Nigdy nie występowałam publicznie. Co jeśli się udławię, albo wszyscy będą się ze mnie śmiali? Co jeśli zniszczę Twoją wytwórnię?
-Jesteś świetna Maya. Słyszałam Ciebie i to mówię. Jak wyjdziesz na scenę to nie myśl o tym wszystkim.
-Co jeśli mi nie wyjdzie?-
zapytała z przerażeniem w oczach.
-Ludziom czasem nie wychodzi. Spójrz na mnie na przykład. Ale Ty jesteś Maya! Tobie wyjdzie bo ja w Ciebie wierzę!
-Dziękuję-
rzekła dziewczyna idąc na scenę.

Marco:
-Jestem zmęczona unikaniem Ciebie i Izy wiec wezmę taksówkę i pojadę do domu- oznajmiła mi Jenny.
-To niedorzeczne, zawiozę Cię- odparłem.
-Odkąd Iza wróciła zachowuję się jak szalona suka. Jestem zazdrosna, nerwowa, nie pewna. A nie jestem taka przecież. Nigdy nie byłam.
-Wiem o tym.
-Nie jestem głupia czy ślepa Marco.
-Jenn, Jenny!Poczekaj-
chciałem zatrzymać dziewczynę gdy się obróciła.
-Czekałam na Ciebie Reus. Przyprowadziłam się tu dla Ciebie. Musisz się dowiedzieć czego chcesz.
-Chcę Ciebie-
krótko odparłem
- A ja chcę żebyś przestał kochać Izę- stwierdziła po czym wyszła z klubu.
Byłem zły, bardzo zły. Nie zastanawiając się długo poszłem do biura Izy. Siedziała na sofie wpatrując się w coś.
-Czego ode mnie chcesz? Masz alarm w głowie? Uruchamia się tylko wtedy gdy jestem z kimś innym szczęśliwy? Oświadczyłem Ci się w Berlinie. Nie przyjęłaś ich więc poszłem dalej. Dlaczego Ty tego nie zrobiłaś?!- krzyczałem na całe biuro.
Iza chodziła jak wściekła osa.
-Dlaczego nie przyjęłam czy dlaczego nie dam Ci spokoju? Ty nic nie rozumiesz! Byłam tam Reus. Byłam wtedy na tym cholernym meczu! I zobaczyłam Cie z Nią! Miałam podejść i się przywitać? Czy może życzyć szczęścia?! Myślałeś, ze miałam Cię w dupie ale to Ty miałeś mnie głęboko w swym uszanowaniu przyprowadzając Ją! Co weekend oglądałam te cholerne mecze!! Rozumiesz? Wiesz dlaczego? Żeby choć przez chwilę móc na Ciebie spojrzeć?- w tym momencie Iza nie była zła. Do Jej oczu napłynęły łzy.

-Bellluś.
-Nie mów tak do mnie rozumiesz! Nie mów! Bella dla Ciebie umarła!
- wybiegła z pomieszczenia nie zważając na nic.

wtorek, 20 maja 2014

Rozdział 38




Iza.


