I
tak zawsze będziesz mój.
Zależy
mi na Nim, choć już tyle razy mnie zranił, ale nie mogę przestać
o Niego walczyć, bo boję się, że Go stracę na zawsze. Za bardzo
Go kocham.
Śpiąc
spokojnie poczuł jak wewnętrzna siła skłania Go do tego by
otworzył oczy. Mimo iż była dopiero ósma godzina postanowił się
obudzić. Spojrzał na druga połowę swojego łóżka i spostrzegł,
że Izy już w Nim nie ma. Mimowolnie się przestraszył, nie tego że
brunetki nie ma lecz tego co będzie jutr, pojutrze, za miesiąc, za
rok. Możliwe, że będzie zawsze sam. Skarcił się w myślach na
samą myśl swoich durnych wyobrażeń. Co prawda nie pogodził się
do końca z decyzją Izabeli by urodziła to dziecko ale chciał Ją
wspierać, po prostu przy Niej być. Wstając z łóżka przetarł
swe zaspane powieki by poszukać dziewczyny. Siedziała w salonie
pisząc coś na kartce.
-Dobrze
się czujesz?- zapytał zdając sobie sprawę, że zadaje to pytanie
zbyt często.
-Nie
musisz mnie sprawdzać co pięć minut. Czemu nie śpisz?
-Mam
trening, muszę iść- odparł z przekonaniem, że wcale nie chce Mu
się wybierać na Idunę. Z upływem czasu każdą chwilę wolał
spędzać z Bellą niż trenować. Mimo iż, piłka była dla Niego
naprawdę ważna nie mógł oprzeć się uczuciu jak czas ucieka Mu
przez palce.
***
Z
każdą nadchodzącą chwilą zdawała obie jaki człowiek jest
słaby. Jaka Ona jest słaba. Po wielu latach powróciła do
rysunków. Zaczęła rysować. Różne rzeczy. Głównie wspomnienia o
Niej, o Marco, o wszystkim co w Jej życiu bylo istotne. Dlaczego?
Chciała by Jej dziecko miało po Niej jakąś pamiątkę.
Przechowywała to w specjalnym pudełku pod łóżkiem tak aby Reus
tego nie dojrzał. Wiedziała, że nieźle by się wkurzył gdyby
zobaczył, że Ona myśli o śmierci, że dopuszcza do siebie myl że
jednak nie przeżyje. Zdawała obie sprawę jak bardzo Go zrani gdy
odejdzie, przecież ma małe szanse przeżycia. Musi się z tym
pogodzić. Spacerując ulicami Dortmundu zatrzymała się na placu
zabaw pośród którego pełno było matek z dziećmi. Byli tacy
szczęśliwi, uśmiechnęła się na samą myśl o swoim potomku. Czy
to nie paradoks? Zamiast się smucić poczuła wewnętrzną ulgę.
Zapatrzyła się jednak w dzieci bawiące się zabawkami w piaskownicy
i wpadł na Nią rowerzysta.
-Nic
Pani nie jest?-zapytał zdając sobie sprawę z postępionego czynu.
Jego wzrok przykuł wystający już brzuch dziewczyny toteż mimo
protestów zawiózł Ją do szpitala.
***
Marco
jak na szpilkach czekał na poczekalni umierając z niepokoju.
Energicznym krokiem w Jego kierunku zmierzała Mela, która była
niemniej przerażona.
-Reus?
Co się dzieje? Gdzie Izka?
-Melka
to najwyższy czas, musicie porozmawiać. Iza ma uszkodzone łożysko,
podczas ciąży może dojść do wylewu.
-Co?-
zapytała ze smutkiem w oczach. Nie mogła uwierzyć w żadne słowo
wypowiadane przez blondyna. Jaki wylew. Iza?
W
tej samej chwili na korytarzu zjawił się lekarz uspakajając ich,
że sytuacja została opanowana i można iść do pacjentki.
-Idź-
szepnął Marco klepiąc przyjacielsko Melę po plecach. Doskonale
wiedział jak dziewczyny są zżyte i jak trudno Belli przyznać się
przyjaciółce do problemu.
Amelia
Czyż powolnym krokiem weszła do sali numer siedem gdzie leżała w
szpitalnej piżamie Jej ukochana Iza. W oczach miała słone łzy,
których nie umiała opanować. Wiedziała, ze powinna być silna ale
nic z tego.
-Hej
Mela, wszystko gra. Nie płacz- na łokciach podniosła się Bells
widząc zapłakaną twarz swej przyjaciółki.
-Nie
to powiedział Marco- odrzekła siadając na skraju łóżka.
-Powiedział
Ci?- zapytała brunetka czując ulgę na sercu iż w końcu nadszedł
ten dzień kiedy może na spokojnie wytłumaczyć Meli że Jej ciąża
nie jest wcale tak kolorowa jak się może wydawać.
-Co
my zrobimy Iza? Musimy przez to jakoś przejść- stwierdziła
blondynka łapiąc kruchą dłoń Izy.
-Nie
wiem, przejdziemy przez to- uśmiech dziewczyny tak na prawdę
przysłaniała maska, która była przerażona takim stanem rzeczy.
Nie wiedziała co robić, chciałaby po prostu by znalazł się ktoś
kto powie Jej krok po kroku co dalej.
***
Dwa
dni później Marco i Iza wracali już do domu z niezwłocznym
wskazaniem lekarza, iż Iza ma leżeć do końca ciąży. Dziewczyna
była zrezygnowana, wiedziała co to oznacza. Nuda i po prostu nuda,
w dodatku nad opiekuńczy Reus, który nie miał zamiaru spuszczać z
Niej oka. Już od progu postanowił wziąć sprawy w woje ręce.
-Nie
ma to jak w domu. Chodź, zaprowadzę Cię do łóżka.
-Marco,
przestań się tak martwić. Wiem gdzie jest sypialnia, poradzę sobie
przecież. Nic mi nie jest dziecku też nie.
-Będę
się martwił i będę to robił przez następne kilka miesięcy.-
dotknął brzucha ciążowego swojej narzeczonej po czym pochylając
się nad Nim zaczął z Nim rozmawiać szeptem.
-Dziecko
mówi, że potrzebuje popołudniowej drzemki. Dobra decyzja, zgadzam
się- nie słuchając protestów dziewczyny wsunął rękę pod Jej
ramię i siłą zaprowadził Ją do łóżka.
***
Przepraszam,
przepraszam, przepraszam. Dosyć, że rozdział jest krótki to
jeszcze taka beznadzieja o niczym tak na prawdę. Po prostu tak
bardzo jak nie nawidzę pisać początku tak samo nie lubię
końcowych rozdziałów. Jako taki pomysł na zakończenie mam ale
zostało ok 3,4 rozdziałów które jakoś muszę napisać. Porażka.
Pozdrawiam:*
Kalina
<3