sobota, 30 sierpnia 2014

Rozdział 55

Jednak miłość nie daje i nigdy nie dawała szczęścia. Wręcz przeciwnie, zawsze jest niepokojem, polem bitwy, ciągiem bezsennych nocy, podczas których zadajemy sobie mnóstwo pytań, dręczą nas wątpliwości. Na prawdziwą miłość składa się ekstaza i udręka.
Paulo Coelho


Jechali tak w kompletnej ciszy, jedyne co się w tej chwili liczyło to była jedna osoba najważniejsza w Jego życiu. Iza, dziewczyna którą pokochał i nie wyobrażał sobie dalszego bytu na tym świecie bez Niej. Była jak tlen, który potrzebował by móc funkcjonować. A teraz nie wiedział co ma myśleć, chciałby żeby to po prostu był zbieg okoliczności, że dziewczyna nie odbiera ale nękały Go niepokojące myśli. W takiej chwili wydarzenia sprzed paru godzin, w których myślał, że stracił wszystko, szansę zagrania na Mundialu były niczym w stosunku do istniejącego zbiegu wydarzeń. Bella była w ciąży i nie wiedział co się dzieje z jego nową rodziną, którą miał zamiar założyć w najbliższej przyszłości. Gdy podjechali na miejsce konferencji ogarnęły Nim sprzeczne uczucia. Z jednej strony chciał jak najszybciej zobaczyć czy wszytko w porządku, z drugiej zaś nie wiedział co tam zastanie i bał się o to bardzo. Jednak z trudem odpiął pasy i próbował wysiąść z samochodu co było nie lada wyczynem z bolącą nogą w gipsie. Ból był nie do zniesienia ale nie mógł tak spokojnie czekać w aucie i wysłać mamę na zwiady. Nie wytrzymałby tam ani sekundy. Kuśtykając powoli zmierzyli do piętrowego budynku w którym Iza miała podpisywać nowy kontrakt. Biuro było opustoszałe jakby już dawno nikt tutaj nie pracował. Jedno jedyne pomieszczenie jednak rzucało na korytarz promienie świetlne dając znak, że lampka wciąż się tam świeci. To właśnie tam rodzina Reus'ów skierowała swe kroki by ujrzeć czy nie ma tam Izy. Po chwili dostrzegli Ją, leżała tam na zimnej podłodze jak marionetka, zimna i blada. Sycząc z niemiłosiernego bólu chłopak rzucił kule i niezdarnie uklęknął przy dziewczynie podtrzymując Jej głowę. W pełni świadoma mama Marco dzwoniła już po pogotowie równie przerażona jak Jej syn.
-Izka, obudź się proszę- przemawiał blondyn do dziewczyny wierząc, że Iza Go słyszy i chętnie posłucha Jego próśb. Na nic to się jednak nie zdało gdyż aż do przyjazdu karetki dziewczyna nie oprzytomniała.
***
Otworzyła swe ociężałe powieki i momentalnie poczuła ból na skroniach. Tak jakby ktoś próbował Ją ogłuszyć jakimś ciężkim narzędziem w głowę. Jej źrenice ujrzały przesadną biel oświetlającą każdy zakamarek pokoju. Nie miała pojęcia gdzie się znajduje, przecież przed chwilą podpisywała kontrakt z chłopakami z zespołu a teraz leży na jakimś łóżku w jakiejś sali? Ruszając dłonią wyczuła obecność tej drugiej osoby. To był Marco, drzemając lekko siedział obok Niej na krześle. Jej wzrok przykuły kule oparte o kant szpitalnego stolika. Teraz wszystko były jasne, ten artykuł, mecz...Wszystko sobie przypomniała wspierając się delikatnie na łokciach przypadkowo obudziła blondyna, który od razu ujrzał Jej twarz.
-Obudziłaś się w końcu.
-Co tu robisz? Przecież miałeś wypadek, widziałam to. Jak noga?- zapytała lecz gdy zobaczyła gips na nodze Marco zrozumiała, że to wcale nie był koszmar. Stało się to naprawdę i wcale nie za wesoło wyglądało.-Boże, jest źle prawda? Powinieneś odpoczywać a nie szlajać się po szpitalach ze mną.
Słuchając nieustannej paplaniny Izy blondyn uśmiechnął się pod nosem.
-W końcu jesteś.



-Co mi się stało?
-Zemdlałaś, lekarz powiedział, że miałaś w organizmie za mało witamin. Podłączyli Ci kroplówkę i teraz powinno być wszystko dobrze. Niezłego strachu Nam napędziłaś. Nie rób tak więcej.
***
-Wypiszemy dziś Panią do domu tylko muszę zrobić jeszcze kilka badań- stwierdził medyk podczas gdy Iza siedziała już na kozetce oczekując wypisu.
-Jakieś przypadki cukrzycy w rodzinie? Wrzodów?
-Nie- krótko odparła Iza
-Raka?
-Moja mama miała raka. Czemu?
***
Kolejny tydzień minął szybko I spokojnie. Tego poranka Iza ubierając białą sukienkę tuż przed kolana stanęła przed lustrem trzymając pod ubraniem piłkę. Oglądała swój brzuch z każdej strony wyobrażając sobie jak to będzie wyglądać za parę miesięcy. Przechodzący obok Reus zatrzymał się na chwilę spoglądając co robi dziewczyna.
-Szybko poszło- stwierdził patrząc na zaokrąglony brzuch brunetki.
Puściła momentalnie piłkę, która potoczyła się po podłodze z sama z ciężkim westchnieniem usiadła na łóżku.
-Będę z takim wielkim brzuchem na naszym ślubie. Wyobrażasz sobie to?