Przechodziłam koło parku, gdy usłyszałam czyjś damski głos.
- Masz ją załatwić jasne? Nie obchodzi mnie jak, nie obchodzi mnie gdzie. Masz to zrobić bo inaczej nie będzie nagrody.
-Ale przecież mówiła Ci, że nie chce odzyskać Marco więc o co Ci chodzi- sprzeciwiał się męski głos.
-Nie możemy tak ryzykować kotuś. Nie mogę stracić takiej szansy, żeby poślubić piłkarza i nie martwić się już nigdy w życiu o kasę- usłyszałam urywek rozmowy po czym zaczęłam biec orientując się, że dwójka osobników mnie goni. To była Jenny. I jakiś jej kochanek, mało mnie to obchodziło. Jedyne co było ważne w tej chwili to żeby uciec jak najdalej. Wpadłam w jakąś dziurę i leżałam na trawie jak długa.
Po chwili zobaczyłam nad sobą mężczyznę z nozem w ręku wiec zaczęłam krzyczeć.
-Aaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaa
-Iza, Iza, co Ci jest?
-Mela?- usiadłam gwałtownie na łóżku miarowo uspakajając oddech.
-To tylko zły sen siostra, połóż się.
Przez długi czas nie mogłam usnąć. Przypomniałam sobie moje pierwsze spotkanie z Reusem po powrocie z Berlina. "Mam kogoś"- tylko tyle był w stanie z siebie wykrzesać. Żadnego miło Cię widzieć, też tęskniłem. Nawet nie zaciekawił się co u mnie. Dlaczego przyjechałam, co czułam przez ten czas bytując jak roślina w tym Berlinie. Zero reakcji. Poszłam przygotować sobie do kuchni herbatę z miodem. Taką gdy zawsze nie mogłam zasnąć, taką na chandrę.
Po chwili w kuchni znalazła się Mela.
-Też nie śpisz?- zapytałam podając jej parujący kubek.
-Nie mogę. A Tobie co jest? Tylko bez żadnej ściemy.
-Mela co ja sobie myślałam co? Że przyjadę tu i rzucę mu się w ramiona? Nonsens. Zrobiłam sobie niepotrzebnie nadzieję. Gdy mi powiedział, ze jest z kimś to zrobiło mi się tak jakbym bezpowrotnie coś straciła. Jego miłość rozumiesz? Jakby cząstka mnie umarła. Przez te 4 lata żyłam tylko z tą myślą, że On gdzieś tam jest i mimo wszystko czeka na mnie. Widziałam jak się obściskiwali po tym meczu ale to do mnie jeszcze nie docierało. A teraz On po prostu nawet nie przyjdzie na spokojnie porozmawiać o byle czym. Byliśmy przecież przyjaciółmi. A kim teraz jesteśmy? Sama nie wiem. Mam wrazenie, że jestem dla Niego wrogiem. Nie wiem czemu.

-Izuś może nie do końca Ci jeszcze wybaczył, że nie przyjęłaś wtedy oświadczyn.
-Nie Meluś, to nie to. A wiesz co jest najgorsze? To, że jak zobaczyłam, że tą Jego panną jest ta sama pani psycholog, którą wtedy ujrzałam w Berlinie to mnie szlag jasny trafia. Nienawidzę Jej po prostu. Jest taka idealna. Dojrzała. Nie chcę być taką jędzą rozumiesz? Nie tak mnie wychowali. Ale nie umiem stłumić w sobie tego uczucia.
****


Amelia Czyż miała mieć dziś oficjalne otwarcie swojego butiku oraz ukazanie najnowszej kolekcji swoich ubrań więc od rana chodziła cała nabuzowana pozytywnymi endorfinami co przekładało się na wszystkich dookoła. Jako, że jestem jej najlepszą przyjaciółka i obiecałam jej to poszłam pomóc blondynce do butiku przystroić miejsce na wieczorna imprezę.
Gdy weszłam do srodka kilka osób juz było zajęte rozkładaniem balonów w odpowiednie miejsca. Zabrałam się również za wpuszczanie powietrza do balonika gdy podszedł do mnie Reus. Nie miałam pojęcia skąd się tam wytrzasnął.
-Dobrze widzieć, że sława i sukces Jej nie zmieniły- stwierdził po czym skinął głową na Mele o której wyrażał właśnie opinię.
-Nie zmieniły- odparłam.
-Jak idzie w studiu?- zapytał
-Myślałam, że to będzie zabawa ale nikt mnie nie ostrzegł przed egoistycznymi muzykami.
-Zawsze byłaś zdolna do czegoś więcej niż sądziłaś.
Odszedł po chwili. Nie wiedziałam co mówić, nie wiedziałam jak się mam przy Nim zachowywać. Raz jest zimny jak lód, potem podchodzi jak gdyby nigdy nic. Postanowiłam obrać pozycję neutralną i nie brać tego wszystkiego sobie do serca, bo to zbyt wiele mnie kosztuje. Będę bez emocjonalna w tych stosunkach.


