piątek, 27 czerwca 2014

Rozdział 45.

Dlaczego osoby, których najbardziej kochamy i życia sobie bez nich nie wyobrażamy tak bardzo Nas ranią? Czy wszystko nie może być tak dziecinnie proste jak paręnaście lat temu, gdy było się dzieckiem? Iza Malinowska po telefonie od blondyna ułożyła się dalej do snu. Lecz jej umysł nie miał zamiaru zapaść w krainę Morfeusza. Myśli kłębiły się w Jej głowie jak nadchodzący huragan. Z Jej oczu mimowolnie popłynęły łzy, po co On do Niej dzwonił?
Chciał przelecieć jakąś blondynkę w klubie trzeba było po prostu to zrobić a nie dzwonić do Niej. Nienawidziła Go w tym momencie, za to że miał gdzieś Jej uczucia. Przecież dobrze wiedział, że Go kocha, nie był głupi. Po co chciał to wszystko wyjaśniać? A zresztą co tu wyjaśniać?

***
Gdy otworzyła oczy poczuła pulsujący ból głowy w skroniach, spojrzała na zegarek który wskazywał pięć po ósmej. Spała niecałe cztery godziny, przez co pół nocy przepłakała wcale tego nie chcąc. Była zmęczona, przede wszystkim tym, że nie umie uwolnić się od blondyna. Była wściekła na siebie, że jest taka słaba. Nie ma tyle siły żeby wstać i powiedzieć dość. Przygotowując sobie herbatę, gdyż na śniadanie nie miała najmniejszej ochoty usłyszała dzwonek u drzwi. Z wielkim ociągnięciem pomaszerowała w ich stronę, gdy ujrzała Reus'a przed sobą poczuła jak narasta w Niej fala gniewu. Marco wyglądał nie najlepiej, oprócz swojego mocnego stanu skacowania był wyraźnie przybity.
-Przyszedłem.....- stwierdził zamykając za sobą drzwi lecz dziewczyna nie zamierzała słuchać jakichś chorych wyjaśnień.
-Wczoraj powiedziałam już wszystko co myślę na ten temat, nie musiałeś tu przychodzić specjalnie żeby to mówić.
Wtedy stało się coś nieoczekiwanego. Przynajmniej dla Izy, nie spodziewałaby się tego w swoich snach nawet nie mówiąc już o jawie. Pod siłą naporu została przytwierdzona do ściany. Blondyn zbliżył się na niebezpieczną odległość, tak że zapach Jego perfum dostał się do Jej nozdrzy. Najpierw nie pewnie pocałował Jej usta patrząc Jej głęboko w oczy, nie miał pojęcia jak dziewczyna zareaguje, lecz widząc że nie stawia oporów wkładał w tą czynność coraz więcej serca. Jego usta były spragnione tej czułości. W tej chwili sobie uświadomił, że to Ona Izabela Malinowska jest kobietą Jego życia. Zawsze była, lecz On Marco Reus zagubił się w tym swoim małym świecie i zapomniał co w życiu naprawdę ważne. W życiu trzeba kierować się sercem nie rozumem a On na chwilę o tym zapomniał. Teraz mając przed sobą Jego dawną Bellę, nic Mu do szczęścia nie było potrzebne. Tylko Jej bliskość, myśl że jest obok. Chciał Ją rozpieszczać, dbać o Nią, być zazdrosnym o każdego mężczyzna który zwróci uwagę na brunetkę. Lecz dziewczyna w pewnym momencie brutalnie postanowiła odepchnąć Marco. Wbiła wzrok w podłogę by uspokoić oddech, chciała powiedzieć coś mądrego ale nic Jej do głowy nie przychodziło.
-Co to miało być Reus? Oszalałeś?!
-Ja już wszystko wiem Bella. Kocham Cię i nigdy tak na prawdę nie przestałem, pozwól mi na nowo odbudować naszą więź, tęsknie za Tobą każdego dnia.
-To dlatego pewnie, że za mną tęsknisz o mało co nie ożeniłeś się z Jenny i pewnie też dlatego raniłeś mnie doskonale wiedząc co moje serce w tej chwili przeżywa. I pewnie dlatego też o mało co wczoraj nie poszedłeś do łóżka z jakąś dziewczyną. Przykro mi Reus, nie będą niczyją zabawką którą w każdej chwili można rzucić w kąt jak się znudzi. Nie będę pocieszeniem po Jenny.
-Ale.....
-Powinieneś już iść......


***

Marco Reus nie spodziewał się takiego obrotu zdarzeń, to wszystko nie powinno tak wyglądać. Chciał pójść do Izy, przeprosić i wszystko miało być jak dawniej, pragnął aby Jego dawna Bella Mu przebaczyła i żyliby długo i szczęśliwie. Los jednak miał inne plany, dziewczyna była zbyt zraniona aby ot tak przebaczyć i zapomnieć. Cały czas marzyła o tym aby być razem z Marco, spędzać z Nim każdą wolną chwilę, zasypiać oraz budzić się w Jego ramionach. Uwielbiała przecież Jego uśmiech, to właśnie te dołeczki w policzkach urzekły Ją od pierwszego wejrzenia na blondyna. Brązowe niczym czekolada oczy zawsze świeciły się promiennie gdy był szczęśliwy, teraz były smutne, bez jakiegokolwiek wyrazu. Oboje byli zrozpaczeni, ktoś powiedział kiedyś, że miłość to taka prosta sprawa. Najpierw zauroczenie, potem zakochanie, wspólne mieszkanie, ślub, dzieci i już. Koniec kwestii. Niestety nie wszystko jest takie proste.