-Myślę, że będziesz wyglądała pięknie. Co Ci tak na prawdę nie daje spokoju?-zapytał blondyn siadając obok.
-Widziałam to wczoraj. Siedziałeś o 1 w nocy przy laptopie I znów oglądałeś te koszmarne zdjęcia. Nie powinieneś. To się stało Marco I nie cofniesz czasu. Powinieneś wziąć się w garść I wrócić na boisko jeszcze silniejszy niż przedtem. Ja w Ciebie wierzę, nasze dziecko również- mówiąc to pogłaskała się po swoim jeszcze dość płaskim brzuchu.
-To wcale nie jest takie proste Bells.
Pytającym wzrokiem dziewczyna spojrzała na chłopaka, który ciężko wzdychając patrzył w jeden punkt.
-Wiesz co mi powiedzieli? Że będę mógł trenować dopiero we wrześniu. Wiesz ile to czasu? Jak mam o tym zapomnieć skoro...
-Rozumiem Twój ból Marco ale...
-Nic nie rozumiesz! Nigdy nie byłaś w takiej sytuacji- uniósł się blondyn.
-Dobrze, może nie byłam ale domyślam się ile to dla Ciebie znaczy. Słonko pamiętasz Łukasza? Pamiętasz Jego kontuzję? Też mówili, że będzie długo pauzował i co? Nie załamał się i pokazał wszystkim, że da sobie radę. Wtedy też był ważny mecz, graliście wtedy z Bayernem i wróciliście z Pucharem Niemiec....Może to taka próba od życia? Musisz pokazać, że jesteś silny i wbrew wszystkiemu dasz radę.
Marco słysząc te słowa złagodniał a Izka wpadła na genialny plan, który zamierzała wcielić w życie. Opierając brodę na barku Reusa zapytała:
-Tęsknisz za treningami? To mam pomysł.
Nic nie domyślający się Reus obrócił głowę w stronę brunetki by odgadnąć Jej myśli.
-Zrobimy sobie we dwóch trening. Ale z góry mówię, że to będzie dość nietypowy. Jak wiesz Łukasz z Kubą pojechali na zgrupowanie do Polski a Agata z Ewą chciały się dziś wybrać za miasto więc wpadłam na taki plan abyśmy popilnowali dziewczynek. To będzie dla Nas lekcja przed porodem, co?
***
A więc dziś miałam piękny sen! Marco mi się śnił. Po raz pierwszy od uhuhu aż nie pamiętam! Byłam zaproszona na Jego urodziny ^^ Za dużo nie pamiętam bo byłam zmuszona się obudzić:)
Mimo wszystko dodałam rozdział, chociaż wczoraj byłam na 8-tce i muszę przyznać, że ledwo żyję:)
Pozdrawiam:)
Kalina!



poniedziałek, 25 sierpnia 2014

Rozdział 54

W życiu nie jest ważne jak mocno uderzasz. Ważne jest ile ciosów jesteś w stanie przyjąć i dalej iść do przodu, ile możesz znieść i się nie poddać. Tak się właśnie wygrywa.


Powoli oswajała się z myślą na wieść o przyszłym macierzyństwie. Wszyscy się cieszyli, Mela, Marco, miała wrażenie że wszyscy dookoła. Czy Ona również? Owszem ale również miała pewne obawy. Czy podoła? Czy na pewno będzie wszystko dobrze? Przecież to nie tylko zabawianie dziecka i zmienianie Mu pieluch. To także odpowiedzialność. Ogromna. Od teraz nie tylko będzie martwiła się o siebie ale także o Niego. O małe dziecko, które spoczywa w Jej brzuchu. Jednak z każdą minutą była skłonna uwierzyć, że nie będzie tak źle. Ona, Izabela Malinowska będzie starała się być najlepszą matką. Taką jakiej nigdy nie miała.
Obudziło Ją poranne krzątanie Marco po salonie, mimo iż spała na górze w sypialni to wszytko słyszała jakby zza ściany. W ciąży oprócz mdłości i wiecznego głodu zwiększyły Jej się również inne zmysły. Spała lekkim snem i miała słuch niczym wilk tropiący każdy najmniejszy ruch swojej ofiary. Ubrała więc na stopy skarpety, nigdy nie lubiła przyodziewać w domu jakichkolwiek kapci a z rana posadzka zawsze była lodowata niczym lód. Kierując swe kroki do salonu ujrzała półnagiego Marco, który był tak zaabsorbowany pakowaniem swojej torby, że nawet nie zorientował się kiedy dziewczyna przeszła do kuchni, nalała soku do szklanki i opierając się o futrynę drzwi obserwowała każdy najmniejszy ruch piłkarza.
-Nie zapomnij tylko ubrać się przed wyjściem- zażartowała widząc każdą  emocję na ciele swojego narzeczonego.
-Iza! To jest ostatni mecz przed Mundialem. Tak się cieszę, spełniają się moje najskrytsze marzenia- podchodząc bliżej do dziewczyny splótł ich ciała w niedźwiedzim uścisku.