Gdy skończyłam pomagać Meli wpadłam jeszcze do studia nagraniowego. Miała się zgłosić dziewczyna, Maya bodajże. Gdy doszłam na miejsce czekała juz w środku grając na fortepianie i śpiewając swoja piosenkę. Nie zauważyła mnie. Była taka świeża, niewinna, a Jej głos rozbrzmiewał niczym anioł. Od razu bez namysłu zaproponowałam Jej kontrakt. Obiecała, że się zastanowi..
*****


Nawet nie wiem kiedy zbliżył się wieczór. Ubrana w swoja najlepszą sukienkę poszłam do butiku na otwarcie nowej Kolekcji Melki. Impreza była świetna. Wszyscy się dobrze bawili jakby znali się od zawsze. Rozpromieniona Amelia podeszła do mnie z radosnym uśmiechem.
- Hej Izo M.
-Co jest?- zapytałam
-Mam coś dla Ciebie. To podziękowanie za pomoc- stwierdziła dziewczyna wręczając mi sukienkę.
-Melaaaaa. Dziękuję ale nie musiałaś.
-Jak sprawy z Marco?
-Co masz na myśli?- udałam głupia patrząc na blondynkę.
-Izka!
-Marco wydaje się szczęśliwy i kocha Jenny....
-Dobra słuchaj.... Nie rozglądaj się teraz. barman cały wieczór spogląda na Ciebie. No idź.!
Zwinnym krokiem podeszłam do baru. W końcu co mi szkodzi. Nie mam nic do stracenia. Naprawdę okazał się miłym chłopakiem, i nawet potrafił mnie rozśmieszyć.
-Hej- obok mnie kolejny raz dzisiejszego dnia wyrósł Marco.
-Hej.
-Gotowa?- zapytał
-Na co?- zapytałam nic nie rozumiejąc o co może chodzić Niemcowi.
-Nie idziesz do domu?
-Nie wiesz chyba zostanę- odparłam spoglądając na młodego barmana.
Nic nie powiedział tylko nachylił się do mojego ucha i szepnął:
- Nie jest dla Ciebie wystarczajaco dobry- założył kurtkę i wyszedł.
Byłam wściekła. Co on sobie wyobraża. Wzięłam z lady torebkę i wybiegłam za nim na zewnątrz. Tak mna buzowało, ze mogłabym rozwalić wszystko co jest pod moim zasięgiem.
-Hej! nie rób tak!- krzyknęłam stojąc na schodach.

-Jak?
- " Nie jest dla Ciebie wystarczajaco dobry" Nie chcę żebyś tak mi mówił Marco. To nie w porządku w stosunku do mnie i w stosunku do Jenny- weszłam do srodka trzaskając drzwiami.
To naprawdę nie było fair. Skoro jest z Jenny nie powinno Go obchodzić co robię ze swoim życiem. Sam mi dał do zrozumienia, że dla niego nie ma tam miejsca .
**************






Hej Kochane :)
Rozdział taki bardziej dialogowy niż poprzednie ale mam nadzieję, że się podoba:)
Teraz będę miała więcej czasu więc postaram się dodawać rozdzialiki 2 razy w tygodniu, może nawet 3 jak się uda :)
Przewiduję jeszcze ok 12 rozdziałów i będziemy musiały się pożegnać :(
Ale nie martwcie się:)
Juz mam w planach kolejny blog ;)
Buziaczki:*


czwartek, 15 maja 2014

Rozdział 37

Mam ochotę go za­bić, nie dla­tego, że go niena­widzę bo go kocham.
Chce go za­bić tyl­ko dla­tego, że nie mogę znieść myśli, że je­go ust do­tykają in­ne us­ta niż moje.
Nie mogę znieść te­go, że już nie na­leży do mnie..