**********************************
Kochane moje misie!
Z góry przepraszam, że taki krótki i bezsensowny ale zakończenie roku BoZe! Myslałam, że nie ogarnę niczego dziś. W końcu wakacje.
Chciałam Wam wszystkim podziękowac za przemiłe komentarze! :) Nie miałam siły nawet na wszystekie ale w szczególnosci dziękuję:
REUSOWEJ MALINIE- Dziękuję za przeogromny długi komentarz, który dodał mi sił by wyskorobać chociaż to coś powyżej :)

KLAUDIA LEWA!- Twoje komenatrze już dawno są tak przemiłe, że nabieram wiary w siebie. dziękuję Kochana:* Ale co do światowej pisarki to jesszcze mi daleko :)

KOLOROWA BIEL- Twoje komenatrze również uwielbiam! Mam wrażenie, że wczułaś sie w sytuację Izy i Marco jakbyś razem to z Nimi przeżywała :*

Tym 3 Paniom w szczególności dziękuję ale pzoostałym z całego serducha również! Jesteście Kochane:*



<3

czwartek, 19 czerwca 2014

Rozdział 44

I boję się, że zobaczysz w innej to samo co na początku widziałeś we mnie.

Marco wiedział, że musi wrócić do Dortmundu, uciekanie przed problemami nic nie da. Choćbyśmy chcieli wyjechać na drugi koniec świata to i tak nas znajdą. Poprawka: One nas nigdy nie opuszczą. Blondyn wiedział bardzo dobrze, że lekarstwem na wszelakie zmartwienia jest praca. Jego jest wyjątkowa, mimo iż był połączony z klubem umową to nie czuł się tam źle. Nie musiał wstawać co poniedziałek z wielkim niechceniem tak jak ma każdy przeciętny człowiek. On wstawał z uśmiechem na ustach i podzięce w sercu wielu ludziom którzy odkryli w Nim talent i pozwolili się rozwijać. Na swojej drodze spotkał wielu wspaniałych ludzi, którzy pomogli Mu być tym kim jest. Jednym z takich osób był Juergen Klopp. Mężczyzna, po 50 który miał w sobie tyle energii co niejeden 20-latek. Był dla Marco jak ojciec, który w złych chwilach Go pociesza, w dobrych pochwala. To nie był zwykły trener, takiego drugiego ze świecą szukać. Dlatego też zaraz po przylocie do miasta nie wypakowując torby podróżnej pognał na SIP. Nie chciał jechać do pustego domu w którym każdy zakamarek pachnie klęską w życiu osobistym. Wchodząc na murawę nie zauważył nikogo oprócz trenera.
-Dzień Dobry trenerze- przywitał się blondyn zaskakując znienacka 50-latka.
Podrywając wzrok na Reusa Klopp uśmiechnął się szeroko niczym jakby zobaczył swoje dawno nie widziane dziecko. Wiedział, że Marco wróci, był jednym z tych zawodników, którego znał na wylot.
-Witam spowrotem panie Reus.
-Przepraszam, że tak długo sie nie odzywałem.
- rzekł skruszony Reus.
W rzeczywistości nie powiedział nikomu o swym wyjeździe. Nie odbierał telefonów, nie odpisywał na e-maile, sms-y. Gdyby nie Mario nikt by nie wiedział co się dzieje z Marco. Pewnie szukałaby Go już niemiecka policja, przecież ten ślub to był jeden wielki cios dla młodego Niemca. Klopp rozumiał sytuację swojego zawodnika, sam przecież miał 24 lata i wiedział co oznacza nieszczęśliwa miłość.
-Musiałeś zrobić to co należało prawda? Chciałbym Ci jakoś pomóc.
-Już Pan pomógł. Przez ostatni czas miałem okazję do wytchnienia. Dziękuję.

***

OCZAMI IZABELI MALINOWSKIEJ

Co dzień to samo. Bella wstawała równo o godzinie 7.00 gdy do Jej uszu dobiegł dźwięk budzika. Wkładała pieczywo do tostera, smarowała grzanki swoim ulubionym truskawkowym dżemem. Wstawiając wodę w czajniku elektrycznym w międzyczasie wsypywała łyżeczkę kawy rozpuszczalnej do swojego ulubionego kubka. Te czynności były rutyną, ale cieszyła się z nich. W Berlinie było inaczej, tutaj cieszyły Ją małe rzeczy. Chyba dorosła od ostatniego czasu, wszystko się zmieniło tylko nie jedna rzecz. Nie przestała kochać, nadal pałała nieszczęśliwą miłością do Marco, kochała swoja Melę jak siostrę i nadal kochała malować i słuchać muzyki. Tym razem wybrała się do pracy na pieszo, była piękna pogoda. Szkoda by było zmarnować ten czas na tłuczenie się w korku samochodowym. Z dala ujrzała obiekt swoich westchnień.Marco, tak to On poznałaby Go po najmniejszym ruchu. Nie wiedziała jednak co zrobić. Podejść i się przywitać? Wewnątrz cieszyła się niezmiernie, że wrócił i nic Mu nie jest ale po tych wszystkich przeżyciach nie wiedziała co zrobić. Wciąż się zadręczała, przecież nie powinna. Najlepiej byłoby znów wyjechać i odciąć się od przeszłości ale nie umiała.
-Cześć- nie zdała sobie sprawy, że rozmyślając pieczołowicie nad życiem blondyn w niebezpiecznym tempie znalazł się obok Niej. Z wielkim niechceniem pokiwała głową i ruszyli przed siebie. Nie odzywała się w ogóle, bo po co? Nie chciała podejmować żadnego tematu a zwłaszcza tego, że Jenny Go zostawiła.
Reus nie był głupi doskonale wiedział dlaczego brunetka nie zjawiła się na ślubie i milczy nic się nie odzywając. Dawnej Belli nie zamykałyby się usta a ta dziewczyna teraz jest zmęczona i najzwyczajniej w świecie zakłopotana tym, że musi przebywać w Jego towarzystwie.
-Iza, nie obwiniam Cię o nic- zaczął swój wywód aby oczyścić atmosferę.
-Żal mi Ciebie, żal mi Jenny i czuję się trochę odpowiedzialna i mam nadzieję, że nie zabrzmi to arogancko ok? ale wiem że Cię to zraniło.
-Ona wróci wiesz? Kocha mnie
- oznajmił blondyn na co dziewczynie serce rozpadło się na milion malutkich kawałeczków.
Starała się być silna każdego dnia, ale musiała odpocząć. Nie wiedziała co ma dalej robić.