-Wiem i dlatego smutno mi z tego powodu, że nie mogę tam być. Cholerne podpisywanie kontraktu na którym nie może mnie zabraknąć. Dasz wiarę? Dałabym słowo, że doskonale poradziliby sobie beze mnie. Nie wiem więc po co ten cały cyrk!- żaliła się dziewczyna.
-Daj spokój, wiem że chciałabyś tam być ale najważniejsze żebyś trzymała kciuki- ucałował Ją w czoło ruszając komplementować dalej swoją garderobę.
***
Gdy Iza była już w drodze do studia nagraniowego by omówić warunki współpracy z przyszłym zespołem, Marco już czekał zwarty i gotowy w szatni aby rozpocząć mecz z Armenią. Był niesamowicie podekscytowany zbliżającym się Mundialem. Dodatkowym plusem było zobaczenie Mario po tak długim czasie rozłąki. Byli jak bracia, których los musiał rozdzielić by udowodnić, że mimo wszytko nie stracą ze sobą kontaktu.
-Chłopcy? Idziemy!- usłyszał Marco po czym ruszył w kierunku murawy.
***
Bella była wykończona, nigdy nie przeprowadzała tak długiej rozmowy na temat głupiego kontraktu. Trzy bite godziny! Ale najważniejsze jednak, że wszytko poszło jak z płatka i nawet najdrobniejsze szczegóły zostały wyjaśnione. Mając jeszcze chwilę czasu postanowiła sprawdzić jak reprezentacja poradziła sobie z dzisiejszym rywalem. Otwierając nową kartę w swojej przeglądarce wpisała interesujące Ją hasło. Wyskoczyło mnóstwo nagłówków i jeszcze więcej zdjęć. Już po przeczytaniu kilku zdań pobladła na twarzy. Widząc jednak zdjęcie Marco prawie, że konającego na boisku
poczuła mocny ucisk w żołądku po czym osunęła się na krześle. Ból w podbrzuszu nasilił się tak intensywnie, iż spowodował mroczki przed oczami i natychmiastowe omdlenie. Dziewczyna osunęła się tym razem na podłogę nie kontaktując ze światem.
***
-Marco tak mi przykro- wprost do szpitala wpadł niczym piorun Joachim Loew zastając blondyna z nogą w gipsie i nie najlepszym nastroju. Jego zawodnik nadal miał podpuchnięte oczy od bólu ale nie tylko. Marco płakał, o tak w jednej sekundzie Jego marzenia prysły, odeszły w niwecz. Czterdziestatrzecia minuta od teraz będzie na zawsze w pamięci tego młodego zawodnika. Cztery lata! Cztery cholernie długie lata będzie musiał czekać za następnym mundialem. I kto wie co przez ten czas się zdarzy? Może już nigdy nie mieć szansy na wystąpienie w tak ważnym meczu. Na widok załamanego Reusa trener myślał, że pęknie Mu serce. Marco był dobrym zawodnikiem, bardzo dobrym. Był także dobrym człowiekiem i nie zasługiwał na taki los. Ale cóż taki jest futbol, raz na wozie raz pod wozem.
-Reus, zadzwonić do kogoś? Kto po Ciebie przyjedzie?- zapytał blondyna siadając obok.
-Moi rodzice zaraz tu będą..- rzekł oniemiały wciąż wpatrując się w gips na nodze.
Musi się pozbierać, przecież to nie koniec świata. Musi walczyć, mimo tego co się zdarzyło przez te cztery lata będzie pracował na najwyższych obrotach. Zrobi wszystko, żeby nie zaprzepaścić tego marzenia. Pokaże wszystkim a przede wszystkim sobie, że da radę i na następny Mundial pojedzie w czołowym składzie. A do tej pory będzie trzymał kciuki za niemieckich piłkarzy. Musi im się udać.
-Marco, Twoi rodzice już są.
***
Leżał już w swoim rodzinnym domu jak za dawnych lat kiedy jeszcze nie grał w Borussi. Ile wspomnień ma w tym domu. Nigdy nie przypuszczał, że zajdzie tak daleko. W najpiękniejszych snach nawet nie pomyślał, że Jego osobę ludzie będą widzieć na zdjęciach pierwszych stron gazet. Miał się pozbierać, ale to jednak okazało się trudniejsze od wszystkiego. Nie potrafił myśleć o niczym innym tylko o tym felernym meczu sprzed kilku godzin. Z głębokich rozmyślań wyrwał Go dźwięk telefonu, po ujrzeniu na wyświetlaczu imienia Meli postanowił odebrać. Nie miał chęci na jakiekolwiek rozmowy ale jakby siła wewnętrznej podświadomości kazała Mu wcisnąć zielony przycisk.
-Marco? W końcu. Oglądałam przed chwilą wiadomości..Tak mi przykro.
W telefonie nastała głucha cisza po której Mela postanowiła nie ciągnąc tego tematu. Po ostatniej napaści na Jej osobę wiedziała jakie to dołujące gdy ktoś co chwilę Ci przypomina o smutnej postaci rzeczy. To litowanie się było najgorsze.
-Wiem, że nie masz teraz na nic ochoty ale chciałam zapytać czy jest może z Tobą Iza? Mam do Niej kilka pytań odnośnie sukni ślubnej a nie mogę się z Nią skontaktować. Słyszałam, ze miała podpisać jakiś kontrakt ale cholera minęły już cztery godziny a Ona nie odbiera mojego telefonu. To do Niej niepodobne zawsze odbierała i mówiła, że zadzwoni później albo chociaż sms-a pisała.
-Mela nie mam o niczym pojęcia jak czegokolwiek się dowiem to dam Ci znać.
Rozłączył się nie oczekując na jakiekolwiek słowo pożegnania i wybrał numer Izy. lecz podobnie jak w sytuacji z Melą brunetka nie raczyła odebrać. Był na tyle uziemiony, że nie mógł samodzielnie wstać z łóżka co rozwścieczyło Go jeszcze bardziej.
-Mamo! Musimy gdzieś jechać!
-Marco? Co Ty wyprawiasz? Miałeś odpoczywać!
-Mamo coś się musiało stać! Pomóż mi proszę wstać i nie traćmy czasu na bzdury! Później Ci wszystko wytłumaczę.
************
Rozdział miał być wczoraj ale prawda jest taka, że przez cały tydzień miałam na głowie młodszego kuzyna.

Co to było? Po nocach spać nie mogłam bo oglądaliśmy horrory. Mądra Kalina postanowiła pokazać, że się nie boi a wcale tak nie było :D
No koniec końców nie miałam nawet sekundy by skrobnąć choć jedno słowo bo Kuba nie opuszczał mnie na krok:)
Nie miało być rozdziału, bo kompletnie nie miałam na Niego weny lecz dziwnym zbiegiem okoliczności wpadłam na zdjęcie Marco, któremu zdejmowali gips i przypomniało mi się to oto smutne wydarzenie i olśniło mnie. W ciągu godziny wytworzyłam to coś. Wiem, że nie powala długością ale tak się dziwnie czułam, że rozdziału nie dodałam. Po prostu musiałam! Wybaczycie?
Kocham Was
<3

niedziela, 17 sierpnia 2014

Rozdział 53

Ucieczka nie jest rozwiązaniem. Z czasem kończą się miejsca do których można uciec.
Iza przemierzała Dortmund nie zdając sobie sprawy, że wieczór już dawno nastał. Nadal była oszołomiona takim przebiegiem spraw. Nie planowała żadnego dziecka, nie pomyślała o tym nawet na chwilę. Czy będzie dobrą matką? Nie miała pojęcia, tego się po protu nie da ot tak określić. Ale jedno mogła stwierdzić na pewno nie usunie tej ciąży choćby nie wiadomo co. Dziecko nie było niczemu winne a Ona nie chciała do końca życia walczyć z swym własnym sumieniem. Nie jest przecież osobą, która zabiłaby dziecko. Nieważne, że jeszcze nie narodzone, ono już żyło. Instynktownie łapiąc swój jeszcze płaski brzuch sięgnęła do torby by poszukać kluczy od mieszkania. Wkładając jednak Je do zamka spostrzegła, że drzwi są otwarte. Marco był już w środku co wcale nie dodawało Jej odwagi. Z każdym krokiem stawianym wgłąb domu czuła jak zwiększają się Jej własne szanse na zawał. Zauważyła blondyna siedzącego na kanapie tuż przed telewizorem i jedyną chęcią jaką miała w tej chwili zawrócić i chować się gdzieś w ustronnym miejscu.
-Jesteś w końcu- zagadnął blondyn uniemożliwiając Belli szansę na odwet.
Obróciła się na pięcie wdziewając na usta sztuczny, wymuszony uśmiech. Marco zaczął swój monolog jak to było na treningu i ile to mieli śmiechu gdy podłożyli Aubie za duży rozmiar spodenek do szafki po czym ten się nie zorientował i w pewnym momencie mieli z Niego niezły ubaw. Reus trajkotał jak najęty a Iza wpatrywała się w Niego jak zahipnotyzowana. Czy interesował Ją na tyle temat za dużych spodenek Auby? Nie, teraz miała większy problem.
-Iza czy Ty w ogóle mnie słuchasz?
Teraz albo nigdy- postanowiła. Nie będę przecież udawać, że wszytko jet dobrze i nic się nie stało.
-Marco byłam dziś u lekarza- oznajmiła na jednym wdechu patrząc się niemrawo w swoje miętowe paznokcie.
Blondynowi momentalnie zrzedła mina przeczuwając najgorsze. Po mimice twarzy Jego dziewczyny można było spodziewać się najgorszego a przecież Iza nie przejmuje się drobnostkami. Serce o mało co Mu nie zamarło gdy dziewczyna zaczęła milczeć.
-Iza co się stało? To coś poważnego tak?
-Nie nic mi nie jest-
powiedziała lecz po dłuższym namyśleniu postanowiła nie zwlekać z oznajmieniem narzeczonemu faktu- Marco to nie było żadne zatrucie, jestem w ciąży- stwierdziła by po chwili zerknąć na blondyna ciekawa Jego reakcji.
Do Marco jakby ta informacja nie dochodziła. Był przygotowany na to, że obwieści Mu historię o strasznej chorobie a takiego scenariusza nie przewidywał. Halo? Czy gdzieś tu jest ukryta kamera? Patrząc w jeden punkt wstał jak zahipnotyzowany. Przeszedł kilka kroków po pokoju by znów ułożyć swoje ciało na sofie. Przestraszona Iza obawiała się najgorszego. Myślała, że Jej przypuszczenia odnośnie tego, że Reus nie chce dziecka sprawdziły się i dlatego Marco się tak dziwnie zachowuje. Ukrywając twarz w obie dłonie pochyliła się do przodu by zanieść się płaczem.
To dopiero wytrąciło Niemca ze stanu przedporodowego przejęcia sytuacją i uzmysłowił sobie, że chyba powinien coś powiedzieć.
-Aniołku czemu płaczesz?- usiadł obok by pogładzić delikatnie swą dziewczynę po plecach, które trzęsły się rytmicznie z resztą ciała.
-Nie chcesz tego dziecka, wiedziałam- wyrwało Jej się gdy próbowała pobrać powietrze w przerwie na szloch.