IZA:

Jak się czuje odrzucony człowiek? Jak ostatnia ofiara losu. Kocham Go a On na powitanie był mi tylko w stanie powiedzieć "Mam kogoś". To jednoznaczne. Chce żebym się odczepiła. Dobrze, nie będę nikomu stawac na drodze. Będę żyła w tym zakłamaniu. Zresztą ostatnimi czasy nic innego nie robię. Mam zamiar udawac, że wszystko jest dobrze i uśmiechac się sztucznie. Może tak właśnie musi byc? Najwidoczniej pisane jest mi to, że wszyscy ode mnie odchodzą tylko nie Ona. Długonoga blondynka czekała już na mnie na lotnisku.
-Tęskniłam Bells
-Ja też Mela- przytuliłyśmy się po czym ruszyłyśmy do domu.





***TYDZIEŃ PÓŹNIEJ***

Razem z Melą wynajmowałam mieszkanie. Było ładnie urządzone i miało taras z pięknym widokiem. Bałam się jak to będzie po naszym powrocie ale widocznie niepotrzebnie. Amelia właśnie dziś otwierała swój własny butik a ja cóż wykupiłam studio sonograficzne i zamierzam promować młode talenty. Wnosiłam ostatnie poprawki w moim nowym miejscu pracy gdy ktoś niepostrzeżenie wszedł do środka.
-To najfajniejsze biuro w jakim byłam.
Nie wierzę, po prostu nie wierzę. Po co Ona tu przyszła? Nie mam ochoty patrzeć na Jej pięknie wyprofilowaną buźkę i na to jak jest przesadnie miła.
-Teraz jeszcze muszę podpisać umowy z kilkoma zespołami i udowodnic sobie, że to nie jest pomyłka.
-Z tego co o Tobie słyszałam nie sądzę, żeby to był problem.
No pięknie pani idealna psycholog jeszcze szukała informacji na mój temat. Może jeszcze na kozetkę mnie weźmie? No nie powiem ciekawie.
-Mam nadzieję, że masz rację- odparłam
-To jest dla Ciebie- dziewczyna wręczyła mi do ręki zieloną roślinę- Powinien przyniesc szczęście. To drzewko szczęścia. Nie potrzebuje dużo światła tylko podlewaj Go codziennie.
-Będę- wdziałam na usta mój sztuczny uśmiech.
-Mam nadzieję, że Ci się powiedzie. Wiem, że dopiero się poznaliśmy ale wiedz, że tu jestem.
Co to w ogóle ma znaczyć?
"Wiedz, że tu jestem".
Czy Ona właśnie mi grozi? Bo nie zabrzmiało to na przyjacielską radę.
-Dobrze wiedzieć- odparłam krótko.
-Pa Iza.

***

Miałam swoje pierwsze przesłuchanie. Zespół był naprawdę świetny. Nic dodac nic ując. Postanowiłam porozmawiać z liderem, jeśli uda mi się ich wypromowac będzie to mój pierwszy zawodowy sukces.
-O co chodzi?- zapytał chłopak
-Myślę, że jesteście świetni- odparłam
-Jestem zmęczony więc jeśli chodzi o fanklub...
-Nie. Przepraszam. Mam własną wytwórnię i chciałabym podpisać z Wami kontrakt.
-Czemu mielibyśmy się na to zgodzić?
-Przez ostatnie cztery lata byłam w Berlinie pracując dla wielkiej wytwórni, ale zdecydowałam się odejsc bo uważałam, że lepiej poradzę sobie sama. Jeśli zdecydujecie się na mnie to zrobię wszystko, żebyście byli tam gdzie chcecie byc.
-Jakie masz inne zespoły?- zapytał
-Teraz? Nie mam jeszcze nikogo. Chcę, żebyście byli pierwsi.
-Moja była powiedziała mi to samo na studniówce. I była kłamliwą dziwką. Spasujemy ale dzięki.