***
Dzień mijał za dniem Marco wcale nie był pewny czy Jenny wróci. Sam nie wiedział czego chce, przecież po coś się wahał na tym ślubie prawda? Relacja z Jenny już dawno przestała być partnerska. Od dawnego czasu byli po prostu jak dobrzy przyjaciele. Teraz gdy już ochłonął po tym wszystkim zdał sobie sprawę, że nie kocha Jej. Być może nigdy Jej nie kochał, bał się tylko samotności. Postanowi, że nigdy nie popełni tego błędu, żadna kobieta nie skrzywdzi Jego osoby. W tym celu udał się do baru chcąc zapomnieć o rzeczywistości, nie przeszkadzało Mu nic tego wieczora. To, że jakaś blondynka uwiesiła Mu się na szyję też Mu nie przeszkadzało. Wiedział, że jutro o niczym nie będzie pamiętał.
Iza Malinowska tuż po pracy postanowiła iść się napić. W samotności, tak żeby nikt nie widział że nie radzi sobie sama ze sobą. Wybrała pierwszy lepszy bar w Dortmundzie i usiadła do stolika rozglądając się nieco po klubie ujrzała znajomą sylwetkę. Tylko że Marco nie był sam, najwidoczniej postanowił szybko się pocieszyć. Ochota na zatapianie smutków w alkoholu nagle wyparowała z głowy Izy. Ale w sumie skoro On mógł? Dlaczego ja nie mogę?- pomyślała dziewczyna. Zrezygnowała jednak szybko z tej myśli, biorąc torbę postanowiła wyjść z baru. Jednak jeszcze spotkała się ze wzrokiem Marco, który był zakłopotany całą tą sytuacją.


Dziewczyna jednak nie zrezygnowała ze swych zamiarów i z wdziękiem wyszła na zewnątrz. Przecież bądź co bądź to nie Ona miała powód do wstydu, to nie na Jej szyi widniał czerwony ślad po szmince.

***

Układała się do snu gdy zawibrował głośno Jej telefon, na wyświetlaczu widniał napis: Marco. Dawno nie odbierała od tego osobnika telefonu i teraz też do końca nie była przekonana czy to zrobić. Przełamała się jednak, wciskając zielony klawisz rzekła krótkie Halo. Wstawiony już Reus podążał pieszo uliczkami Dortmundu prowadzącymi wprost do Jego domu.
-Iza to co widziałaś dziś- zaczął jakby chciał się wytłumaczyć lecz bezceremonialnie dziewczyna postanowiła Mu przerwać.
-To co widziałam to nie moja sprawa. Robisz ze swoim życiem co chcesz przecież.
-Ale to była...
-Kolejna kochanka Marco Reusa?
- zapytała kpiąco dziewczyna na co Marco umilkł.
-Dobranoc Marco- rzuciła dziewczyna wyłączając telefon.

********************************************
Dłuższa ilość wolnego czasu i Wasza motywacja w postaci komentarzy dobrze na mnie działają!
A więc następny :)
Mam nadzieje, że chociaż trochę dałam radę:*
Buziaczki:**
Kalina.

niedziela, 15 czerwca 2014

Rozdział 44

Są dni, kiedy uświadamiamy sobie, że osoby którą tak bardzo kochamy nigdy nie będziemy w stanie mieć. A wtedy... wtedy wszystko staje się obojętne.

Nieraz to czego naprawdę pragniesz w swoim życiu czeka na Ciebie tuż obok, jest wprost na wyciągnięcie ręki. Ale Ty nie potrafisz po to sięgnąć, nie masz na tyle siły lub odwagi. Blokuje Cię wiele czynników, strach przed tym co może się wydarzyć, przeszłość. Problem z przeszłością polega na ty, że jest Ona częścią teraźniejszości.Nie można tak po prostu wymazać niektórych spraw z pamięci i zapomnieć o nich jak gdyby nie miały już żadnego znaczenia. Marco Reus w chwili obecnej mógł mieć wszystko szczęśliwą rodzinę, karierę piłkarską ale dlaczego się wahał? Co nie pozwalało Mu na wypowiedzenie prostego słowa TAK przed ołtarzem? Patrzył się nieruchomo w Jenny bojąc się wypowiedzieć słowo, zniecierpliwieni goście patrzyli ożywionym wzrokiem na blondyna aż w końcu przemówi. Lecz Jenny nie zamierzała czekać, wiedziała bardzo dobrze, że Reus nie jest gotowy na związek. Nie mogła się zgodzić na ślub.
-Nie mogę- odrzekła zanim Marco cokolwiek powiedział i oddając Mu pierścionek zaręczynowy wybiegła z kościoła.