-Co Ty wygadujesz!?
-Nie kłam, przecież widzę. Nie skaczesz z radości i nie wydajesz tych okrzyków jak to się bardzo cieszysz.
-Iza jestem w szoku co nie znaczy, że się nie cieszę
.
Nastała krępująca cisza co było najgorszym zjawiskiem pod słońcem. Można było wyczuć każdy oddech czy najmniejszy ruch w salonie.
-Co teraz?- zapytała dziewczyna wpatrując się w dal przez okno.
-Będę ojcem- blondyn wstał powoli jakby dopiero docierał do Niego sens wypowiadanych słów.- Będę ojcem, rozumiesz?- zapytał kucając przed dziewczyną.
Złapał Jej bladą, zmęczoną twarz w obie dłonie by złożyć na Jej malinowych wargach soczysty pocałunek.
Dziewczyna nie spodziewała się takiego obrotu spraw toteż zdumiona przewróciła się na łózko.
-Będę ojcem!- krzyczał nadal Reus biegając po domu jak opętany.
-Twój tata zwariował- stwierdziła brunetka gładząc swój ciążowy brzuch.
***
Zmierzając do salonu Meli Iza zastanawiała się w jakim stanie jest Jej przyjaciółka. Przez tą całą ciążę zapomniała o Niej na śmierć. Przecież niedawno została napadnięta we własnym sklepie. Uchylając delikatnie drzwi zauważyła dziewczynę. Zewnętrznie nie miała już żadnych obrażeń, psychicznie też czuła się lepiej co można było wywnioskować po tym jak energicznie i z zapałem życia porusza się po swoim własnym butiku. Gdy tylko zauważyła Izę niczym mała dziewczynka stęskniona za mamą podbiegła do Niej obdarzając buziakiem w policzek.
-Meluś widzę, że wszytko dobrze u Ciebie. Jak się czujesz?
-Iza nawet nie masz pojęcia jakim wspaniałym pomysłem było odwiedzenie tego psychologa. Uwiadomił mi, że różne rzeczy w życiu się zdarzają i trzeba cieszyć się tym co tu i teraz. Wiesz co? Posłuchałam Jego rad i rozszerzyłam swą kolekcję aż do Zachodniej Europy. Mam teraz masę roboty ale nie narzekam, przynajmniej po mojej głowie nie kotłuje się już tyle negatywnych myśli. Ale zaraz, Twoja sukienka! Prawie Ją skończyłam, chodź zobacz!
- krzyknęła blondynka ciągnąc swoją przyjaciółkę na zaplecze.
To co ujrzała Iza było spełnieniem najskrytszych marzeń. Wiedziała, że Amelia jest świetną projektantką ale to było po prostu nie do opisania. Nie spodziewała się takiego rezultatu nawet po Niej. Wpatrując się w suknię nie potrafiła wykrztusić ani jednego słowa.

-Coś nie tak z Nią?- zapytała Mela- Nie martw się, jeszcze muszę Ją dopracować. Ale jak nie podoba Ci się krój to mogę Ją całkowicie zmienić.
-Mels przestań. Ona jest idealna. Taka...cudowna.

Oczarowana Iza w geście wdzięczności przytuliła swoją przyjaciółkę najmocniej jak potrafiła. Odklejając się nieco lecz nadal obejmując dziewczynę ramieniem oznajmiła:
-Tylko wiesz jest jeden problem.
Na sam dźwięk słowa "problem" Mela aż wzdrygnęła się nieco. Nie lubiła gdy coś nie szło po Jej myśli a najwyraźniej Iza coś takiego chciała Jej powiedzieć.
-Trzeba będzie Ją trochę...tak jakby poszerzyć.
Marszcząc czoło blondynka nie wiedziała o co chodzi Belli. Zamierzała przytyć? Ale po co? Przecież Izka zawsze była chudzinką, nawet chudszą od Niej samej. Zazdrościła Jej tego, że może jeść i jeść i nic Jej nigdy nie idzie w biodra. Zaraz, zaraz a może Reus stwierdził, że woli kobiety XXL? Nie, Iza by nie zrobiła tego dla faceta. Nawet jeśli kochała Go nad życie.
-O rany, widzę że się chyba nie domyślisz tępa szyszko......Jestem w ciąży! Koniec drugiego miesiąca już!- krzyknęła tonem o wiele weselszym niż wtedy gdy oznajmiała to Reusowi.
W dziedzinie przyjmowania do wiadomości takich nowin Amelia Czyż mogła sobie z Marco podać rękę. Patrzyła oszołomiona na brunetkę przez pierwsze pięć minut by zatonąć za chwilę w radosnym i piskliwym wrzasku. Dobrze, że było tak wcześnie, że klientów wywiało do domu bo najwyraźniej cały Dortmund huczałby, że Ona Izabela Malinowska jest w ciąży.
************************
Tak wiem, wiem.
Ile można pisać o tej ciąży.:)
Ale obiecuję w następnym rozdziale już poruszę inny temat.
Buziaki:*
Kalina ♥

środa, 13 sierpnia 2014

Rozdział 52

Idealny związek to taki gdzie cisza nie krępuje, odległość nie stanowi problemu, gdzie kłóci się jak stare małżeństwo, wygłupia jak dzieci, nie trzeba udawać kogoś kim się nie jest i kocha...
Kocha bezgranicznie, pomimo wbrew wszystkiemu.
Izka postanowiła pójść po rozum do głowy, przecież nie da omamić się jakiejś Jenny. Już na pewno nie pozwoli na to by ta kobieta namieszała w Jej życiu, za dużo przeszła by ot tak się poddać. Ta myśl napajała Ją dobrym humorem i była wdzięczna Meli za rozmowę. Najwidoczniej potrzebowała takiego siarczystego kopniaka po to by zapomnieć o urażonej dumie i pognać do przodu. Gdy zaszła do domu punktualnie na zegarku wybiła godzina osiemnasta. Czas w którym zawsze oglądała swój ulubiony serial jednak nie dziś. Są sprawy ważne i ważniejsze.
-Musimy porozmawiać- rzeknął Reus siadając obok brunetki na kanapie.