Cholera! Czy początki zawsze muszą byc takie trudne? A może to ze mną jest coś nie tak? Czego się nie dotknę to rozpływa się niczym bańka mydlana.
-Drzewko szczęścia- szepnęłam ze złością wyrzucając roślinę do kosza.

***

Za wszelkie zło możliwe na tym świecie obwiniałam Jenny. Za kogo Ona się uważa? Już na pewno jakaś paskudna blondyna nie będzie mi mówic co mam robic a co nie. Podbuzowana poszłam do Niej. Jak na kulturę przystało zapukałam grzecznie i dopiero weszłam. Kiedyś nie musiałam tego robic. Wchodziłam do mieszkania Reusa jak do siebie.
-Czesc. Właśnie minęłaś się z Marco- wyrwała mnie z zamyślenia Jenny.
-Właściwie to ja do Ciebie
-Świetnie. Co jest?- odwróciła się do mnie z tym swoim uśmieszkiem na widok, którego zbierało mi się na wymioty.
-Dlaczego przyniosłaś mi to drzewko?
-Chciałam...
-Ja Ci powiem dlaczego- chamsko weszłam dziewczynie w słowo
-Zaznaczasz swoje terytorium i rozumiem to. Ale dla Twojej wiadomości nie chcę odzyskac Marco.
-Nie sądziłam, że chcesz- stwierdziła.
-To w takim razie czego chcesz? Bo ludzie nie są aż tak mili.
-Całe swoje życie chciałam byc psychologiem więc kiedy mi się to udało przyjaciel dał mi drzewko. Ta roślina była symbolem tego, że mi się udało. To właśnie chciałam Ci dac. Dobrze wiedzieć, że nie chcesz odzyskac Marco. Powodzenia- odparła po czym otworzyła drzwi dając mi do zrozumienia, że nie jestem miłym gościem.
Nie uwierzyłam a ani jedno słowo tej podłej jędzy. Nie potrzebnie tam poszłam tylko sobie ciśnienie podniosłam. Podła manipulantka.
************************************
Dobry wieczór :**
Tak się cieszę, że spodobał się poprzedni  rozdział i przede wszystkim wywołał tyle emocji.
Zostawiam w Wasze ręce kolejny :)
Mam nadzieję, że chociaż w połowie tak dobry jak poprzedni.

A teraz wszyscy puszczamy oczkoooo Marco ;)

Miłego:****

sobota, 10 maja 2014

Rozdział 36



Czasem wydaje się jakby to było wczoraj...To uczucie w którym nikt nie kochał tak zażarcie, nie śmiał się tak mocno, tak bardzo się troszczył. Czasem wydaje się jakby to było wczoraj a czasem jakby to były wspomnienia kogoś innego.

4 LATA PÓŹNIEJ

*OCZAMI IZY*

Minęły cztery lata kiedy ostatnio byłam w Dortmundzie. Cztery długie lata. Miałam tam wszystko przyjaciół, chłopaka, robiłam to co kochałam. Przyjechałam do Berlina z wizją podboju świata. Myślałam, że będę odkrywać młode muzyczne talenty odsłaniając im drogę do sławy. O jakże się myliłam. Jestem marną sekretarką w wytwórni muzycznej dla której nie liczy się prawdziwy talent tylko zawartość portfela. Choćbyś fałszował jakby Ci słoń na ucho nadepnął to nic. Jeśli masz pieniądze to i tak będzie dobrze.
Co z Marco? Przez pierwsze dwa lata było w porządku. Odwiedzał mnie w Berlinie, bo nie miałam czasu na dotarcie do Dortmundu. Pewnego pamiętnego dnia przyjechał do mojego domu. Otworzył czerwone pudełeczko z którym był pierścionek. Tak, oświadczył mi się. Byłam przerażona. Rozkręcałam swoją karierę a On proponował mi małżeństwo. To było stanowczo za wcześnie. Zamknęłam na Jego oczach pudełko dając Mu do zrozumienia, żebyśmy jeszcze poczekali. Poszliśmy spać a rano obudziłam się sama. Z karteczką na poduszce.