***
Parę dni po felernym ślubie Marco Reus musiał wyjechać za miasto. Hieny dziennikarzy nie dawały Mu spokoju, co chwila oczekiwały Go pod domem chcąc dowiedzieć się nowych wieści na temat Jego byłego związku. Przerwanie ceremonii przez Jenny wywołało niemałą sensację, Dortmund żył niedoszłym ślubem Marco Reusa. Razem z Mario udał się do Monachium aby się wyciszyć. Był niesamowicie wdzięczny przyjacielowi za okazaną Mu pomoc, myśli przytłaczały Jego głowę. Nawet na zwykłym strzelaniu bramek nie mógł się skupić przez co dostał przymusowy urlop od Kloppa. Zwiedzając zakamarki Monachium Goetze postanowił rozpocząć dość nieprzyjemny temat dla Młodego Niemca.
-Marco, musisz o Niej zapomnieć. Musisz odpuścić.
Reus doskonale o tym wiedział, ale z trudnością przyswajał tą wiadomość. Kolejna kobieta od Niego odeszła. Co z Nim nie tak? Planował z Jenny swoją przyszłość, byli długo ze sobą. I znowu stanął na rozstaju dróg musząc zapomnieć. Odrodzić się na nowo niczym larwa zmieniająca się w motyla.
-Musisz zadać sobie jedno konkretne pytanie-ciągnął Goetze. -Czego chcesz?
Gdyby to było takie proste... Pomyśleć życzenie i czekać na spełnienie. To nie bajka, tutaj ropucha nie zamieni się w królewicza.
-Chcę po prostu się cofnąć, wiesz? Chcę wrócić do tego czasu kiedy ja i Jenny byliśmy szczęśliwi a życie miało znaczenie. Cel i kierunek.
-To dobrze, dlaczego nie pójdziesz do Niej i nie powiesz jak bardzo Ci zależy
.
Blondyn w myślach przypomniał sobie jak niedawno dzwonił do blondynki, co prawda odebrała ale nie chciała rozmawiać, od razu rzuciła słuchawką. Wyjazd by pomógł? Raczej nie.

***

Iza Malinowska nadal nie mogła dojść do siebie po tym jak dowiedziała się, że nie doszło do ślubu Marco i Jenny. Ostatnio coraz częściej była sobą zawiedziona. Chciałaby cofnąć czas i poprawić swoje zachowanie w ciągu ostatnich kilku miesięcy. Powiedziała Marco, że jeśli kocha swoją narzeczoną to Ona zacznie to akceptować, bo chciała żeby był szczęśliwy ale...Tak naprawdę chciała, żeby Oni byli szczęśliwi. On Marco Reus i Ona Izabela Malinowska. A kiedy dowiedziała się, że nie poślubił Jej, współczuła Jej..co było dziwne po tym jak się w stosunku do siebie zachowywały. Reusowi też współczuła. Jego serce było teraz złamane....Ale co z tego? Co z tego, że nie doszło do ślubu. Ona nadal jest nikim, siedzi w ciszy i rozpamiętuje to kim byli kiedyś. Chciałaby mieć więcej wytrwałości, wdzięku i siły aby po prostu dać Mu być szczęśliwym. Ciągle w Jej głowie krążyły myśli, że to przez Nią. Niby wcale nie zjawiła się na ślubie ale dlaczego te myśli nie odchodziły? Postanowiła jednak wziąć się w garść, życie biegnie do przodu a Ona nie może stać w miejscu. Musiała wmówić sobie, że wszystko będzie w porządku i po prostu uwierzyć w to. Nieraz sobie nie radziła, były takie dni, że Izka była w kompletnej rozsypce.


***

Pomysł Goetze'go co do odszukania Jenny przez jedną chwile okazał się dla perspektywy Marco idealny. Toteż wsiadł do samolotu podążając do Berlina. To był impuls, chwila. Nie wiedział co będzie dalej, co powie mu Jenny. Czy w ogóle Go wpuści do środka, czy zechce porozmawiać. Jenak wiedział, że jak nie poleci tam to będzie się tym wciąż zadręczał. Nie potrafiłby dalej żyć zastanawiając się wciąż co jeszcze mógł zrobić. Wchodząc do wielkiego budynku w którym mieszkała dziewczyna czuł jak opuszcza Go odwaga ale nie zawrócił. Zadzwonił dzwonkiem oddychając głęboko czekał na pojawienie się dziewczyny w drzwiach. Po kilku sekundach zjawiła się nie mogąc uwierzyć w to co widzi przed sobą. Nie spodziewała się blondyna tutaj, nie była gotowa na konfrontację jednak wpuściła Go do środka.
-Jenny, tęsknię za Tobą -oznajmił.
-Kocham Cię Marco, wiesz o tym ale nie mogę być z Tobą.

Musiał dać Jej czas, może zechce kiedyś do Niego wrócić? Będzie czekał.

***

Powrócił do Monachium zrezygnowany i bez jakichkolwiek pozytywnych myśli patrzących w dal. Doskonale wiedział, że Jenny nie wróci. Zdawał to sobie sprawę od momentu gdy uciekła sprzed ołtarza. Postanowił w końcu wziąć się w garść, przecież jest piłkarzem, nie może użalać się nad sobą tylko trzeba skupić się na piłce. Postanowił wrócić do Dortmundu ale dzisiejszego wieczora zaplanował jak za dawnych czasów imprezę. Więc gdy tylko ujrzał Mario w domu nakazał Mu przygotować się na wieczór gdyż mieli pojawić się w najlepszym klubie w Monachium. Brunet cieszył się, że Marco w końcu wziął życie za stery. Nie mógł już patrzeć jak blondyn katuje się myślami, że gdyby od razu powiedział TAK byłby już szczęśliwym mężem.
Równo o 20.00 opuścili lokum młodego Niemca w celu podbicia klubu. Jeden drink, drugi, trzeci. Alkohol mieszał już wszystkie półkule mózgowe w ich mózgu, nie zdawali sobie nawet sprawy jak bardzo. Toteż Marco nie pamiętał nawet jakim cudem rano obudził się w towarzystwie zgrabnej blondynki w nieswoim łóżku. Nie pamiętał kompletnie nic ale porozrzucane ubrania po pokoju i naga kobieta leżąca obok wyjaśniały całą sprawę.
********************************************
Rozdział miał się pojawić jutro ale dodam dziś :)
Mam nadzieję, żę nikogo nie zawiodłam takim zwrotem akcji.
Z góry przepraszam, że nie skomentowałam waszych rozdziałów ale brak mi czasu ostatnio.
Obiecuję, że niedługo nadrobię:)
Całuję.
Kalina ♥

poniedziałek, 9 czerwca 2014

Rozdział 43


Miałeś tak, że nawet twarz przypadkowej osoby w autobusie przypominała ci twarz osoby, za którą tęsknisz? Że łapałeś się, że robisz sobie dziesiąty kubek herbaty tylko dlatego, by o niej nie myśleć? Że rano największym twoim pragnieniem był dotyk jej rąk? A wieczorem, gdy zasypiasz chciałbyś tylko usłyszeć jej 'dobranoc'? A gdy ktoś przypadkowy na ulicy wypowiadał jej imię, instynktownie się odwracałeś?