Przepełniona nagłym optymizmem chciała powiedzieć blondynowi, że temat Jego byłej jeszcze Ją drażni i lepiej byłoby jeśli będą unikać tego jak ognia. Wtedy wszystko będzie dobrze. Jednak Marco przez dzisiejszy dzień wiele myślał. Nie podobała Mu się postawa obojętnej Izy i postanowił działać. Podobnie jak Iza nie chciał by cokolwiek stanęło im na drodze.
-Ja nie wiem co mam powiedzieć, żebyś Ty mi uwierzyła. Jenny to zamknięty rozdział. To prawda o mało co bym Jej nie poślubił ale to przeszłość, pomyłka nie wiem jak to nazwać. Kłócimy się o jakieś brednie naprawdę. Jeśli tak bardzo niepokoisz się o Nią to pójdę tam i powiem, żeby nie zakłócała naszego spokoju.
-Nie Marco, nie chcę żebyś do Niej szedł. Chcę po prostu o Niej zapomnieć, nie życzę sobie Ją widzieć ale to na nic. Ona i tak sobie tu przychodzi jakby nigdy nic. Jesteś facetem nie zrozumiesz. Dla Was wszystko jest takie czarno białe. A ja nie chcę znów przez to przechodzić. Znów katować się przez kolejne 4 lata nie mogąc zapomnieć o naszym rozstaniu, naprawdę nie dam rady.
-Bells nic takiego się nie zdarzy.

Dziewczyna poczuła jak dopadają Ją wieczorne mdłość. Zaczęła więc liczyć powoli do dziesięciu a gdy to nie pomogło zerwała się na równe nogi by podążyć w stronę łazienki.
***
Nazajutrz z samego rana dziewczyna zmusiła się by wstać i wyłączyć budzik który jak na złość nie dawał spokoju. Poprzedniego wieczora zarejestrowała się do lekarza zmęczona już tym co działo się z Jej organizmem. Czuła się odwodniona i wiecznie słaba. Miała szczęście bo o ósmej rano wszyscy najwyraźniej przebywali już w pracy i na drodze nie było zbytniego ruchu. Stawiając się w recepcji pielęgniarka kazała Jej chwilę poczekać na lekarza. Iza nie lubiła szpitali źle Jej się kojarzył. Pamiętała z opowieści taty, że jak była mała to często tu przebywała gdy Jej mama była śmiertelnie chora. Ona nic nie pamięta, w ogóle mało ma wspomnień z osobą mamy. Ten nieprzyjemny zapach medycznego miejsca przyprawił Ją o kolejne mdłości, które starała się unikać. Oddychając głęboko i odliczając powoli do dziesięciu z radością zauważyła, że uczucie powoli znika. Zza zakrętu wyłonił się mężczyzna w białym kitlu uśmiechając się promiennie więc dziewczyna odruchowo powstała.
-Pani Izabela Malinowska?
Brunetka skinęła potakująco głową po czym jak nakazał lekarz podążyła do sali numer cztery.
Medyk był bardzo rzeczowym i wykwalifikowanym specjalistą. Po tym jak opowiedziała co Jej dolega rozkazał położyć się na kozetce i odsłonić brzuch.
-Dostała Pani okres w tym miesiącu? Jak częste są mdłości? Robiła Pani test?
Jaki test?Jaki okres? Te pytania wciąż kłębiły się w głowie Izy. Przecież zatruła się czymś i po to przyszła prawda? To wynik niestrawionego pokarmu a nie jakiejś.... Ciąży? To słowo nie chciało nawet przebrnąć przez chwilę w głowie dziewczyny. Przecież to niemożliwe. Nie, nie. Brunetce jakby uniosły się kąciki ust na samą myśl jak mogła być tak głupia i przez chwilę o tym pomyśleć. Przecież to jest wykluczone, uważali z Marco. Nie, żeby nie chcieli mieć dzieci ale są młodzi, dopiero mają się pobrać. Dziecko? To niemożliwe.
-Szósty tydzień- rzekł niespodziewanie lekarz odciągając od brzucha Belli USG.

W takich momentach nie wiesz co masz robić, nie masz pojęcia co mówić. Uśmiechnąć się, podziękować i wyjść? Iza patrzyła otępiałym wzrokiem na lekarza nie zdawając sobie sprawy jak głupkowato wygląda.
-Ale jak?- zapytała z jeszcze dziwniejszym wyrazem twarzy oczekując od medyka odpowiedzi na wszystkie nurtujące Ją pytania.
Lekarz w sędziwym wieku zarumienił się na to pytanie. Nie sądził, że będzie musiał tłumaczyć dorosłej dziewczynie jak płód znalazł się w Jej brzuchu.
-To znaczy...-opamiętała się dziewczyna- Jest Pan pewny? Może ten przyrząd źle działa?- zapytała ponownie.
-Szósty tydzień- powtórzył lekarz wciskając na aparaturze przycisk Off.-To koniec badania, Gratulacje.
Mężczyzna mówił coś jeszcze o witaminach, o wypoczynku i kolejnej wizycie ale Izabela Malinowska była już w innym świecie. Trzymając receptę od lekarza podążała ulicami Dortmundu na własnych nogach nie wiedząc właściwie dokąd zmierza. Była nieświadoma tego co robi lecz Jej podświadomość bardziej stąpająca po ziemi wiodła Jej kroki do własnego domu. Do mieszkania Izy i Marco. Właśnie Reus. Jak On zareaguje? Ucieszy się? A może wprost odwrotnie? Może wcale nie chce być ojcem, może jeszcze nie teraz. Co jeśli będzie kazał Jej usunąć dziecko, czy jest na to gotowa? W głowie brunetki piętrzyły się pytania i z każdym stawianym naprzód krokiem było ich coraz więcej i więcej.
W końcu w pobliskim parku rozbrzmiał Jej telefon, który oderwał Ją z otępienia. Co prawda był to tylko sms od operatora ale dziewczyna zdała sobie sprawę, że przez ostatnie paręnaście minut dryfowała po nieznanym Jej świecie. Nie wiedziała co myśleć. Cieszyć się? Płakać? Skakać ze szczęścia? Gdy lekarz Jej obwieszczał ciążę był taki rozradowany jakby co najmniej Amerykę odkryto. To musi być wielkie wydarzenie. W tym momencie pożałowała od razu tego, że nie ma własnej mamy. Kogoś kto przechodził przez to samo i mógłby Jej choćby w minimalnym stopniu pomóc. Nikt taki nie istniał, Jej najlepsza przyjaciółka Mela nie miała dziecka i prawdę mówiąc nie była najlepszym materiałem na matkę. A czy Ona była? Nie miała bladego pojęcia.
Szósty tydzień to była ta pierwsza noc, w której Reus się oświadczył. Wtedy gdy wrócili do siebie po czterech latach rozłąki. Wtedy gdy stwierdził definitywnie, że Jenny nie była Mu pisana. Ale Ona, Izabela Malinowska. Może to jakiś znak? Co o tym do cholery myśleć?!
************************
Zdziwione, że już nowy rozdział?
Ten jet dla mnie szczególnie wyjątkowy:) Już mówię w czym rzecz.
Ostatnio spałam sobie spokojnie a tu się burzaa rozhulała w nocy. Boję się niesamowicie i żeby zająć czymś głowę wzięłam kawałek papieru długopis i nagle do mej głowy taki potok weny naleciał, że poezja. Normalnie rozdział powstał w niecałą godzinę. ♥
Mam nadzieję, że się spodoba:)
Miłej lektury.
Mówiłam już że Was uwielbiam?
Dziękuję za wszystkie komentarze:)
Kalina.