Ja tak nie potrafię. Wybacz.

To był koniec. Zrozumiałam to od razu. Tęskniłam każdego dnia toteż rzucałam się w wir pracy. Utrzymywaliśmy kontakt telefoniczny, rzadki ale przyjaźniliśmy się nadal. Gdy zadzwonił do mnie z informacją, że mają mecz w Berlinie ucieszyłam się. Miałam zamiar tam pójść. Było ciężko wyrwać się z pracy ale dałam radę. Byłam bardzo spóźniona. Gdy zaszłam na miejsce wszyscy już opuszczali stadion. Wtedy w tłumie ujrzałam Go. Był tak samo przystojny jakby czas stanął dla Niego w miejscu. Już miałam podejść gdy obok ujrzałam ładna blondynkę łapiącą Reusa pod ramię. Zabolało. Choć nie byliśmy już razem dlaczego tak cholernie bolało? Wybiegłam z płaczem wpadając na jakiegoś mężczyznę. Przewróciłam się i skręciłam kostkę. Uparł się, żeby mi pomóc. I tak się stało. Wysoki brunet pomógł mi i został na dłuższy okres w moim życiu. Byliśmy parą ale nie kochałam Go. Nawet ze sobą nie sypialiśmy. Wyczuwał to, bo po pewnym czasie odszedł. Nie chciał żyć obok mnie tylko ze mną a to nie było możliwe jeśli w mojej głowie wciąż był blondyn. Zostałam sama. Moja Mela została projektantką mody w Los Angeles. Wszyscy byli kimś. Tylko nie ja.



***OCZAMI MARCO***

Minęły 2 lata od mojego zerwania z Izką. Kolejny raz wzięło mnie na wspomnienia. W Dortmundzie zostałem sam. Nie było już dawnego składu pszczółek. Został tylko Mats, Leo i Goetze, który niedawno wrócił z Bayernu.
Iza. Pewnego dnia mieliśmy mecz wyjazdowy do Berlina. Pierwsza moja myśl. Zobaczę Ją. Ucieszyłem się. Strzeliłem wtedy dwa gole. Energia m,nie roznosiła. Lecz po meczu nigdzie Jej nie było. Nawet nie dała znać, że nie przyjdzie. Stałem jak debil przed stadionem wypatrując mojej kochanej Belli. Czułem się jak ostatni idiota. Ona miała mnie gdzieś a ja czekałem. Z zamyślenia wyrwała mnie Jenny- nasza psycholog, chwytając mnie za ramie oznajmiła, że wszyscy idziemy na imprezę. To był definitywny koniec z Izą. Nawet nie zadzwoniła. Ani razu do tej pory. Powoli doszedłem do siebie. Zapoznając bliżej Jenny zostaliśmy parą. Dziś jestem szczęśliwy. Kocham Ją.

***IZA***



Męczyłam się kolejny dzień w tym zasranym berlinie. Ślęcząc nad papierami projektów, których i tak nikt nigdy nie zobaczy. Przerwał mi mój wredny szef, który wkroczył do biura.
-Czemu przyjechałaś?- zapytał.
-Chciałam odkrywać i zawierać kontrakty z zespołami, które mogą komuś zmienić życie.
-Tak myślałem, że jesteś jedną z nich. Ja tez byłem, ale  później to rozgryzłem. Nazywa się to show biznesem nie bez powodu. Jesteśmy tu dla pieniędzy.
-Nawet jeśli produkt jest do niczego?- zapytałam.
-Szczególnie wtedy.
-Nie chcę tak. Nie chcę w tym uczestniczyć. Chcę mieć Twoje stanowisko ale nie takim sposobem. Odchodzę- rzekłam zbierając swoje rzeczy.
To wszystko to jedna wielka ściema. Nie zamierzam tak żyć. Oszukiwać samą siebie. Otwierając w domu samotnie butelkę wina wybrałam numer Meli.
-Cześć. Wiem, że już późno tylko.... Co się z nami stało? Nie wiem już kim jestem albo jak się tu znalazłam. Tęsknię za tym kim byłam. Chcę mieć znowu dom i prawdziwych przyjaciół. Taka przyjaźń w jaką wierzyliśmy. Tęsknię za tym. Tęsknie za Tobą- nagrałam się na automatyczna sekretarkę, bo wiecznie zapracowana Mela nigdy nie odbierała. Nie czekając długo na odpowiedź od dziewczyny otrzymałam SMS-a.