"WIELKI DZIEŃ "


Czasem bywa tak, że boimy się przyszłości, tak cholernie się boimy, że gdybyśmy mogli cofnęlibyśmy się w czasie aby nigdy nie nadeszła.Iza Malinowska po pocałunku z Mo chwilowo czuła się dobrze, pokazała wszystkim, że wcale nie jest grzeczną dziewczynką która będzie rozpaczać po utracie Marco. Czuła śię wysmienicie do momentu gdy znalazła w skrzynce białą kopertę, wewnątrz znalazła zaproszenie na ślub.
Marco i Jenny zapraszają na uroczystość ślubną, która odbędzie się dnia......
Dalej już tego nie czytała, przypomniała sobie nagle piękną, długą, śnieżnobiałą sukienkę dziewczyny którą miała okazję zobaczyć. Zdała sobie sprawę ile nerwów kosztuje ją każda wymiana spojrzeń z Reusem, jak bardzo zależało Jej żeby Marco zobaczył co stracił chociaż wcale nie powinno Jej to obchodzić. Przecież nie są już razem, a jednak....
Z każdym dniem bolało coraz bardziej, była to myśl zbliżającego się dnia w którym każdy będzie się radować. Tylko nie Ona...Iza Malinowska w tym dniu spisze się na klęskę. Postanowiła, że tam nie pójdzie...Do szczęścia Jej obecność nikomu już nie była potrzebna....


***


Godzina 16. 55. Już za pięć minut odbędzie się ślub, w którym On Marco Reus zdobędzie nowy etap s woim życiu. Poślubi Jenny Miller, swoją wybrankę serca. Jeszcze dwa lata temu nawet na myśl by nie przyszło Mu to. Wszystko tak szybko się zdarzyło, goście już czekali w kościele a On oddychał świeżym powietrzem oczekując na przyjazd Mario, swojego osobistego świadka. Jak torpeda po chwili Goetze znalazł się obok.
-Wszystko gotowe Reus, goście są wewnątrz, Jenny w drodze, wszystko będzie dobrze- oznajmił młody Niemiec skierowując swe kroki do kościoła. Nagle przypomniało Mu się co miał jeszcze przekazać- Widziałem się przed chwilą z Izą, powiedziała że nie mogła przyjść ale kazała mi przekazać prezent, mam Go w samochodzie jakby co. Dobra chodź bo się spóźnimy- stwierdził pchajac lekko pana Młodego do ołtarza.
Nie mogła przyjść czy nie chciała?- zastanawiał się blondyn ukadając swe kłębiące myśli w głowie. Po co o tym myślał? Co Go to obchodzi? Nie chciała to nie, przecież już za chwilę bierze ślub, powinien się na tym skupić. Co z Nim jest nie tak? Przypomniał sobie Jego początkowe zmagania w Borussi, wtedy gdy poznał Izę. Wszystko było takie zagmatwane ale i tak w końcu byli razem. Starał się ganić te myśli jak najprędzej ale One wracały jak bumerang. Przecież to normalne, że nie mozna ot tak wyrzucić kogoś z głowy prawda? Wcale Cię nie kocham- powtarzał szeptem Reus który zmierzał powolnym krokiem do ołtarza.
Lada moment usłyszał dzwony obwieszczające mszę i ujrzał w kościelnych wrotach Jenny. Kobietę, która pomogła Mu zapomnieć o Belli.Kochał Ją ale czy wystarczająco mocno? Tak jak się kocha miłość swego życia? Czy to wystarczyło aby stać tu z Nią w tym miejscu w którym się znajduje? Czy na pewno dobrze robi? Niepewność to normalne w tej sytuacji, Reus opanuj się- powtarzał sobie w myślach.


***
Panna Młoda sunęła niczym jacht na falach morza pośrodku dywanu rozłożonego w kościele. Była tak bardzo szczęśliwa, że może poślubić mężczyznę swojego życia. Uśmiechała sie promiennie do gości, którzy podziwiali piękną suknię dziewczyny. Ujmując Reusa pod rękę staneli twarzą do księdza, który gotowy był udzielić sakramentu małżeństwa.
-Zebraliśmy się tutaj dla Marco i Jenny aby złaczyć ich dusze oraz dla ich najbliższej rodziny. Niech każdy z Nas pomyśli o swoim przeznaczeniu, o swoich planach i swojej podróży. Nie wiemy jak sie zakochujemy , w kim ani dlaczego ale to robimy.
-Jenny Miller czy bierzesz sobie Marco Reusa za męża i ślubujesz mu miłość, wierność i że Go nie opuścisz aż do śmierci?