niedziela, 10 sierpnia 2014

Rozdział 51

Zazdrość to nie jest piękne uczucie, lecz niestety ściśle wiąże się z miłością.
Życie to nie jest bajka, szczęśliwe zakończenia gdy pod Twój dom podjeżdża królewicz na białym koniu nie istnieją. I pora uzmysłowić sobie to w miarę wcześnie. Dlaczego, gdy staramy się być szczęśliwi najzwyczajniej w świecie ktoś próbuje Nam zburzyć ten porządek? Czy choć raz nie może być kolorowo? Nie bo przyjdzie taka Jenny i zepsuje wszystko.
Iza Malinowska przez poranną wizytę swojej wiecznej rywalki cały dzień chodziła zła jak osa. Miała nadzieję, że wszystkie poważniejsze kłopoty już za nimi. Chciała aby jedynym zmartwieniem były przygotowania do ślubu ale los kolejny raz postanowił zmienić Jej plan. Była wściekła, zmęczona i bardzo bolały Ją stopy od rozpakowywania swoich kartonów i biegania na górę i w dół w celu urządzenia mieszkania. Miała serdecznie dość, wiec gdy wybiła równo godzina 20.00 nalała sobie ciepłej wody do wanny i uzupełniając ciecz o waniliowy z nutką drzewa sandałowego płyn do kąpieli zanurzyła swe ciało po sam czubek nosa. Po przyjemniej kąpieli wślizgując się w pidżamkę weszła do łóżka. Kąpiel tak Ją odprężyła, że od razu odechciało Jej się spać. Zresztą jak tu zasnąć po takich przeżyciach? Włączając komputer znalazła odpowiednia stronę do przeglądania filmów i wybrała pierwszą lepszą komedię. Zdążyła zaledwie obejrzeć urywek filmu gdy drzwi frontowe z hukiem się otworzyły. Tak, Reus- pomyślała. On nie umie wchodzić po cichu bez budzenia sąsiadów w okolicy. Usłyszała jeszcze szperanie blondyna po szafkach i ujrzała Go w drzwiach sypialni.
-Śpisz już?- zapytał spoglądając na leżącą dziewczynę.
-Oglądam- burknęła wpatrując się nadal w ekran laptopa.
Miała nadzieję, że Reus da Jej dziś spokój i po prostu nie będzie się wypytywał jak minął dzień i co Ją ciekawego spotkało. Nie miała ochoty na jakąkolwiek rozmowę a zwłaszcza o jakże miłym poranku. Marco miał o do dziewczyny inne plany, rzeczywiście nie wypytywał o nic lecz kładąc się obok zaczął muskać ustami Jej ramię z którego krótki rękawek pidżamy niefortunnie zjechał w dół.
-Marco, oglądam- powtórzyła Iza podciągając rękaw.
-Coś się stało?- zapytał blondyn wyczuwając w powietrzu napiętą atmosferę.
-Nic, co się miało stać?
Marco bardzo dobrze znał ten ton, dlatego też odpuścił. Wiedział, że jeśli Iza będzie chciała to powie Mu co Ją dręczy. Nie sądził jednak, że nastąpi to tak szybko.
-Cholera jasna!- jak poparzona wyrwała się z łóżka udając się do łazienki.
Brzuch kolejny raz w tym tygodniu skapitulował i dopadły Ją wieczorne zawroty głowy.
-Byłaś u lekarza?- Reus gdy tylko usłyszał dźwięki dochodzące zza drzwi wc postanowił potrząsnąć dziewczyną. Przecież kompletnie nie dba o siebie. Pod tym względem jest najbardziej nieodpowiedzialną osobą pod słońcem.
-Pójdę......obiecuję- dodała gdy ujrzała surowy wzrok narzeczonego.
-Mam nadzieję- odrzekł Marco podążając do sypialni.
-Wiesz co? Też mam dużo nadzieji. Największą jest taka, że Jenny raz na zawsze zniknie z naszego życia. Ale nie Ona jest jak jakaś pijawka, która się przyczepia do nogi i nie ma zamiaru puścić- gestykulując rękoma Bella nie przestawała mówić.
-Iza o co Ci chodzi?
-O co mi chodzi? O to mi chodzi, że była tutaj i pytała o Ciebie.
-Przecież to nic takiego.
- odparł Reus.
-Nic takiego?- oburzona Iza nie mogła uwierzyć w to co słyszy. - Nie widziałeś Jej, była tak pewna siebie i bezczelna, że miałam ochotę Ją udusić.
-Ty?-zaśmiał się Reus.
Gdyby twarz zmieniała kolor pod wpływem emocji Iza zalałaby się teraz purpurą. Zaciskając mocno zęby wyminęła blondyna i skierowała swe kroki do sypialni. Nie miała zamiaru wysłuchiwać tej głupiej konwersacji.
***
Mela zawsze Ją rozumiała a Iza Malinowska najwyraźniej tego potrzebowała. Zrzucić ciężar z serca i porozmawiać z kimś życzliwym. Myślała, że jak powie Reusowi o tym, że Jenny była w ich mieszkaniu i Jej wizyta nie była wcale miła i przyjemna to podzieli Jej sfrustrowanie i załatwi tę sprawę raz na zawsze. Tak się jednak nie stało. Marco nie widział żadnego problemu i to Bellę rozwścieczało jeszcze bardziej.
-Meluś ja tak Jej nienawidzę ale tak bardzo, że Ty sobie nawet nie wyobrażasz tego- gestykulując żwawo rękoma Iza przemierzała w tę i z powrotem salon przyjaciółki.
-Iza usiądź, uspokój się. O co właściwie chodzi?