Też tęsknię mała. Mam dość. Wracajmy do domu. Tam gdzie nasze miejsce. Wracajmy do Dortmundu.

W przebiegu godziny zabrałam wszystkie rzeczy do walizki i siedziałam w samolocie.

***

Signal Iduna Park. Moje miejsce. Pierwsze miejsce, które odwiedzam po moim powrocie. Miejsce, w którym wszystko się zaczęło. Miejsce w którym dorosłam. Przede mną zarysowała się sylwetka. Dobrze znana mi sylwetka.
-Cześć. Ile czasu minęło?- zapytałam.
-Dwa lata.
-Nawet więcej. Tęskniłam za Tobą Reus.

-Mam kogoś- zaoponował oddalając się daleko.
Zebrałam się powoli na lotnisko. Odebrać Melę. Moją Kochaną Melę.
********************************************************
No i jetem Kochane :*
Naprawdę poważnie rozmyślałam nad zakończeniem bloga. Ale wpadłam na to, żeby jeszcze troszkę namieszać :)
Więc smutno ale jest :)
Pozdróffki :***
Kalina ♥




niedziela, 4 maja 2014

Rozdział 35

Iza Malinowska wraz z Melą Czyż jadły na łóżku lody z pudełka, gdy usłyszały na dole dzwonek do drzwi.
-Pójdę otworzyć- zaproponowała brunetka.
-Pani Malinowska. Polecony. Proszę podpisać- oznajmił listonosz.
-Co to?- zapytała Mela -Nie otworzysz?- zdziwiła się dziewczyna patrząc na przyjaciółkę.
-Zgłosiłam się do tej wytwórni muzycznej na staż kilka miesięcy temu.
-No to otwieraj już!- nakazała Melka.
Bella usiadła przy biurku, obracając w dłoniach kopertę. Jeśli ją otworzy i dostanie się będzie najszczęśliwszym człowiekiem na ziemi.
Nie bądź tchórzem- ponagliła się w myślach.
Iza przez chwilę przyglądała się przyjaciółce. Amelia podskakiwała teraz na krześle z niecierpliwości i nieukrywanej ciekawości. Izka rozcięła kopertę długim paznokciem. Przez chwilę wpatrywała się z niedowierzaniem w zawartość.
-I co? I co?- niecierpliwiła się Mela widząc zmarszczone brwi i nagłą bladość twarzy Belli.
-Przyjęli mnie.
-Poważnie?- niedowierzała dziewczyna.
-Muszę odpowiedzieć im najszybciej jak to możliwe.
-Czyli powiesz tak?
-To w Berlinie- stwierdziła smętnie Iza
-Czekaj, mogłybyśmy spędzić tam razem wakacje. Możemy zatrzymać się u moich znajomych.
-Muszę tylko powiedzieć Marco- oznajmiła Malinowska
-Izuu, na pewno będzie się cieszył razem z Tobą. Tak samo jak ja.