***
Izabela Malinowska w sobotnie popołudnie leżała cały dzień w łóżku oglądając jakieś bezsensowne programy. Natknęła się przypadkowo na program pt. Ślubna gorączka. Para sprzed telewizora wydawała sie być taka szczęśliwa, taki Marco i Jenny- pomyślała dziewczyna. Taki Marco i Iza- rozmarzyła się po chwili.
Pamiętała wszystko: jak Reus pomógł Jej z samochodem, jak miał wypadek, jak ukrywali się przed Melą. Thomas- jej fałszywy brat o mało co Ją nie zgwałcił i zabił a przy Niej był Marco. Podczas gdy pokłóciła się ze swoją jedyną przyajciółką Amelią Czyż, to z Nim mogła porozmawiać na każdy temat, to On był jej podporą. Miała czasem takie dni, że nie dawała rady i to właśnie ten człowiek- Marco Reus pomagał Jej przezwyciężyć wszystkie złe chwile. Po wyjeździe do Berlina wszystko się zmieniło ale nadal myślała o Nim jak o ideale. Jej własnym ideale, choć wcale chłopak nie był bez wad Ona Go kochała nadal i bała sie, że to uczucie nigdy nie minie. Czy to nie paradoks? Chciała wyrzucić z serca miłość!!! Miliony kobiet na tym świecie marzą o spotkaniu tego jedynego. A Ona już tego nie chciała. Wierzyła, że Jej czas minął. Nieodwołalnie i na zawsze....


***


-Tak- odrzekła Jenny patrząc w czekoladowe tęczówki swojego przyszłego męża, który stał tuz naprzeciwko Niej.
-A czy Ty Marco Reusi'e bierzesz sobie za żonę Jenny Miller i ślubujesz Jej miłość, wierność i że Jej nie opuścisz aż do śmierci?


**RETROSPEKCJA 4 lata temu**
Obudziła się pewnego poranka ospale otwierajac oczy. Odruchowo jeździła dłonią po pościeli szukając swojej drugiej połówki w łóżku lecz nikogo nie zastała. Zamiast tego natrafiła na kartkę:
Jak wstaniesz śpiochu to zejdź na dół.


Przeciągając się na łóżku włożyła ciepłe kapcie po czym poinstruowana kartką zeszła schodami w dół szukając blondyna w pomieszczeniu. Zastała Go na tarasie gdzie czytając gazetę nie zwrócił uwagi na obecność dziewczyny.
-Dzień dobry- oznajmiła zbliżając się do stolika ogrodowyego na którym leżało śniadanie. Specjalnie dla Niej. Może tosty z dżemem i nutellą oraz owoce i kawa nie były szczytem marzeń każdej kobiety ale Jej to wystarczało.
Dlaczego? Było zrobione z miłości, specjalne dla Niej. Żadnego mężczyznę tak bardzo nie kochała, żadnego już nigdy nie pokocha...Bo będą ze sobą na dobre i na złe. W zdrowiu i chorobie. W bogactwie i biedzie.
-Usiądź księżniczko naleję Ci kawy...Strasznie długo śpisz.
-Marco?Obiecasz mi coś?- zapytała puszczajac mimowolnie uwagę blondyna mimo uszu odnosnie Jej długiego wylegiwania się w łóżku.
-Nie skoczę z bungee - zaśmiał się pod nosem.
-Będziesz przy mnie zawsze? Tak do końca świata?
-A gdzie miałbym być? Kocham Cię, uwielbiam.. Chcę mieć z Toba dzieci, kota, psa, duze łóżko, kredyt czy cokolwiek innego. Chcę się z Tobą zestarzeć, mieć zmarsszczki, sztuczne zęby i razem leczyć reumatyzm. Chcę wszystko byle z Tobą....
****************************************
Z góry przepraszam za małą ilość dialogów ale jak się zaczęłam rozpisywać to nie mogłam skończyć.

Chryste Panie, Marco!!!

Jak jeszcze przeczytałam wypowiedzi Reusa po tym wszystkim to jeszcze bardziej mi serducho pękło!
Dlaczego właśnie On ja się pytam?!


Zdrówka Marco, wracaj szybko!!!! ♥

Na pocieszenie Marco aka Zboczeniec :D




czwartek, 5 czerwca 2014

Rozdział 42

Jestem jeszcze zakochana resztkami bezsensownej miłości i jest mi tak cholernie smutno teraz, że chcę to komuś powiedzieć. To musi być ktoś zupełnie obcy, kto nie może mnie zranić.