-Jak mam się uspokoić Mel? Ona przyszła jak gdyby nigdy nic i mówi mi, że nie mam być taka pewna, bo Ona jeszcze będzie z Reusem. O to mi chodzi! A jak mówię Mu, że Ona była u Nas to przecież nic się takiego nie stało. Przesadzasz Iza.
-Ale przecież to Ona zostawiła Go przed ołtarzem. Czego może chcieć?- zamyśliła się blondynka.
-No właśnie! Wiesz co? Na początku było mi Jej żal ale teraz tak Jej nie cierpię, że wysłałabym Ją na bezludna wyspę, żeby już nikomu więcej życia nie zatruwała!
-Ale Bells spokojnie. Może Reus ma rację i rzeczywiście przesadzasz, może Ona wcale nie jest zagrozeniem bo dla Niego już więcej nie znaczy.
-Ale nie ufam Jej, rozumiesz? I co mam teraz czekać aż coś się wydarzy.

Kolejne pół godziny Amelia Czyż uspokajała swoją przyjaciółkę wmawiając Jej, że Jenny chciała zagrać tylko Izie na nerwach i tak naprawdę nic Jej nie grozi. Dziewczyna dała sobie w końcu przepowiedzieć taką historię wydarzeń i odpuściła.
*************************************
Rozdział miałam dodać wczoraj ale był niekompletny:)
Cały tydzień Go pisałam i co chwila zmieniałam wersję zdarzeń;)
W końcu chyba wybrałam najnudniejszą z możliwych.
Nie powala mnie ten rozdział :(
Ale zostawiam Go do Waszej dyspozycji :)
Buziaki:)
Kalina ♥

piątek, 1 sierpnia 2014

Rozdział 50

Z okazji 50-tego okrągłego rozdziału dedykuję Go wszystkim tym, którzy czytają mimo wszystko mojego bloga. Dziękuję tym, którzy regularnie komentują tj: PszczółkaEmma, Borussia Dortmund-Kasia,  Misi Martaa, Gosia, Szalona Fanatyczka, Reusowa Malina, Kolorowa Biel, Sylwia M. i wszystkim wszystkim, którzy odwiedzaja moją stronę:)




Miłość jest dawaniem, nie braniem. Naprawianiem, nie niszczeniem.Zaufaniem, nigdy zwodzeniem. Cierpliwym znoszeniem i wiernym dzieleniem każdej radości i każdego smutku. Jutro, dziś i zawsze. Prawdziwa miłość to nie związek idealny, bo taki nie istnieje ale pełen kłótni i godzenia. Łez i uśmiechów. Mimo, że jest ciężko i ma się dość nie poddajesz się, bo wiesz że z tą osobą jesteś szczęśliwszy niż z kimkolwiek innym.
Marco Reus po dwudniowym pobycie w Londynie mógł w końcu wrócić do domu. Lubił podróżować, lubił grać w piłkę ale w ostatnich chwilach nic nie dawało mu tyle szczęścia co spędzanie swego wolnego czasu w swoim własnym zaciszu. Z Nią. Co Ona z Nim zrobiła? Był szczęśliwszy, miał pełno energii i czuł jakby odrodził się na nowo. Głupie dwa dni a z każdą minutą nie mógł się doczekać aż będzie w Dortmundzie. Tęsknił i to bardzo, nie zdążył się nacieszyć narzeczoną a już musiał wyjechać. Ale nadszedł czas powrotu, już siedział w samolocie i mógł zamknąć swe ociężałe powieki by jeszcze choć przez chwile odpocząć.
***
Gdy dotarł do domu wybiła 19.00, bezszelestnie wdarł się do domu nasłuchując głosów dochodzących z salonu. Podchodząc bliżej ujrzał grający telewizor i Izę, która spała na sofie. Wspiął się na palce by nie zbudzić dziewczyny i podchodząc bliżej ofiarował Jej całusa w sam środek czoła. Dziewczyna spała delikatnym snem toteż momentalnie się obudziła czując usta blondyna na swym czole.
-Już jesteś- rzekła lekko zachrypniętym głosem.
-Coś się stało? Źle wyglądasz.- stwierdził blondyn widząc teraz doskonale bladą twarz dziewczyny. Pod Jej powiekami można było dostrzec worki a twarz nabrało sino ziemistego koloru.
-Chyba mnie wirus złapał.Cały dzień wymiotuję i słabo mi.
Blondyn nie zastanawiając się długo ruszył do kuchni by zaparzyć Izie herbaty. Receptura Jego Babci mówiła, że mięta zawsze powinna pomóc na ten rodzaj dolegliwości. W międzyczasie wrócił do dziewczyny aby dotrzymać Jej towarzystwa. Nie widzieli się tylko kilka dni a dla Nich jakby to była wieczność. Bella miała ochotę rzucić Mu się na szyję ale był wycieńczona dzisiejszym dniem. Popatrzyła tylko na zatroskaną twarz swojego narzeczonego, który gładził Jej policzek. W ułamku minuty woda dało o sobie znać, że jest gotowa wiec Marco przygotował napój dla Izy. Już od samego zapachu dziewczyna poczuła się lepiej. Popijając powolnie napój czuła jak odradzają się w Niej stare siły. Podczas gdy oglądali razem z Reus'em film zauważyła jednak na dziwną minę swego chłopaka.
-Marco? Stało się coś?
-Nie- odparł krótko wpatrując się nadal w 42 cale wiszące na ścianie nad kominkiem.-Dobra, nie chcę mieć przed Tobą tajemnic- zdecydował się po chwili wyjawić co Go dręczy na sumieniu. Odwracając się do twarzą do Izy widział doskonale Jej tęczówki oczu, które były nieco zaniepokojone w tej chwili. -Chodzi o Jenny- wyrzucił z siebie na co Iza ani trochę nie była zdziwiona.
-Nie może pogodzić się z Naszym ślubem tak?- zapytała choć wcale nie musiała tego robić, przecież odpowiedź była oczywista.
-Nie, to znaczy chyba tak- plątał się w zeznaniach Marco. Jak Jej powiedziałem była zdziwiona,ale zdawało mi się, że to przyjęła a siedząc w samolocie dostałem takiego sms-a- wyciągnął telefon by ukazać wiadomość tekstową Belli.
"Nigdy z Ciebie nie zrezygnuję, mam nadzieję że będziemy jeszcze razem. Jenny.
W Izie aż kotłowało się ze złości. To Ona zostawiła Go przed ołtarzem, nie zasłużył na to. Oczywiście nie byłaby teraz z Marco ale w tamtej chwili On cierpiał i to Ją wtedy najbardziej obchodziło. Nie mogła żyć z tą myślą. A teraz jak znów układa sobie życie to zaczyna mieszać Mu w głowie. Blondyn patrząc na mimikę twarz swej narzeczonej nie musiał zadawać żadnego pytania, doskonale znał dziewczynę na tyle by wiedzieć o co chodzi.
-Belluś kocham Cię, jak się złościsz to Ci się oczy zaczynają świecić takim blaskiem, wiesz? -zapytał obejmując brunetkę w pasie. -Z Jenny już dawno skończyłem, nie myślmy już o Niej, teraz mamy inne problemy.
-Jakie?- przestraszona Iza na wieść o kolejnych nadchodzących problemach aż wzdrygnęła się leżąc na plecach.
-Takie- odrzekł blondyn całując dziewczynę w usta- i takie- schodząc niżej dotknął wargami Jej szyi- i mnóstwo innych- powiadomił z łobuzerskim uśmiechem.
-Hmmmm- Brunetka udała zamyślenie- To poważna sprawa wiesz? Skoro jest ich tak dużo to rozwiążmy teraz połowę a na resztę wygospodarujemy czas w sypialni wieczorem co?


