IZA:
Biegłam przed siebie nie patrząc na nic. W pewnym momencie wbiegłam komuś pod koła roweru. Upadłam boleśnie na rękę, którą nie mogłam ruszyć. Nie wiem co bardziej mnie bolało to, że rozpłakałam się znów przez Reusa czy ból w kości.
-Nic Ci nie jest?- zapytał mężczyzna
-Chyba coś mi się stało z ręką.
-Powinnaś pójść z tym do lekarza.
-Iza!- usłyszałam za sobą męski głos.
-Zostaw! Nic mi nie jest. Wracaj do Jenny- rzekłam
-Dziękuję Panu, zajmę się nią- skwitował mężczyznę.
Zajmę się nią? Naprawdę? Po co On tu przylazł znowu? Wciąż tylko utrudnia mi normalne funkcjonowanie w moim małym świecie. Miałam tyle pytań w głowie a na wszystkie brak odpowiedzi.
-Jedziemy do lekarza- stwierdził łapiąc mnie abym mogła podnieść się do góry.
-Dam sobie radę! Puść.
Z trudem wstałam z chodnika idąc do samochodu blondyna. Przez całą drogę milczałam. Tak jak i On. Nie podjął próby jakiejkolwiek rozmowy. Wpatrywałam się wciąż tępo w krajobraz za szybą roniąc co chwila pojedyncze łzy.
Lekarz stwierdził, że to tylko zwichnięcie więc obandażował mi nadgarstek po czym mogłam iść do domu. Usiadłam w poczekalni czekając za Reusem, który gdzieś zniknął.
-O już jesteś. W porządku?- zapytał
-Tak, chcę, do domu- skłamałam znów. Przecież nic nie było w porządku. Byłam jak jakaś roślina która niby funkcjonuje.
-Iza usiądź na chwilę- stwierdził Marco zajmując miejsce na krześle.
-Posłuchaj- zaczęłam. -Pytałeś czemu się nie zgodziłam się wtedy na oświadczyny- Nie byłam gotowa, bałam się. Nie wiedziałam, ze jeśli się nie zgodzę to odejdziesz. Nie miałam o tym pojęcia. Gdybym to wtedy wiedziała zgodziłabym się.
-Iza- blondyn spojrzał na mnie tym rozbrajającym wzrokiem
-Nie, nie Marco. Tęsknię za Tobą. I mówię wszystkim, że nie wróciłam dla Ciebie....ale wróciłam. Oczywiście, że wróciłam. I nadal Cię kocham- nie wiem co mną wtedy kierowało czy ból opuchniętej ręki czy cokolwiek innego ale nie zastanawiając się długo pocałowałam Go. Nie oddał mi pocałunku odsuwając się po chwili.
-Izaaa- spojrzał na mnie a ja wtedy zdałam sobie sprawę, że to był mój ostatni pocałunek z blondynem. Jak na łożu śmierci. Bo tak właśnie wtedy się czułam. Cała moja dusza umarła. Po raz kolejny zebrał się we mnie płacz. Marco otarł kciukiem mój policzek po czym sam mnie pocałował. Ale nie tak byle jak. Poczułam się jak dwa lata temu kiedy byliśmy razem. Kiedy przyjeżdżał do mnie stęskniony upajając się moim zapachem. Pocałunek był namiętny. Ale się skończył.
-Powinienem wracać do Jenny- odparł.
***
Po powrocie do domu zauważyłam Melę z pudełkiem chipsów na stole. Gdy mnie zauważyła wpadła w histerię.
-Jezu Bella. Co Ci jest?
-Już nic. Sytuacja opanowana- odparłam bu uspokoić przyjaciółkę. - Wróciłam dla Marco- powiedziałam bez namysłu. Po co? Nie wiem sama. Chyba musiałam z kimś porozmawiać. A Mela była najbliższa memu sercu.
-Wiem.
-Ale to nie ma znaczenia. Jest z Jenny- opadłam bezwładnie na fotel patrząc w dal.
-Kochanie, Jenny nie ma szans. Zaufaj mi. Pamiętasz jak chodziłam z Marco? I co? Ja tez nie miałam szans- stwierdziła Mela. -Jesteś Izabela Malinowska, Jesteście dla siebie stworzeni. Zawsze był Marco i Iza. Więc idź po swojego faceta. I jeśli teraz się oświadczy, to się zgódź!
-Masz rację, idę- rzuciłam nie wiedząc właściwie co ja najlepszego robię. Chciałam, z nim porozmawiać na spokojnie. Gdy doszłam na miejsce nie wiedziałam co mam robić. Co mówić. Jak się zachowywać. Zapukałam cicho mając nadzieję, ze nikt tego nie usłyszy.
Ale niestety otworzyła mi Jenny. Z tyłu, w oddali stał Marco.
-Przepraszam Jenny- zaczęłam. - Nigdy nie chciałam...
-Marco poprosił mnie o rękę- wtrąciła pokazując mi swoją dłoń na której widniał pierścionek. Rodzinna pamiątka po babci Reusa. Stałam osłupiała jak kołek.