Mijała witryny sklepowe przystając przy każdej w której dostrzegała suknie ślubne. Wiedziała, że katowanie się myślą nadchodzącego ślubu Jenny i Marco nic nie da ale nie potrafiła się powstrzymać. To już była nieodłączna część Jej dnia. Ale coś się zmieniło w życiu Izabeli Malinowskiej. Postanowiła nie pokazywać swej słabości. Po wielu przepłakanych nocach była prawie pewna, że teraz da sobie radę. Pokaże wszystkim a najbardziej sobie, że powróciła w niej idea samotnego wojownika. Nie miała ochoty na jakiekolwiek związki więc myśli o przyszłym chłopaku nie miały w ogóle miejsca w Jej głowie. Starała cieszyć się małymi rzeczami. Słońce wschodzące na horyzont, sukcesy Mayi, których była promotorem, szczęście Jej bliskich, którzy są dla Niej tak ważni- właśnie te sytuacje pozwalały Jej przetrwać walkę. Walkę z Marco, nigdy nie sądziła, że będzie musiała to przeżywać. Ale nikt nie mówił, że w życiu będzie łatwo. Wchodząc do butiku Meli wdziała uśmiech na usta i podeszła do blondynki wręczając Jej paczuszkę prosto z cukierni:
-Przyszłam umilić Ci troszkę życie, siedzisz tu od rana- zaczęła kładąc pączki na stole
-O Izka- obracając się przyjaciółka nie kryła zdziwienia.
W Jej twarzy było coś dziwnego. Amelia Czyż nie umiała kłamać jak i ukrywać negatywnych emocji. W oczach blondynki można było ujrzeć strach pomieszany z niepewnością a zęby dziewczyny zaczęły nerwowo przygryzać dolną wargę. Iza chciała się dowiedzieć czy coś się stało ale odpowiedź przyszła sama. Z przebieralni wyszła Jenny w białej do ziemi sukni ślubnej.
-Mela Ona jest świetna- stwierdziła nie zauważając przybyłego gościa.
Gdy zdała sobie sprawę kto przed Nią stoi nie wiedziała co zrobić. Izka o mało co nie wybuchła z bólu i zgryzoty ale przecież postanowiła sobie coś ostatnio.
-Wyglądasz pięknie- rzekła starając się aby zabrzmiało to jak najbardziej szczerze.
-Dziękuję- odparła zdziwiona Jenny nie wiedząc co myśleć o postawie Izy. -I Tobie też Mela, jest cudowna- zmieniając temat postanowiła zachwycić się sukienką okręcając swą talię dookoła.
-Co prawda to prawda- ucieszyła się Mela.
-Zdecydowaliśmy z Marco, że połączymy swoje wieczory panieński i kawalerski u Nas w ogrodzie- zakomunikowała Jenny.
Mela ucieszyła się ogromnie lecz Bella nie wiedziała jak się zachować w takiej sytuacji. Przyszła panna młoda zaprosiła i ją. Szczerze miała nadzieję, że nie będzie musiała iść ale jak to będzie wyglądało? Wyjdzie znów na to, ze jest słaba i nadal kocha Marco. Miała przecież wszystkim pokazać, że tak nie jest. Mimo, ze to przecież była prawda. Postanowiła wypić drinka czy też dwa popatrzeć z obrzydzeniem na gruchające gołąbeczki i lada moment opuścić posesję Reusa.
***
Nadchodził wieczór a więc zbliżał się wieczór panieński i kawalerski młodych nowożeńców. Belli wpadł do głowy pewien pomysł. Ubrała się w czarną sukienkę przed kolano zakończoną koronką i związała włosy w kok. Miała nadzieję, że Reus chodź na ten jeden ostatni moment w swym życiu zwróci na Nią uwagę, potrzebowała tego. Akceptacji, zrozumienia, miłości. Pożałowała tej decyzji jednak w samochodzie jadąc już z Melą w aucie. Ale odwrotu już nie było.
Podjeżdżając pod dom blondyna można było zaobserwować jak dobrze goście się bawią. Przejmując kieliszek z drinkiem Iza ulotniła się do ogrodu. Miała zamiar aby jak najrzadziej stykać się z towarzystwem Marco. Stojąc obok basenu podziwiały gwiazdy, które rozbłysły już wysoko na niebie.
-Trochę dziwne co?- zapytał niespodziewanie Mo, który zjawił się przy Jej boku.
-Mo co tu robisz?- przytulając zapytała chłopaka, który 2 lata temu zmienił klub.
-Jestem tu, nic się nie zmieniłaś- stwierdził -Nadal Go kochasz?- zapytał niespodziewanie przenikając myśli Belli na wskroś.
-Jest teraz z Jenny.
Kiwając delikatnie głową spojrzał na twarz brunetki. Przysuwając się bliżej złożył na ustach dziewczyny pocałunek, który zdziwił Izę.

-Mo, ja......
-Na trzeciej Marco patrzył
- rzucił piłkarz
Odwróciła się odruchowo zauważając sylwetkę blondyna, który gdy zauważył wzrok na sobie dziewczyny odwrócił się przechylając kieliszek z drinkiem.
-Staram się Ci pomóc- stwierdził Mo.
Zszokowana nadal dziewczyna zaczęła się śmiać z przebiegu sytuacji. Przecież tego dzisiaj tak na prawdę chciała, żeby Reus zobaczył co stracił. Udało się. Zostawiając Go w niepewności opuściła imprezę zmierzając do domu. Pierwszy udany wieczór brunetki od bardzo dawna. Uśmiechała się sama do siebie na myśl ostatnich zdarzeń.
***********************************
Witam :*
Jak podoba się rozdział? A może wcale się nie podoba? Wcale bym się nie zdziwiła, bo mi  w ogóle.
Co myślicie? Iza dobrze zrobiła idąc na imprezę do przyszłych nowożenców?
Co uważacie na temat pocałunku z Mo?
A Reus? Kocha Ją nadal?
Buziaczki:***
Kalina ♥


niedziela, 1 czerwca 2014

Rozdział 41


zawsze chciałam spotkać prawdziwą miłość .
Taką przy której stracę rozum .
Spotkałam . I się wielce zawiodłam ...


IZA:

Dzisiaj był wielki dzień. Borussia grała z Bayernem. Stadion oblegały już tłumy. Dlaczego zechciałam iść na ten mecz? Sama tego nie wiedziałam. Od 4 lat nie jestem chearleaderką, nie musiałam tego robić, ale chciałam. Tak bardzo chciałam pokazać wszystkim, że nie jestem słaba. Maya tak bardzo chciała iść na mecz, że nie potrafiłam Jej odmówić.
-Tylko zanim tam dotrzemy chcę wiedzieć kogo nie znosimy- stwierdziła
-Widzisz tą dziewczynę, która chwali się swoim tanim pierścionkiem zaręczynowym mojej najlepszej przyjaciółce- zapytałam wskazując na trybuny.
-Tak, to Jenny prawda?
-To osoba, której nie znosimy. Dokładnie wie co robi. Nie mogę uwierzyć w to, że zaprosiła Melę na mecz. Już samo to, że jest z Marco...Jeszcze musi zabierać mi przyjaciół?
-To idziemy do Niej czy jak? Jestem podekscytowana tą babską walką-
skwitowała Maya.
-Chcesz zobaczyć szatnię?- zapytałam
-Walka może poczekać.
Zaprowadziłam dziewczynę na miejsce aby zwiedziła trochę Idunę. Niestety po chwili ktoś postanowił do Nas dołączyć.
-Hey Izka- przywitała się Mela a za Nią przyczłapała Jenny.
-O proszę moja przyjaciółka Amelia z nową kumpelą - stwierdziłam nie kryjąc żalu, że obydwie wybrały się na stadion.
-Iza umówiłyśmy się na ten mecz zanim...-zaczęła Mela
-Zanim nazwałaś mnie dziwką- dokończyła Jenny
-Dziwką? Nie, nie nazwałam Cię dziwką- odrzekłam.