-Podoba mi się ten pomysł- stwierdził Marco przechodząc do kolejnych problemów.
***
Unosiła co chwila kąciki ust do góry śniąc o czymś przyjemnym. Zapewne gdy wyrwie się ze snu już tego nie będzie pamiętać ale musi być to coś przyjemnego skoro uśmiech nie schodzi z Jej ust. Podświadomie zarzuciła ręką na bok łóżka by objąć Marco lecz po chwili zorientowała się, że miejsce obok jest puste. Zerkając sennie na zegarek zauważyła, że już po 11.00 czyli blondyn od pół godziny jest na treningu. Tego poranka zauważyła jeszcze coś, miała na sobie za dużą koszulkę należącą do Reusa. Na samo wspomnienie poprzedniej nocy ponownie tego ranka Jej usta wykrzywiły się w szczerym uśmiechu. Powstając z łóżka poczuła lekkie zawroty w głowie oraz ból w podbrzuszu. Stwierdziła, że chyba wirus tak szybko nie minie i trzeba będzie iść do lekarza, bo zamęczy się na śmierć. Jednak dzisiejszego dnia miała inne plany. Kartony które leżały w pokoju gościnnym musiały znaleźć odpowiednie miejsce. Skoro oficjalnie mieszka już u Marco powinna Je rozpakować. Jakoś do tej pory nie mogła znaleźć na to czasu. Blondyn dał Jej wolną rękę wiec nie musiała martwić się tym, że coś Mu się w nowym wystroju domu nie spodoba. Postanowiła wiec się rozpakować zanim Reus wróci z treningu. Robiąc sobie solidną kawę na orzeźwienie umysłu już miała w głowie plan co, gdzie ma stać. Jak na złość ktoś akurat w tym momencie zaczął pukać do drzwi. Poczłapała wiec by otworzyć bo osobnik najwidoczniej nie miał zamiaru odejść.
-Jenny?- zapytała zdziwiona osobą dziewczyny.
Na początku Jej mózg dawał sygnały zdziwienia co była narzeczona Reusa tu robi lecz później przypominając sobie ostatnie wydarzenia zdała sobie sprawę jaka to jest zazdrosna i nieprzychylnym okiem patrzy na dziewczynę.
-Przyszłam do Marco.
-Domyślam się- rzuciła od niechcenia.
-Jest?- zapytała Jenny równie rozwścieczona widokiem Izki i to w jedynie ubranej w skąpą koszulkę Jej byłego chłopaka. To przecież Ona powinna Ją nosić.
-Nie ma i nie wiem kiedy będzie- odburknęła Bella nie spuszczając wzroku ze swej towarzyszki.
-Jasne. Możesz Mu przekazać, że byłam? Przez cały tydzień będę w Dortmundzie, jeśli zechciałby się ze mną widzieć niech zadzwoni.
Tego już było za wiele. Malinowska nie chciała się wyprowadzać z równowagi. Przecież Jenny właśnie chciała to uzyskać. Po co mówiła by Jej takie rzeczy? Nie mogła znieść myśli, że jeszcze niedawno Jenny była na Jej miejscu, tego, ze mogłaby znów tak dotykać Reusa. O nie.
-Posłuchaj mnie uważnie- zaczęła.- Nie wiem co sobie ubzdurałaś w tej małej główce ale nie będziecie już razem, jasne?

-Jesteś pewna?- bezczelnie zapytała Jenny mrużąc oczy.
-Miałaś swoją szansę. Dlaczego Ją zmarnowałaś co? Powiem Ci dlaczego. Nie chciałaś być tą drugą. Doskonale wiedziałaś, że Marco nadal mnie kocha wiec z łaski swojej za każdym razem jak Ci wpadnie taki głupi pomysł do głowy to sobie przypomnij tą myśl. Żegnam.- zatrzaskując nieprzyjaźnie przed nosem dziewczyny drzwi ruszyła do salonu.
Była taka wściekła, że rozwaliłaby wszystko co Jej na drodze stanęło. Wierzyła w miłość Marco, ufała Mu ale Jenny już niekoniecznie. ona była zdolna do wszystkiego. Czy zawsze jak się zaczyna układać nie można tym się długo nacieszyć? Z taką myślą zaczęła wypakowywać pudła z prędkością błyskawicy.
*********************************
Pierwsza sprawa jest taka, że dziękuję jeszcze raz gorąco za to, że tyle ze mną wytrzymujecie. Były różne momenty w moim życiu. Miałam dłuższą przerwę w pisaniu spowodowaną moim osobistym rozczarowaniem miłosnym. Ale dzięki temu, że ciągle we mnie wierzyłyscie i mogłam tu pisać teraz już o tym nie pamiętam:)
Po drugie pod ostatnim rozdzizałem pojawiło się wiele komentarzy typu "oby Jenny nie namieszała". Wcale nie miał w zamiarze wprowadzać tej złej strony Jenny ale jakos mnie natchnęłyście i posunęłyście do tego kroku:) Co dalej? Tego jeszcze nie wiem.

Jejku 50 rozdział. Równo 9 lipca 2013r, założyłam tego bloga, wiec ma juz przeszło roook! ♥
I dobiłam do takiej liczby wyświetleń, że sama tego jeszcze do dzis nie ogarniam:)
Kocham Was <3