Jak on mógł? Jak mógł przed chwilą całować się ze mną a za chwilę przybiec do Jenny i się Jej oświadczyć? I jeszcze ta jej durna triumfująca mina. To był koniec. Jeśli chciał złamać moje serce. To brawo panie Reus, udało się. Właśnie rozlatywało się na milion drobnych kawałeczków. Z jego miny nie mogłam niczego wyczytać bo spuścił wzrok na podłogę. Nie zamierzałam nikomu dać tej satysfakcji, jak to jest mi źle. Nie będę skakać wokół Niego jak zagubiona owieczka wśród stada. Nie roniąc ani jednej łzy pogratulowałam i odeszłam.
Dopiero wtedy mogłam dać upust swoim emocjom. Poszłam do domu kładąc się na sofie w salonie okryłam się kocem. Po chwili usłyszałam kroki. To była tylko Mela. Nie musiałam przed Nią niczego udawać i wcale nie chciałam tego robić.
-Oświadczył się Jenny- rzuciłam po czym zalała mnie fala łez.
-Co?- zdziwiona przyjaciółka usiadła na skraju sofy.- To szaleństwo
-Może.....a może to ja jestem szalona, myśląc że nadal coś do mnie czuje po tych wszystkich latach.
-Obie wiemy, ze Marco lubi wchodzić w złe związki. Szczególnie gdy nie może dojść kogo kocha. Pamiętasz jak było z Nami?
-Tym razem jest inaczej Meluś....Co powinnam zrobić?
Moja przyjaciółka popatrzyła tylko na kominek i kazała mi iść za Nią. Poszła na górę po czym przyniosła pudełko.
-Na początku odpuścisz- stwierdziła podając mi kuferek ze zdjęciami Marco.
Miała rację, musiałam dac sobie w końcu spokój. Nie zastanawiając się wrzuciłam całe pudełko do ognia.
Nie odpakowywałam zawartości bo jeszcze bym się cofnęła. Nie zamierzałam oglądać naszych wspólnych wspomnień. To była męka dla mojego rozkołatanego serca. Patrzyłam jak wszystkie moje uczucia względem Reusa trafiał szlak.
-A teraz usiądziemy i będziesz płakać w moje ramię ile będzie trzeba- stwierdziła Mela tuląc mnie jak małe dziecko. I tak się stało płakałam jak po śmierci mamy. Tak się i też teraz czułam. Umarłam....
***
Nazajutrz poszłam do wytwórni zastając pod drzwiami Marco.
-Cześć.
-Jeśli chciałeś złamać mi serce jest na to wiele możliwych sposobów. Nie musiałeś oświadczać się Jenny, żeby to zrobić.
-To nie ma nic wspólnego z Tobą- odrzekł. -To tylko....dziwne wyczucie czasu.
-Dobra, Marco....
-Wiem, że to może wydawać się dziwne ale....
-Nie żeń się z Nią Reus...- powiedziałam to sama nie wiem czemu przecież obiecałam sobie, Meli, że odpuszczę.
-Iza nie możesz...
-Jestem szalona? Nie czujesz tego co ja przez ostatnie lata? Bo ja czułam, że brakuje części mnie. Próbowałam wypełnić tą pustkę. Próbowałam wypełnić pracą, przyjaciółmi, muzyką. Ale Ona pozostała aż do wczorajszego pocałunku- byłam tak słaba, że znów ociekły mi łzy ciurkiem.
Tak bardzo bolało mnie to, że On nawet nie chciał na mnie spojrzeć. -Spójrz mi w oczy i powiedz, że ten pocałunek nie był taki sam jak 3 lata temu.
-Kocham Ją, Iza
Odkluczyłam szybko swój gabinet nie wpuszczając nikogo do środka. Po co tu w ogóle przyszedł? Żeby obwieścić mi radosną nowinę, że kocha Jenny? Wspianiałomyślnie.
****
Nie mogłam skupić się na pracy. Jak zawsze w trudnych momentach skierowałam się na grób mamy.
Kładąc kwiaty na nagrobku usiadłam na zimnej glebie.
-Cześć mamo. Jest jakiś sposób abyś mogła ze mną porozmawiać? Bo skorzystałabym z rozmowy matki z córką.....Marco poprosił inną dziewczynę o rękę. Za kogo On się uważa prosząc...piękna cudowną panią psycholog zamiast dziewczyny, która powiedziała kiedyś, że nie jest gotowa. Co ja mam zrobić mamo? Gdzie mam iść?
Wtedy zdałam sobie sprawę, że już nigdy nie będzie tak jak przedtem. Skoro On nie chce ze mną być to nie zmuszę Go. Mogę tylko życzyć szczęścia i patrzeć na to jak Jenny rodzi mu dzieci, jak są szczęśliwi, że mają siebie nawzajem. Bo przecież tego pragnę, aby był szczęśliwy. To jest właśnie miłość prawda? Życzyć jak najlepiej drugiej osobie choćby Nam było bardzo źle.
**************************************
No i mamy 40-tkę :)
Nigdy nie myślałam, że uda mi się napisać tyle rozdziałów.
Zakładając tego bloga prawie rok temu myślałam, że na jakichś 20 zakończę:)
Cieszę się, że jesteście ze mną :**
Buziaczki, Kalina ♥