To strasznie irytujące jak ta dziewczyna potrafi kłamać i wkładać innym w usta słowa, których wcale nie powiedzieli. Co Ona sobie wyobrażała, że jest jakąś arabską księżniczką i wszyscy mają uważać co robią bo Jenny może się obrazić? Nie zamierzałam tańczyć tak jak mi zagra.
-Bells- Mela chciała uratować sytuację ale nowej wybrance Reusa widocznie włączył się agresor.
-Nie musisz Jej przepraszać, tak samo jak ja nie będę przepraszać za to, że to Ja jestem zaręczona z Marco a nie Ona.
-Wiesz, naprawdę chciałam być dla Ciebie miła, ale myślę, że z tym koniec
- stwierdziłam darząc Ją coraz to negatywniejszymi uczuciami.
-Mi odpowiada- rzuciła chamsko
-Świetnie.
Znowu mnie wkurzyła. Ostatnimi czasy to była norma. Razem z Reusem świetnie potrafili grac na moich uczuciach. Najgorsze było to, że byłam bezsilna. Nie umiem się ot tak odciąć, wyłączyć myśli i zapomnieć. Wiedziałam doskonale, że to może być tragiczne w skutkach ale nic na to nie poradzimy, że kogoś kochamy. Tak bardzo, że oddalibyśmy życie za tą osobę. Ale tego nikt nie docenia. I już nigdy nie doceni.
-Wrócę na stadion- zaproponowała. Nie mogłam się powstrzymać od złośliwości. Po prostu nie mogłam.
-Hej! Jeśli się zmęczysz z wleczeniem swojego grubego tyłka na stadion to wejdź do fontanny.
-Zwisa mi to bulimiczna dziwko
.
Co za wstrętna dziewucha. Chyba nie zna innego słowa niż " DZIWKA".
Jenny zamierzała wyjść z szatni ale drzwi się zatrzasnęły. Nie chciały się otworzyć a wszyscy zajmowali już swoje miejsca na stadionie. Byłyśmy uziemione.
***

Wszystkie siedziałyśmy spokojnie tylko Jenny chodziła jakby wścieklizna w nią weszła. Miotała się to tu to tam jakby to w czymkolwiek miało pomóc. Coraz bardziej utwierdzałam się w przekonaniu, że Marco chyba oślepł i ogłuchł przy okazji widząc Ją. Z rozbawieniem patrzyłam co Ona wyprawia. Nachylała się teraz nad krzesłem patrząc w szybę.
-Jenny, wszystko ok?- zapytała Mela
-Wydaje mi się, że mogę zbić tą szybę.
-Uspokój się, ktoś po Nas przyjdzie i wypuści.
-Mogę to zrobić-
stwierdziła dziewczyna podnosząc krzesło.
Podniosła je owszem ale było za ciężkie i przewróciło Ją do tyłu. Pokładałyśmy się z Mayą ze śmiechu. Jakim trzeba być debilem, żeby wiedzieć, że to miejsce jest ściśle chronione i choćby podłożyła tam bombę to nie zbije tej szyby.
-To okropne! Jest mecz Marco a my siedzimy uwięzione w tym ohydnym miejscu. Szkoda, że nie znamy wyników.
-Przegrywamy
- wypaliła nagle Maya podnosząc wzrok znad tabletu
-Jesteś w internecie?- zapytała Mela
-Tak.
-Pokaż! Zamówimy pizzę! Ktoś tu wejdzie i Nas wypuści-
zgarniając tablet szukałam jakiejkolwiek pizzerii w pobliżu.
-Więc co zamawiamy?- zapytała Maya
-Cokolwiek. Pieczarki i kiełbasa- zaproponowałam.
-Iza nie, byle nie pieczarki.- lamentowała Mela
-Zgadzam się. Bekon i podwójny ser- wtrąciła Maya
-Ludzie zamówmy byle co!- swój głos musiała też wtrącić Jenny
-Nie krzycz na mnie!- zaoponowałam
-Będę krzyczeć, kiedy będę chciała. Po prostu zamów! Pieprzona kiełbasa, pieprzony bekon, pieprzone pieczarki. Chcę stąd do cholery wyjść!
-Wszyscy stąd do cholery chcemy wyjść, ok? Nie krzycz na mnie!
-Uspokójcie się!
-Proszę zamówione. Wszyscy szczęśliwi?
- zapytałam
***
W końcu przyszedł dostawca zostawiając nam pizzę. Mogłyśmy uwolnić się od tej napiętej atmosfery. Nie miałam ochoty nawet patrzeć na tą pizzę. Zapłaciłam chłopakowi I ruszyłam do domu nie wchodząc nawet na stadion aby dowiedzieć się jaki jest wynik meczu. Po drodze rozmyślałam o swoim życiu. Jak co dzień zresztą ale tego wieczora docierało do mnie coraz wyraźniej, że zachowuje się jak małolata. Na siłę staram się kogoś odzyskać. Lecz ten ktoś najwyraźniej nie jest wcale zainteresowany nawet w najmniejszym stopniu. To bolało. Za każdym razem ta myśl bolała coraz bardziej. Na domiar złego katowałam się tymi myślami coraz częściej. W efekcie tego ciągle chodziłam smutna uśmiechając się tylko sztucznie do innych, żeby nie wiedzieli co mi jest. Od środka więdłam jak roślina na pustyni, której potrzebna jest woda. Tylko problem polegał na tym, że w pobliżu nie było wodopoju. I ta roślina niedługo umrze. W momencie kiedy Marco przestąpi próg ślubnego kobierca nie będzie ze mnie co zbierać.
*********************************
Rozdział napisany pod wpływem agresji mojej własnej :)
Dobra nie marudzę o tym.
Wszystkiego najlepszego w Dniu Dziecka!
Miłego czytania:)
Pozdrawiam,
Kalina ♥