***

Malinowska przysiadła na chwilę przed SIP czekając na Amelię. Niespodziewanie podszedł do Niej Marco obdarzając ukochaną soczystym buziakiem.
-Przepraszam, mam chłopaka- oznajmiła
 

-Tak? Gdzie On jest?- Marco złożył pięści niczym do walki bokserskiej.
-Dobre pytanie. Nie widziałam Go od całych dwóch dni.- powiedziała z wyrzutem
-Taaa..... chyba sobie na to zasłużyłem.
-Na szczęście Twoja dziewczyna ma nowego chłopaka.
-Naprawdę przepraszam. Mam ten nawyk chowania się w skorupie.
-Więc porzuć ten nawyk, bo naprawdę Cię potrzebuję w tym tygodniu.
-Co się dzieje?- zmartwił się Reus.
-Musiałam podjąć bardzo ciężko decyzję i potrzebowałam sporo czasu.
-Ok. Jestem tu. Powiedz co się dzieje- stwierdził całując dziewczynę w czoło.
 

-Zgłosiłam się na staż w jednej wytwórni muzycznej parę miesięcy temu, zanim jeszcze zaczęliśmy ze sobą chodzić i okazało się, że mnie przyjęli.
-Izka to świetnie.
-To w Berlinie.
Reus popatrzył w oczy Izy, by zaraz spojrzeć w dal, zagryzając dolną wargę rzekł.
-Więc jedź. Zasługujesz na to.
-Nie chcę Cię opuszczać.
-Będę tu jak wrócisz. Nie możesz zmarnować takiej szansy.
-Jesteś pewien?
-Tak. Jestem z Ciebie dumny. Słuchaj Izka....Wiesz, że Cię kocham, prawda? Bez względu co się stanie mi czy Tobie zawsze będziesz w moim sercu.

***

Szła wdychając świeże podeszczowe powietrze nasłuchując gwaru miasteczka. W pewnym momencie usłyszała swoje imię wołane z oddali. Odwróciła się, by zobaczyć kto ją woła.
-Co tu robisz o tej porze?- zapytał blondyn.
-Spaceruję- odrzekła
-O tej porze? Oszalałaś. Jest 22.00!
-Uspokój się blondi. Nic mi nie jest.
-Ale mogło coś się stać. Po tym wszystkim co się stało powinnaś być ostrożniejsza- zagroził Jej palcem.
-On mi już nic nie zrobi. Byłam tam, chyba zrozumiał swój błąd.
-Co powiedziałaś?- zapytał Marco łapiąc się za biodra.
-Ojj, przestań, byłam tam z Melą.


***

Reus robił herbatę nie odzywając się ani słowem. Był wściekły. Nie zły, nie zdenerwowany. Po prostu bez kija nie podchodź. Izabela obserwowała chłopaka stojąc w drzwiach z rękoma skrzyżowanymi na piersiach.
-Misiuuuu teraz nie będziesz się odzywał?
-...
-Przecież nic złego nie zrobiłam.
-...
-Reus, nie zachowuj się jak dziecko.
-Ja?! Ja się zachowuję jak dziecko. To Ty jesteś nieodpowiedzialna, lekkomyślna...
-I naiwna- dopowiedziała Iza przewracając oczami.
-Mam Cię puścić do Berlina, tak? Co chwila będę myślał czy moja dziewczyna czegoś nie wywinęła.
-Twoje zarzuty są bezpodstawne. On był w więzieniu. Czepiasz się. W końcu przemówiłam Mu do słuchu. Gdybyś chciał wiedzieć to jest chory psychicznie . Przypominałam Mu Jego byłą, zmarłą dziewczynę. Ale nie, lepiej się wydzierać na mnie jaka to jestem okropna. Wychodzę!- rzekła Izka trzaskając drzwiami.

Marco rozmyślając o tym, że dziewczyna będzie wracać sama po nocy wśród przeróżnych nieciekawych typów zamknął drzwi i pobiegł za Nią.
-Poczekaj- oznajmił zatrzymując dziewczynę.
-No proszę co jeszcze chcesz mi zarzucić?- zapytała wściekła.
-Już dobrze. Przestań. Nie będziemy się kłócić, niedługo wyjeżdżasz.

***********************************************************************
Czeeeść :)
Doznałam olśnienia i napadła mnie wena:)
Mam nadzieje, że jest ok :)
Buźka :*
Kalina